19-06-2024, 11:23 AM
Pokiwała głową na Camdenową szczerość. Doceniała takie odświeżające, krytyczne spojrzenie na samego siebie.
- Nic więcej poza spróbowaniem nie wymagam - odparła z równą szczerością.
Bo jak mogłaby? Rozpuściła wici pośród uczniów. Żaden nie miał za pasem nauczycielskiego doświadczenia. Biorąc pod uwagę co się stało ostatnim razem, gdy ktoś z podobnym doświadczeniem miał ją sobie regularnie sam na sam? Zdecydowanie wolała niezdarne pierwsze próby nauczania, indywidualne docieranie się komunikacji tłumaczącego i odbiorcy. I, oczywista, nie będzie zła jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Celując w ucznia-nauczyciela wzięła przecież pod uwagę, że nawet jeśli znajdzie nauczyciela, rzecz ciągle może spalić na panewce.
Och, ale nikt jej nie zabraniał starać się ze wszystkich sił by efekt był ten oczekiwany, nie rozczarowujący. Zamierzała się przyłożyć do pracy jak gdyby zależały od tego jej jestestwo oraz reputacja.
Potem... Potem padły pytania. Dwa. Niewinne.
Nie zastygła jak jelonek nagle uderzony światłem reflektora, nie uciekła też jak nieśmiałek.
Głównie dlatego, że zdarzały się już w jej życiu pytania na temat czasów około-Humbertowych. Najbardziej konfundujące były te czasom równoległe, padające od koleżanek: "Co robiliście?", "Już się nauczyłaś?". Nie powie im przecież, że siedziała na krześle, bo za niska była na klęczenie, przed nauczycielem o rozpiętym rozporku.
Następne były łatwiejsze. Z przestrzenią lat coraz łatwiejsze. Nie dlatego, że wspomnienia bledły. Powodem bardziej był fakt, że nauczyła się traktować odpowiedzi jak małą zagadkę: jak i co wyciąć z prawdy, pominąć zupełnie, żeby wciąż właściwie mówić prawdę ale nic złego nie zdradzić?
Taki tam mechanizm obronny.
- Mais oui - skinęła głową. - Drugi semestr pierwszej klasy i pierwszy semestr drugiej, na prywatnych korepetycjach. Nauczyciel odszedł ze stanowiska. Niedługo potem w rodzinie wydarzyła się śmierć. Zrządzeniem losu nie miałam szansy kontynuować - podała najbardziej bliską prawdy wersję omijającą parę szczegółów, których w danej sytuacji nawet nie można by określić fundamentalnymi. Uśmiechnęła się za to lekko. Tak dla podkreślenia następnych słów, jak dla odwrócenia uwagi rozmówcy od mocno streszczonych wydarzeń. - Chęć jednak pozostała. Hogwart oferuje nieco mniej zajęć, tak więc w końcu znalazłam czas. I potencjalnego nauczyciela, zdaje się - skinęła głową ku Camowi, w geście sugerującym, że to o nim mowa. Tak na wypadek jakby jeszcze do słowa "nauczyciel" nie przywykł.
Cóż. Poza czasem odnalazła też odwagę w samej sobie żeby zmierzyć się z dziedziną będącą dość kluczowym elementem wiodącym do traumy. Ale tego mówić nie powinna i, przede wszystkim, nie chciała.
- Nic więcej poza spróbowaniem nie wymagam - odparła z równą szczerością.
Bo jak mogłaby? Rozpuściła wici pośród uczniów. Żaden nie miał za pasem nauczycielskiego doświadczenia. Biorąc pod uwagę co się stało ostatnim razem, gdy ktoś z podobnym doświadczeniem miał ją sobie regularnie sam na sam? Zdecydowanie wolała niezdarne pierwsze próby nauczania, indywidualne docieranie się komunikacji tłumaczącego i odbiorcy. I, oczywista, nie będzie zła jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Celując w ucznia-nauczyciela wzięła przecież pod uwagę, że nawet jeśli znajdzie nauczyciela, rzecz ciągle może spalić na panewce.
Och, ale nikt jej nie zabraniał starać się ze wszystkich sił by efekt był ten oczekiwany, nie rozczarowujący. Zamierzała się przyłożyć do pracy jak gdyby zależały od tego jej jestestwo oraz reputacja.
Potem... Potem padły pytania. Dwa. Niewinne.
Nie zastygła jak jelonek nagle uderzony światłem reflektora, nie uciekła też jak nieśmiałek.
Głównie dlatego, że zdarzały się już w jej życiu pytania na temat czasów około-Humbertowych. Najbardziej konfundujące były te czasom równoległe, padające od koleżanek: "Co robiliście?", "Już się nauczyłaś?". Nie powie im przecież, że siedziała na krześle, bo za niska była na klęczenie, przed nauczycielem o rozpiętym rozporku.
Następne były łatwiejsze. Z przestrzenią lat coraz łatwiejsze. Nie dlatego, że wspomnienia bledły. Powodem bardziej był fakt, że nauczyła się traktować odpowiedzi jak małą zagadkę: jak i co wyciąć z prawdy, pominąć zupełnie, żeby wciąż właściwie mówić prawdę ale nic złego nie zdradzić?
Taki tam mechanizm obronny.
- Mais oui - skinęła głową. - Drugi semestr pierwszej klasy i pierwszy semestr drugiej, na prywatnych korepetycjach. Nauczyciel odszedł ze stanowiska. Niedługo potem w rodzinie wydarzyła się śmierć. Zrządzeniem losu nie miałam szansy kontynuować - podała najbardziej bliską prawdy wersję omijającą parę szczegółów, których w danej sytuacji nawet nie można by określić fundamentalnymi. Uśmiechnęła się za to lekko. Tak dla podkreślenia następnych słów, jak dla odwrócenia uwagi rozmówcy od mocno streszczonych wydarzeń. - Chęć jednak pozostała. Hogwart oferuje nieco mniej zajęć, tak więc w końcu znalazłam czas. I potencjalnego nauczyciela, zdaje się - skinęła głową ku Camowi, w geście sugerującym, że to o nim mowa. Tak na wypadek jakby jeszcze do słowa "nauczyciel" nie przywykł.
Cóż. Poza czasem odnalazła też odwagę w samej sobie żeby zmierzyć się z dziedziną będącą dość kluczowym elementem wiodącym do traumy. Ale tego mówić nie powinna i, przede wszystkim, nie chciała.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.