13-06-2024, 06:57 AM
Oriane uśmiechnęła się jedynie na słowa Sophie. Brzmiała już na nieco weselszą, dobrze. Jedynie tego im brakowało by jakiś złośliwy upiór zniszczył im cały wieczór. Gdyby z Ori był wesołek pokroju Pascala pewnie by już sobie obrała za cel rozbawić wszystkich wokół.
Wesołkiem tego konkretnego pokroju jednakże nie była a od Asa nie potrafiła oczekiwać więcej niż odrobina starania dołożonego by choć trochę dobrze się bawić.
Bo szczerze wątpiła, że brat nie chciał porozmawiać. Mogła mieć jedynie nadzieję, że nie w pełni przetrawił i zrozumiał co zobaczył; że zbyt z pantałyku zbiło go wykrzykiwane "Twoja wina!" by połączył chęć ucięcia mężczyźnie męskości z tym, co mogło do podobnej chęci prowadzić.
Mogła mieć jedynie nadzieję, że do czasu niechybnej rozmowy będzie wciąż żył w nieświadomości.
Bała się jego świadomości.
W rozbawieniu przewróciła oczami na braterskie wygibasy a'la model.
- Ach, to stąd w mojej głowie pogłos przekleństw części szkoły zainteresowanej estetyką męskiego ciała: okradłam ich z widoków! - odparła, teatralnie zaskoczona, całkowicie oddając się przez tę niecałą minutę alternatywnej prawdzie, gdzie aktualnie te głosy słyszała.
Poddała się, odpuściła żartobliwemu teatrzykowi z lekkim śmiechem, potrząśnięciem głowy.
Wracając do wesołków: Ori była wesołkiem innego pokroju, owszem. Dlatego zaznaczyła swoje malarskie terytorium na Pascalowych ramionach oraz szyi, nieco dekoltu, Sophii zostawiając nieco ciekawsze rejony, na południe od jej własnych. A niech się dzieci rozkojarzą sytuacją, tylko im to pomoże przejść nad boginem do porządku dziennego.
Nałożyła na pędzel kolejną porcję szarej farby i pacnęła ją bratu wprost na nos. W końcu na twarzy też miał być statuą.
- Jestem tu dokładnie po to żeby kopać zady i wydrapywać oczy każdemu zagrażającemu ci złu, oui? Więc proszę się nadmiernie nie rozczulać, publicznie nie przystoi - mówiąc, niby pouczająco, oczywiście żartowała.
Nie całkowicie żartowała. Pewnie by dla brata zamordowała. Ale w tej konkretnej sytuacji był to jednak żart.
Pędzlem rozprowadzała farbę w kierunku policzków, po nosie... Skrzywiła się. Wsunęła w końcu pędzel między zęby - nie tą malarską końcówką, bez obaw - i zaczęła rozprowadzać farbę po jego twarzy palcami.
Coś pomiędzy nakładaniem komuś fluidu a szczypaniem policzków jak upierdliwa ciotka, huh?
Wesołkiem tego konkretnego pokroju jednakże nie była a od Asa nie potrafiła oczekiwać więcej niż odrobina starania dołożonego by choć trochę dobrze się bawić.
Bo szczerze wątpiła, że brat nie chciał porozmawiać. Mogła mieć jedynie nadzieję, że nie w pełni przetrawił i zrozumiał co zobaczył; że zbyt z pantałyku zbiło go wykrzykiwane "Twoja wina!" by połączył chęć ucięcia mężczyźnie męskości z tym, co mogło do podobnej chęci prowadzić.
Mogła mieć jedynie nadzieję, że do czasu niechybnej rozmowy będzie wciąż żył w nieświadomości.
Bała się jego świadomości.
W rozbawieniu przewróciła oczami na braterskie wygibasy a'la model.
- Ach, to stąd w mojej głowie pogłos przekleństw części szkoły zainteresowanej estetyką męskiego ciała: okradłam ich z widoków! - odparła, teatralnie zaskoczona, całkowicie oddając się przez tę niecałą minutę alternatywnej prawdzie, gdzie aktualnie te głosy słyszała.
Poddała się, odpuściła żartobliwemu teatrzykowi z lekkim śmiechem, potrząśnięciem głowy.
Wracając do wesołków: Ori była wesołkiem innego pokroju, owszem. Dlatego zaznaczyła swoje malarskie terytorium na Pascalowych ramionach oraz szyi, nieco dekoltu, Sophii zostawiając nieco ciekawsze rejony, na południe od jej własnych. A niech się dzieci rozkojarzą sytuacją, tylko im to pomoże przejść nad boginem do porządku dziennego.
Nałożyła na pędzel kolejną porcję szarej farby i pacnęła ją bratu wprost na nos. W końcu na twarzy też miał być statuą.
- Jestem tu dokładnie po to żeby kopać zady i wydrapywać oczy każdemu zagrażającemu ci złu, oui? Więc proszę się nadmiernie nie rozczulać, publicznie nie przystoi - mówiąc, niby pouczająco, oczywiście żartowała.
Nie całkowicie żartowała. Pewnie by dla brata zamordowała. Ale w tej konkretnej sytuacji był to jednak żart.
Pędzlem rozprowadzała farbę w kierunku policzków, po nosie... Skrzywiła się. Wsunęła w końcu pędzel między zęby - nie tą malarską końcówką, bez obaw - i zaczęła rozprowadzać farbę po jego twarzy palcami.
Coś pomiędzy nakładaniem komuś fluidu a szczypaniem policzków jak upierdliwa ciotka, huh?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.