30-06-2024, 10:48 AM
Co może być gorsze od Alexa Dickmana nagle wypełzającego zza rogu?
Alex Dickman, który nie traktuje jej jak powietrze i jeszcze wbija w nią swoje spojrzenie.
Wargi sama zaciskają się, kiedy spogląda na niego z dołu. Bardzo chciałaby teraz poczuć się pijana z powrotem i mieć w dupie fakt, że najmniej oczekiwana osoba i powód, dla którego starała się nie chodzić na dach, właśnie stała przed nią, jak jakieś cholerne fatum.
Na domiar złego nawet jej nie wyminął. Po prostu stał. Stał on – stała ona. On patrzył na nią – ona patrzyła na niego. On nie chciał ustąpić – ona też. Dłonie samoistnie zaciskały się w pięść, nawet jeśli nie miała zamiaru go uderzyć.
Chociaż może powinna.
Szkoda, że wytrzeźwiała, wtedy byłaby to w stanie zrobić. Razem z wykrzyczeniem, że jest kompletnym palantem, ale-
Gdyby nie tamto spotkanie na dachu, nie myślałaby nawet o tym.
Teraz nawet nie myśli, żeby usunąć mu się z drogi. W ustach zmiąć próbuje wszystkie słowa, które powinny paść i kiedy powoli przegrywa tę walkę z samą sobą, słyszy hałas za plecami Dickmana, który ją peszy.
Nauczyciel?
Nie.
Nauczyciel nie byłby nawet w połowie tak straszny, jak widok, który zastała.
Sylwetka człowieka wypełzała zza rogu. Człowieka, od którego miała spokój przez cały rok szkolny, aż do chwili, w której wracała w wakacje. Ale rok przecież dopiero się zaczął, był październik, a poza tym rodzice nigdy nie zjawiali się w Hogwarcie i…
Nie zjawiali się tu również mugole.
— Alice… - słowa cichutkie współgrały z obrzydliwym uśmiechem. Być może sama sobie to wyobraziła, być może ten człowiek nie powiedział ani słowa, a głos wrył się w jej podświadomość, zgadzając z czułym tonem, który zawsze przybierał, kiedy-
Krok niesie ją sam w tył. Gula w gardle nie pozwala oddychać. Nie myśli już, nie ma teraz Alexa, bo ze wszystkich ludzi na świecie, on teraz mieści się w kategorii tych najlepszych.
Nie on. Nie Clyde. Nie on. Nie jego dotyk. Nie jego oddech. Nie jego paskudny uśmiech.
Kroki niosą ją same do tyłu. Zbyt wolno. Zbyt wolno, żeby uciec.
Uciekaj.
Nogę stawia niestabilnie i przekręca ją w kostce boleśnie, ale ignoruje ten ból.
To nie może być on.
Nie ma go tu.
Mimo to dłoń nawet nie drgnie, aby podnieść się do różdżki.
Nie ma go tu.
Ucieczka przed boginem (przyszła, bo jeszcze nie zaczęłam): 2 + 10 + 1 = 13, więc udana
Alex Dickman, który nie traktuje jej jak powietrze i jeszcze wbija w nią swoje spojrzenie.
Wargi sama zaciskają się, kiedy spogląda na niego z dołu. Bardzo chciałaby teraz poczuć się pijana z powrotem i mieć w dupie fakt, że najmniej oczekiwana osoba i powód, dla którego starała się nie chodzić na dach, właśnie stała przed nią, jak jakieś cholerne fatum.
Na domiar złego nawet jej nie wyminął. Po prostu stał. Stał on – stała ona. On patrzył na nią – ona patrzyła na niego. On nie chciał ustąpić – ona też. Dłonie samoistnie zaciskały się w pięść, nawet jeśli nie miała zamiaru go uderzyć.
Chociaż może powinna.
Szkoda, że wytrzeźwiała, wtedy byłaby to w stanie zrobić. Razem z wykrzyczeniem, że jest kompletnym palantem, ale-
Gdyby nie tamto spotkanie na dachu, nie myślałaby nawet o tym.
Teraz nawet nie myśli, żeby usunąć mu się z drogi. W ustach zmiąć próbuje wszystkie słowa, które powinny paść i kiedy powoli przegrywa tę walkę z samą sobą, słyszy hałas za plecami Dickmana, który ją peszy.
Nauczyciel?
Nie.
Nauczyciel nie byłby nawet w połowie tak straszny, jak widok, który zastała.
Sylwetka człowieka wypełzała zza rogu. Człowieka, od którego miała spokój przez cały rok szkolny, aż do chwili, w której wracała w wakacje. Ale rok przecież dopiero się zaczął, był październik, a poza tym rodzice nigdy nie zjawiali się w Hogwarcie i…
Nie zjawiali się tu również mugole.
— Alice… - słowa cichutkie współgrały z obrzydliwym uśmiechem. Być może sama sobie to wyobraziła, być może ten człowiek nie powiedział ani słowa, a głos wrył się w jej podświadomość, zgadzając z czułym tonem, który zawsze przybierał, kiedy-
Krok niesie ją sam w tył. Gula w gardle nie pozwala oddychać. Nie myśli już, nie ma teraz Alexa, bo ze wszystkich ludzi na świecie, on teraz mieści się w kategorii tych najlepszych.
Nie on. Nie Clyde. Nie on. Nie jego dotyk. Nie jego oddech. Nie jego paskudny uśmiech.
Kroki niosą ją same do tyłu. Zbyt wolno. Zbyt wolno, żeby uciec.
Uciekaj.
Nogę stawia niestabilnie i przekręca ją w kostce boleśnie, ale ignoruje ten ból.
To nie może być on.
Nie ma go tu.
Mimo to dłoń nawet nie drgnie, aby podnieść się do różdżki.
Nie ma go tu.
Ucieczka przed boginem (przyszła, bo jeszcze nie zaczęłam): 2 + 10 + 1 = 13, więc udana
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.