17-06-2024, 06:31 PM
Nie podjęła żartu na temat biegania nago i nie myślała o nim ani sekundę dłużej.
Ot, po prostu jej nie leżał, ale jeśli młodsi mieli ochotę tak żartować nie zamierzała nikomu w tym przeszkadzać czy ukracać ścieżki myślenia. Wyglądało jednak na to, że ta umarła śmiercią względnie naturalną, jak człowiek bez rączek i nóżek umiera z pragnienia, bo się go nie poczęstowało wodą.
Pomalowała jednym kolorem braterską buźkę, szyję, zaczynała okolice obojczyków skręcając ku jednemu z ramion.
- Tsk, tsk, mam tylko ćwiartkę przebłysków ludzkości - niby go upomniała, ale żartobliwe ton oraz błysk oka zdradzały, że również się miłośno-rodzinnie przekomarzała.
Zerknęła znów ku Sophie: dziewczyna albo skupiała się na malowaniu tak bardzo, że wyłączyła się praktycznie na świat albo zatonęła we własnych myślach. Miała ochotę spytać ją czy wszystko w porządku. Wiedziała jednak, że najprawdopodobniej nie było w porządku. Sama wciąż czuła się nieco, powiedzmy, nietypowo.
Nie próbowała nawet zrozumieć czym lub kim był bogin koleżanki. Widziała jedynie osobę potężnie straumatyzowaną przez oryginalnego właściciela formy jaką bogin przyjął. I tyle starczyło by rozumieć, że Sophie też była skrzywiona i że nie jest to temat do podjęcia. I że była odważna w czasie walki, i że była silna skoro wciąż tu była, próbowała wieść normalne życie.
Orian wolałaby co prawda przerwać jakąkolwiek spiralę myślową Sophie przeżywała, jednakże nie było to jej miejsce. Widziały się tak naprawdę dopiero drugi raz.
- Nikt się nie nabierze - zaśmiała się lekko. "Chyba, że znalazłeś sposób na pomalowanie białek oraz tęczówek oczu i zamierzasz wyrwać sobie rzęsy." mogła powiedzieć i prawie powiedziała. - Jesteś zbyt pięknym stworzeniem, żeby większość szkoły już cię przynajmniej nie kojarzyła z twarzy - zdecydowała się powiedzieć zamiast, podle pierwszego instynktu, pryskać jego bańkę.
Po tym jak wyglądał jego bogin? Zasługiwał na parę komplementów.
Zwłaszcza, że Oriane poczuła dziwne ukłucie winy z tym jego boginem związane; jakby to była wina jej osoby, że tak bardzo As przykładał wagę do zewnętrznej prezencji. Ogólnie miała dziwnie sprzeczne odczucia jeśli o Pascalowego gluta chodziło. Z jednej strony poczucie winy, z drugiej szczera, czysta radość, że miał lęk tak zwyczajny dla osób w latach nastoletnich; że nie wydarzyło się nic, co by go wystarczająco porządnie skrzywiło by znajdować odzwierciedlenie w lękach.
Malowała go po prostu dłońmi - miały większą powierzchnię niż pędzle. I była już w okolicach nadgarstka jednej z rąk.
- As? Możemy zostawić dłonie na później? Miałeś mi w końcu spleść warkoczyki do kostiumu - przypomniała mu o pomocy, którą zgodził się zaoferować gdy umawiali się na to przygotowawcze spotkanie.
Nie oszukujmy się - musiałyby go malować naprawdę jasnym kolorem żeby gotowe dłonie nie poplamiły jej blondu. Na oko kolor bazy był co najmniej odrobinę za ciemny.
Łanie nie bywają blond zbyt często. A kiedy już się pojawią raczej nie mają szarych plam.
Ot, po prostu jej nie leżał, ale jeśli młodsi mieli ochotę tak żartować nie zamierzała nikomu w tym przeszkadzać czy ukracać ścieżki myślenia. Wyglądało jednak na to, że ta umarła śmiercią względnie naturalną, jak człowiek bez rączek i nóżek umiera z pragnienia, bo się go nie poczęstowało wodą.
Pomalowała jednym kolorem braterską buźkę, szyję, zaczynała okolice obojczyków skręcając ku jednemu z ramion.
- Tsk, tsk, mam tylko ćwiartkę przebłysków ludzkości - niby go upomniała, ale żartobliwe ton oraz błysk oka zdradzały, że również się miłośno-rodzinnie przekomarzała.
Zerknęła znów ku Sophie: dziewczyna albo skupiała się na malowaniu tak bardzo, że wyłączyła się praktycznie na świat albo zatonęła we własnych myślach. Miała ochotę spytać ją czy wszystko w porządku. Wiedziała jednak, że najprawdopodobniej nie było w porządku. Sama wciąż czuła się nieco, powiedzmy, nietypowo.
Nie próbowała nawet zrozumieć czym lub kim był bogin koleżanki. Widziała jedynie osobę potężnie straumatyzowaną przez oryginalnego właściciela formy jaką bogin przyjął. I tyle starczyło by rozumieć, że Sophie też była skrzywiona i że nie jest to temat do podjęcia. I że była odważna w czasie walki, i że była silna skoro wciąż tu była, próbowała wieść normalne życie.
Orian wolałaby co prawda przerwać jakąkolwiek spiralę myślową Sophie przeżywała, jednakże nie było to jej miejsce. Widziały się tak naprawdę dopiero drugi raz.
- Nikt się nie nabierze - zaśmiała się lekko. "Chyba, że znalazłeś sposób na pomalowanie białek oraz tęczówek oczu i zamierzasz wyrwać sobie rzęsy." mogła powiedzieć i prawie powiedziała. - Jesteś zbyt pięknym stworzeniem, żeby większość szkoły już cię przynajmniej nie kojarzyła z twarzy - zdecydowała się powiedzieć zamiast, podle pierwszego instynktu, pryskać jego bańkę.
Po tym jak wyglądał jego bogin? Zasługiwał na parę komplementów.
Zwłaszcza, że Oriane poczuła dziwne ukłucie winy z tym jego boginem związane; jakby to była wina jej osoby, że tak bardzo As przykładał wagę do zewnętrznej prezencji. Ogólnie miała dziwnie sprzeczne odczucia jeśli o Pascalowego gluta chodziło. Z jednej strony poczucie winy, z drugiej szczera, czysta radość, że miał lęk tak zwyczajny dla osób w latach nastoletnich; że nie wydarzyło się nic, co by go wystarczająco porządnie skrzywiło by znajdować odzwierciedlenie w lękach.
Malowała go po prostu dłońmi - miały większą powierzchnię niż pędzle. I była już w okolicach nadgarstka jednej z rąk.
- As? Możemy zostawić dłonie na później? Miałeś mi w końcu spleść warkoczyki do kostiumu - przypomniała mu o pomocy, którą zgodził się zaoferować gdy umawiali się na to przygotowawcze spotkanie.
Nie oszukujmy się - musiałyby go malować naprawdę jasnym kolorem żeby gotowe dłonie nie poplamiły jej blondu. Na oko kolor bazy był co najmniej odrobinę za ciemny.
Łanie nie bywają blond zbyt często. A kiedy już się pojawią raczej nie mają szarych plam.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.