26-06-2024, 09:29 PM
Zośka, niemalże jak nie ona, odzywała się prawie wcale. Może przez poczucie, że nie ma nic do dodania do dyskusji? Może w jakiś dziwny sposób, że jej żart mógł być źle zrozumiany? Może przez całe to zamieszanie, które najwyraźniej galaretka stłumiła zbyt mało? A może po prostu skupienie na pracy?
Wolała myśleć, że to ostatnie.
Dlatego powoli przemieszczała się ze wzorem. Według nowych ustaleń, ona miała być odpowiedzialna za wzorek "marmuru"- więc kontynuowała malowanie go na tej przestrzeni, którą jeszcze ona zdążyła zamalować na biało; potem po prostu zamieni się pozycjami z Orianne.
Dlatego nadal gmerała pędzlem w okolicach torsu i ramienia, które zdążyła zamalować na biało aż do połowy przedramienia.
Akurat w tym momencie Orianne powiedziała o pozostawieniu rąk na koniec- ze względu na zaplatanie włosów. Co na chwilę wyrwało Zośkę z zamyślenia, ciągnąć za sobą w drugie zamyślenie.
Chwyciła tubkę z farbą, odwracając ją tak, by mogła przeczytać skład bądź potencjalną, znajdującą się instrukcję. Może, gdyby składniki były w języku polskim, dedukcja poszłaby jej szybciej. Wychwyciła natomiast "5 minutes" i, mając nadzieję, że oznacza to czas po jakim zasycha farba, opuszkiem palca dotknęła delikatnie pierwszego fragmentu, który pomalowała. Na palcu został jej znikomy ślad farby- ale na szczęście, nie było widać odcisku palca na klatce piersiowej Pascala. To już sukces.
Przetarła palec wskazujący o kciuk, badając, jaka konsystencja została na jej opuszku- niby nieco wilgotna, a jednak krusząca się pod wpływem pocierania.
- Może warto wnętrze dłoni zostawić. Może się i tak ścierać lub kruszyć.- powiedziała po chwili, nadal skupiona, dziwnym tonem który miał więcej oznajmienia niż pytania w sobie. Biegała wzrokiem po ciele Pascala, sprawdzając, czy w miejscach, w których ciało się zgina, warstwa była wystarczająco cienka, by nie robić skorupy. Małe pęknięcia nie byłyby problemem- może nawet i dodatkowym atutem w przebraniu; ale przy grubszych warstwach może być to już problematyczne.
Jej oczy powędrowały wzdłuż ręki, którą niemalże w połowie skończyła. Wzrok zatrzymał się na bransoletce przyjaźni, którą Pascal z nią dzielił. Zauważyła, że szkiełko mieniło się na niebiesko, mieszając w dziwny sposób z kroplami żółtego.
Dziwne- pomyślała. Lecz w pierwszym odruchu nie dotyczyło to tego, że najwyraźniej była smutna, a tego, że kolory w szkiełku raczej wirują wokół siebie, nie mieszając się ze sobą.
Dopiero potem pomyślała że rzeczywiście, jest trochę smutna.
Jakkolwiek nie próbowała, to ciężar myśli o całym tym precedensie, o Orianne, o Pascalu, o jej własnym boginie- a przez to też nieprzyjemne wspomnienia, które nawracały- sprawiały, że choć naprawdę próbowała, to nie mogła się przebić przez gąszcz myśli. Prosiła swoją podświadomość o jakąkolwiek miłą kotwicę, której mogłaby się złapać i zafiksować na jej punkcie, myśleć o niej, by odwrócić uwagę.
Westchnęła cicho, po czym zerknęła na swoją pracę i płótno, na którym je wykonała. Z dwojga złego wolałaby chyba burze hormonalne niż biczowanie się mentalne i nadprogramowo smutne myślenie, ale ten pociąg odjechał, a ona stoi na peronie.
Westchnęła cicho- znowu. Miała nadzieję jednak nie być smutną. Ostatnie, czego chciała, to zepsuć wieczór ludziom, którzy ją zaprosili. Dlatego delikatnie, niby pod pretekstem malowania w tamtym obszarze, obróciła bransoletkę, by jej kolor nie rzucał się tak bardzo w oczy. Może do czasu zauważenia tego, da rady się ogarnąć.
A może powinnam zjeść jeszcze jedną galaretkę?- pomyślała, zerkając ukradkiem na bombonierkę wystającą z jej torby, a potem na Orianne i Pascala. Oni i tak byli zajęci rozmową ze sobą, nikt by nie zauważył. Poza tym, co się będziesz tłumaczyć- są w końcu twoje, Zośka.
