15-06-2024, 02:48 AM
Camden zdążył usłyszeć już od Raphaela, że Oriane bywa chłodna, że była zdystansowana i był niemal pewien, że jego kolega wspominał też coś o snuciu przez nią teorii spiskowej, zdaje się, że przeciwko niej samej. Nijak nie spodziewał się jednak, co mogło dziać się w jej głowie przed spotkaniem. I chwała mu za to - gdyby tylko wiedział, bardzo możliwe, że do spotkania by nie doszło i to z jego winy. Jeżeli miało wiązać się z tak negatywnymi emocjami oraz wymagać aż tak dokładnego przygotowania się, to może jednak nie było tego warte?
A choć nie miał najmniejszego pojęcia o tym, co faktycznie działo się w jej głowie, było parę momentów, podczas gdy jeszcze wymieniali się tylko listami, kiedy czuł się z całą interakcją nieco dziwnie. Po pierwsze, jego wychowanie sprawiało, że czuł, iż powinien zwracać się do niej inaczej - przynajmniej listownie. Z drugiej strony, nie pasowało mu to i zdecydował, że nie tylko nie podoba mu się taki sposób korespondencji oraz że może on automatycznie narzucać pewien dystans pomiędzy nimi. Potem ona, oczywiście, zaczęła zwracać się do niego w sposób, którego sam unikał, w związku z czym poczuł ukłucie pewnej niezręczności. Na szczęście nie był typem, która dawałaby podobnym uczuciom zwyciężyć i postanowił dalej robić swoje, na własnych zasadach.
Nie powstrzymała go też myśl o tym, że być może zwracanie się do niej w ten sposób oraz zapraszanie jej wieczorem do pustej, ciemnej sali na uboczu, nie brzmiało najlepiej. Nie widział w sobie wielkiego niebezpieczeństwa, toteż nie obawiał się, że Oriane mogłaby się go w jakiś sposób obawiać, ale czy aby na pewno żadna z tych wiadomości nie brzmiała tak, jakby chciał ją uwieść? W dodatku, bardzo świadomie i celowo, nie wspomniał ani słowem o tym, że sam posługuje się magią bezróżdżkową bez większych problemów. Rzecz jasna mogła wyczytać to gdzieś między wierszami, ale wolał pozostawić ją w niepewności. Z jakiegoś powodu czuł się dosyć komfortowo ze świadomością, że niemal nikt nie wiedział o tym, że w końcu udało mu się opanować tę umiejętność. Miał swoje powody, by chcieć się jej nauczyć i zdaje się, że właśnie dlatego zdecydował się zwrócić do nowej koleżanki. Skoro szukała do pomocy kogoś w ten sposób, najpewniej również miała swoje powody, a nie tylko nagłą zachciankę.
Podczas gdy Ślizgonka dokładnie przygotowywała się do spotkania, Camden dojadał kolację, rozmawiał ze znajomymi z domu, a dopiero pod koniec, niby mimowolnie i przypadkowo, przesunął wzrokiem po stole Slytherinu, aby ocenić, czy Oriane jeszcze przy nim siedziała. Gdy jej nie znalazł, spojrzał raz jeszcze, nim wreszcie wstał od własnego stołu, by wreszcie powoli ruszyć na spotkanie.
W drodze przemyślał, jak chciałby, aby potoczyła się ich rozmowa, ale nie przywiązywał się wcale do wyobrażonej wersji wydarzeń, wiedząc, że starczy jedna niespodziewana wypowiedź, by wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Jedynie ustalił sam ze sobą własne oczekiwania.
Jej grę usłyszał już na korytarzu, a choć pianino naturalnie pasowało mu do Oriane, przeszło mu przez myśl, że być może ktoś inny akurat dzisiaj i akurat o tej porze chciał skorzystać z tej samej sali, co oni. Zatrzymał się na krótki moment tuż przed drzwiami, by rozejrzeć się w obie strony, na wypadek, gdyby dziewczyna jednak również dopiero szła mu na spotkanie i mogliby jeszcze z łatwością się wycofać. Nie widział nikogo, nie słyszał też żadnych kroków, a więc powoli otworzył drzwi, aby wślizgnąć się do środka, nie przeszkadzając pianiście, który z pewnością włożył dotąd wiele pracy we własną grę.
Pianista na szczęście okazał się pianistką i rzeczywiście była to Ślizgonka, której się spodziewał. Nie był tylko pewien, czy powinien odczekać, aż dokończy, czy raczej dać jej znać o swojej obecności. Czy grała dla zabicia czasu, czy raczej ważnym byłoby dla niej dograć utwór do końca?
