21-06-2024, 05:48 PM
Och, zauważyła to już wcześniej. Czy w ogrodzie, czy na dachu, ciężko było pamiętać, ale zauważyła jak pochylał się ku jej gestom i było to niemal jak opiat dla umierającego z bólu człowieka. Nie wiedziała nawet jak bardzo potrzebowała podobnego widoku, i za każdym razem odkrywała jak głodna tego była. Nie wiedziała nawet co konkretnie było w tym tak uzależniające niemalże. Czy świadomość kontroli? Jakiś zwierzęcy instynkt? Czy zwyczajna radość skrzywionej życiem nastolatki, co widziała czarno na białym, że przyciąganie nie było jednostronne?
Co do głębokości jego sekretu - och, spodziewała się od samego ogrodu, że to nie tylko łobuzerska natura na smyczy. Niemniej jednak ten uśmieszek szelmy przyniósł ze sobą przeświadczenie wędrowania we właściwym kierunku. I jakieś inne, ciężkie do określenia uczucie, co płynęło ciepło przez żyły: niby na granicy z paleniem a wciąż jedynie rozgrzewające.
Bez zażenowania odpowiedziała na jego elektryzujące spojrzenie swoim własnym, dużo mniej czytelnym, w zależności od padającego w oczy światła ciepłym, przywodzącym na myśl gorącą czekoladę w śnieżne wieczory, bądź czarnym, głęboko niepokojącym przez niemalże niewidoczną różnicą między źrenicą a tęczówką.
Intensywność jego spojrzenia bawiła rozkosznie i przyprawiała o uczucie: jakby łagodny dreszcz, jakby rozgrzewające, podskórne swędzenie; jakby była zwierzyną i predatorem jednocześnie. Ba! Jakby oboje na siebie polowali jednocześnie będąc tego samego polowania meritum.
Pytanie "Czy?" zdawało się dawno być poza zasięgiem zainteresowania; przerodziło się w "Kiedy?" gdzieś pomiędzy spojrzeniami.
- Twoim szczęściem, dla malkontenta co niespecjalnie odnajduje przyjemność w odrobinie frustracji, wynaleziono lek na pokusy: trzeba im jedynie ulec - zaśmiała się niegłośno, nisko, kokieteryjnie wręcz.
Odczekała tych parę uderzeń serca ciszy między Noahowym powrotem do prostej pozycji a następnymi jego słowami.
Lekko zacisnęła usta czy też może lekko wydęła, ciężko określić, w każdym razie: najłatwiej byłoby powiedzieć, że złożyła je w ciup. Oparła się ręką o krawędź swojego siedziska przekładając na nią część ciężaru ciała; podparła ramieniem głowę, to wszystko robiąc z manierą osoby zastanawiającej się nad propozycją.
- O tej porze? - spytała zza tych zebranych w ciup usteczek i rozbawionych oczu.
Zupełnie jak gdyby mu mówiła, że owszem, pójdzie za nim gdziekolwiek o ile najpierw odrobinę jej tę opcję posłodzi.
Co do głębokości jego sekretu - och, spodziewała się od samego ogrodu, że to nie tylko łobuzerska natura na smyczy. Niemniej jednak ten uśmieszek szelmy przyniósł ze sobą przeświadczenie wędrowania we właściwym kierunku. I jakieś inne, ciężkie do określenia uczucie, co płynęło ciepło przez żyły: niby na granicy z paleniem a wciąż jedynie rozgrzewające.
Bez zażenowania odpowiedziała na jego elektryzujące spojrzenie swoim własnym, dużo mniej czytelnym, w zależności od padającego w oczy światła ciepłym, przywodzącym na myśl gorącą czekoladę w śnieżne wieczory, bądź czarnym, głęboko niepokojącym przez niemalże niewidoczną różnicą między źrenicą a tęczówką.
Intensywność jego spojrzenia bawiła rozkosznie i przyprawiała o uczucie: jakby łagodny dreszcz, jakby rozgrzewające, podskórne swędzenie; jakby była zwierzyną i predatorem jednocześnie. Ba! Jakby oboje na siebie polowali jednocześnie będąc tego samego polowania meritum.
Pytanie "Czy?" zdawało się dawno być poza zasięgiem zainteresowania; przerodziło się w "Kiedy?" gdzieś pomiędzy spojrzeniami.
- Twoim szczęściem, dla malkontenta co niespecjalnie odnajduje przyjemność w odrobinie frustracji, wynaleziono lek na pokusy: trzeba im jedynie ulec - zaśmiała się niegłośno, nisko, kokieteryjnie wręcz.
Odczekała tych parę uderzeń serca ciszy między Noahowym powrotem do prostej pozycji a następnymi jego słowami.
Lekko zacisnęła usta czy też może lekko wydęła, ciężko określić, w każdym razie: najłatwiej byłoby powiedzieć, że złożyła je w ciup. Oparła się ręką o krawędź swojego siedziska przekładając na nią część ciężaru ciała; podparła ramieniem głowę, to wszystko robiąc z manierą osoby zastanawiającej się nad propozycją.
- O tej porze? - spytała zza tych zebranych w ciup usteczek i rozbawionych oczu.
Zupełnie jak gdyby mu mówiła, że owszem, pójdzie za nim gdziekolwiek o ile najpierw odrobinę jej tę opcję posłodzi.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.