Plusem natomiast było to, że powoli kończyły. Przód najbardziej ekstrawaganckiego posągu na tej imprezie był ukończony w tak około 60%.
Wolała myśleć, że to ostatnie.
Dlatego powoli przemieszczała się ze wzorem. Według nowych ustaleń, ona miała być odpowiedzialna za wzorek "marmuru"- więc kontynuowała malowanie go na tej przestrzeni, którą jeszcze ona zdążyła zamalować na biało; potem po prostu zamieni się pozycjami z Orianne.
Dlatego nadal gmerała pędzlem w okolicach torsu i ramienia, które zdążyła zamalować na biało aż do połowy przedramienia.
Akurat w tym momencie Orianne powiedziała o pozostawieniu rąk na koniec- ze względu na zaplatanie włosów. Co na chwilę wyrwało Zośkę z zamyślenia, ciągnąć za sobą w drugie zamyślenie.
Chwyciła tubkę z farbą, odwracając ją tak, by mogła przeczytać skład bądź potencjalną, znajdującą się instrukcję. Może, gdyby składniki były w języku polskim, dedukcja poszłaby jej szybciej. Wychwyciła natomiast "5 minutes" i, mając nadzieję, że oznacza to czas po jakim zasycha farba, opuszkiem palca dotknęła delikatnie pierwszego fragmentu, który pomalowała. Na palcu został jej znikomy ślad farby- ale na szczęście, nie było widać odcisku palca na klatce piersiowej Pascala. To już sukces.
Przetarła palec wskazujący o kciuk, badając, jaka konsystencja została na jej opuszku- niby nieco wilgotna, a jednak krusząca się pod wpływem pocierania.
- Może warto wnętrze dłoni zostawić. Może się i tak ścierać lub kruszyć.- powiedziała po chwili, nadal skupiona, dziwnym tonem który miał więcej oznajmienia niż pytania w sobie. Biegała wzrokiem po ciele Pascala, sprawdzając, czy w miejscach, w których ciało się zgina, warstwa była wystarczająco cienka, by nie robić skorupy. Małe pęknięcia nie byłyby problemem- może nawet i dodatkowym atutem w przebraniu; ale przy grubszych warstwach może być to już problematyczne.
Jej oczy powędrowały wzdłuż ręki, którą niemalże w połowie skończyła. Wzrok zatrzymał się na bransoletce przyjaźni, którą Pascal z nią dzielił. Zauważyła, że szkiełko mieniło się na niebiesko, mieszając w dziwny sposób z kroplami żółtego.
Dziwne- pomyślała. Lecz w pierwszym odruchu nie dotyczyło to tego, że najwyraźniej była smutna, a tego, że kolory w szkiełku raczej wirują wokół siebie, nie mieszając się ze sobą.
Dopiero potem pomyślała że rzeczywiście, jest trochę smutna.
Jakkolwiek nie próbowała, to ciężar myśli o całym tym precedensie, o Orianne, o Pascalu, o jej własnym boginie- a przez to też nieprzyjemne wspomnienia, które nawracały- sprawiały, że choć naprawdę próbowała, to nie mogła się przebić przez gąszcz myśli. Prosiła swoją podświadomość o jakąkolwiek miłą kotwicę, której mogłaby się złapać i zafiksować na jej punkcie, myśleć o niej, by odwrócić uwagę.
Westchnęła cicho, po czym zerknęła na swoją pracę i płótno, na którym je wykonała. Z dwojga złego wolałaby chyba burze hormonalne niż biczowanie się mentalne i nadprogramowo smutne myślenie, ale ten pociąg odjechał, a ona stoi na peronie.
Westchnęła cicho- znowu. Miała nadzieję jednak nie być smutną. Ostatnie, czego chciała, to zepsuć wieczór ludziom, którzy ją zaprosili. Dlatego delikatnie, niby pod pretekstem malowania w tamtym obszarze, obróciła bransoletkę, by jej kolor nie rzucał się tak bardzo w oczy. Może do czasu zauważenia tego, da rady się ogarnąć.
A może powinnam zjeść jeszcze jedną galaretkę?- pomyślała, zerkając ukradkiem na bombonierkę wystającą z jej torby, a potem na Orianne i Pascala. Oni i tak byli zajęci rozmową ze sobą, nikt by nie zauważył. Poza tym, co się będziesz tłumaczyć- są w końcu twoje, Zośka.
Plusem natomiast było to, że powoli kończyły. Przód najbardziej ekstrawaganckiego posągu na tej imprezie był ukończony w tak około 60%.