Postanowił się nie odzywać, aby nie lekceważyć w żaden sposób jej gry. Odchrząknięcie również nie brzmiałoby dobrze - zupełnie jakby się niecierpliwił, a w rzeczywistości nigdzie mu się nie spieszyło. Zdecydował się więc jedynie podejść bliżej, nie starając się przy tym stąpać zbyt ostrożnie, aby mogła usłyszeć jego kroki.
A choć nie miał najmniejszego pojęcia o tym, co faktycznie działo się w jej głowie, było parę momentów, podczas gdy jeszcze wymieniali się tylko listami, kiedy czuł się z całą interakcją nieco dziwnie. Po pierwsze, jego wychowanie sprawiało, że czuł, iż powinien zwracać się do niej inaczej - przynajmniej listownie. Z drugiej strony, nie pasowało mu to i zdecydował, że nie tylko nie podoba mu się taki sposób korespondencji oraz że może on automatycznie narzucać pewien dystans pomiędzy nimi. Potem ona, oczywiście, zaczęła zwracać się do niego w sposób, którego sam unikał, w związku z czym poczuł ukłucie pewnej niezręczności. Na szczęście nie był typem, która dawałaby podobnym uczuciom zwyciężyć i postanowił dalej robić swoje, na własnych zasadach.
Nie powstrzymała go też myśl o tym, że być może zwracanie się do niej w ten sposób oraz zapraszanie jej wieczorem do pustej, ciemnej sali na uboczu, nie brzmiało najlepiej. Nie widział w sobie wielkiego niebezpieczeństwa, toteż nie obawiał się, że Oriane mogłaby się go w jakiś sposób obawiać, ale czy aby na pewno żadna z tych wiadomości nie brzmiała tak, jakby chciał ją uwieść? W dodatku, bardzo świadomie i celowo, nie wspomniał ani słowem o tym, że sam posługuje się magią bezróżdżkową bez większych problemów. Rzecz jasna mogła wyczytać to gdzieś między wierszami, ale wolał pozostawić ją w niepewności. Z jakiegoś powodu czuł się dosyć komfortowo ze świadomością, że niemal nikt nie wiedział o tym, że w końcu udało mu się opanować tę umiejętność. Miał swoje powody, by chcieć się jej nauczyć i zdaje się, że właśnie dlatego zdecydował się zwrócić do nowej koleżanki. Skoro szukała do pomocy kogoś w ten sposób, najpewniej również miała swoje powody, a nie tylko nagłą zachciankę.
Podczas gdy Ślizgonka dokładnie przygotowywała się do spotkania, Camden dojadał kolację, rozmawiał ze znajomymi z domu, a dopiero pod koniec, niby mimowolnie i przypadkowo, przesunął wzrokiem po stole Slytherinu, aby ocenić, czy Oriane jeszcze przy nim siedziała. Gdy jej nie znalazł, spojrzał raz jeszcze, nim wreszcie wstał od własnego stołu, by wreszcie powoli ruszyć na spotkanie.
W drodze przemyślał, jak chciałby, aby potoczyła się ich rozmowa, ale nie przywiązywał się wcale do wyobrażonej wersji wydarzeń, wiedząc, że starczy jedna niespodziewana wypowiedź, by wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Jedynie ustalił sam ze sobą własne oczekiwania.
Jej grę usłyszał już na korytarzu, a choć pianino naturalnie pasowało mu do Oriane, przeszło mu przez myśl, że być może ktoś inny akurat dzisiaj i akurat o tej porze chciał skorzystać z tej samej sali, co oni. Zatrzymał się na krótki moment tuż przed drzwiami, by rozejrzeć się w obie strony, na wypadek, gdyby dziewczyna jednak również dopiero szła mu na spotkanie i mogliby jeszcze z łatwością się wycofać. Nie widział nikogo, nie słyszał też żadnych kroków, a więc powoli otworzył drzwi, aby wślizgnąć się do środka, nie przeszkadzając pianiście, który z pewnością włożył dotąd wiele pracy we własną grę.
Pianista na szczęście okazał się pianistką i rzeczywiście była to Ślizgonka, której się spodziewał. Nie był tylko pewien, czy powinien odczekać, aż dokończy, czy raczej dać jej znać o swojej obecności. Czy grała dla zabicia czasu, czy raczej ważnym byłoby dla niej dograć utwór do końca?
Postanowił się nie odzywać, aby nie lekceważyć w żaden sposób jej gry. Odchrząknięcie również nie brzmiałoby dobrze - zupełnie jakby się niecierpliwił, a w rzeczywistości nigdzie mu się nie spieszyło. Zdecydował się więc jedynie podejść bliżej, nie starając się przy tym stąpać zbyt ostrożnie, aby mogła usłyszeć jego kroki.