14-06-2024, 06:29 AM
Kiedy zmieniała ubrania po zajęciach by wydobyć się ze szkolnego mundurka poczuła jak bardzo jest zaniepokojona sytuacją dopiero gdy zdjęła spódnicę i uświadomiła sobie, że ściągnięcie elementu garderoby, który tak łatwy był do pokonania przez osobę o złych zamiarach, przyniósł jej ulgę. Zawisła więc wybierając strój. Musiała założyć coś, co przyniesie odrobinę spokoju. Coś pasującego do jej normalnego stylu ale dającego przeświadczenie, że ma na sobie ciężką do spenetrowania barierę.
Czarny kombinezon zapinany na ukryte pod zakładką z materiału guziki, co prawda z krótkimi nogawkami, jednak musiała założyć coś krótszego żeby usprawiedliwić buty na niziutkim obcasie. Dodatkowo wiązany był u frontu, dodając kolejną barierę.
Żadnych krawędzi za które można złapać i zdjąć ciuch jednym ruchem.
Tweedowa marynarka w delikatną biało-kremową kratę; typu oversize kryła większość walorów figury wciąż nie sprawiając, że figura wyglądała źle. Zostawiła pojedynczy guzik z przodu rozpięty.
Gdyby złapał za kołnierz będę ją mogła zrzucić i wciąż uciec.
Naszyjnik. Dość krótki sznurek perełek ze sporą zawieszką.
Krótki, mało miejsca żeby chwycić i zacząć dusić. Gdyby chwycić, perły nie wpiją się w szyję jak garota.
Złoty okrąg z okiem z perłowego kaboszonu, z wiszącą pojedynczą perłą, razy dwa - kolczyki z zapięciem typu sztyft. Najmniej solidne, najłatwiejsze do przypadkowego rozpięcia.
Rozepnie się zanim porwie płatek ucha.
Czarno-beżowe botki na niziutkim obcasie.
Łatwo w nich biegać.
Włosy zebrane w bananowy kok.
Gładki, nie wystający, trudny do pochwycenia.
Mała biała torebka z rączką z szerokich taśm lśniącego czarnego materiału związanych w kokardę. Nieszczególnie ważna dla ochrony.
Jak długo nie da się jej przewiesić na skoś klatki piersiowej.
Przeglądając się w lustrze Oriane oceniła, że wygląda jak ona, jak zawsze. A mimo wszystko fakt, że każdy element był przemyślany dla bezpieczeństwa, koił niepokój.
Idąc ku sali chóru przed czasem Ori wiedziała, że nie boi się Cama samego w sobie. Zwyczajnie sytuacja była zbyt podobna do przeżyć z przeszłości: spotkanie związane z magią bezróżdżkową, sam na sam ze starszym, niewiele starszym w tym przypadku ale wciąż - starszym, przedstawicielem płci przeciwnej.
Wtedy... Wtedy była mała. Kiedy Humbert Humbert zaczął ją sobie układać wciąż miała jedenaście lat.
Teraz była starsza. Dużo bardziej świadoma. Mogła się obronić. I, przede wszystkim, nie mogła pozwolić żeby przeszłość rzucała się cieniem na teraźniejszość w której wciąż chciała poznać tajniki bezróżdżkowej magii.
Specjalnie przyszła przed czasem. Musiała obejrzeć dokładnie salę. Powoli, skupiona, dwa razy obeszła przestrzeń notując w pamięci szczegóły: drogi ucieczki, kryjówki, potencjalna broń.
Usiadła w końcu przed pianinem z westchnieniem. Zrobiła wszystko co mogła by czuć się jak najspokojniej a mimo to niespokojna energia płynęła przez układ nerwowy. Obnażyła klawisze instrumentu. Co mogłaby zagrać, co by brzmiało jak niepokój pulsujący pod skórą? Oczywiście "Ondyna" Ravela. Grała, słuchając wyrażonej pianinem niespokojnej wody. Deszcz mieszający się z wartkim strumieniem.
Gdyby życie Oriane miało soundtrack z pewnością byłby on złożony w większości, jeśli nie po całości, z kompozycji Ravela.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.