02-07-2024, 02:00 AM
Westchnął krótkim "aw" i uśmiechnął się niby to rozczulony, w takie aż do przesady skromny sposób, bo nie mógł przyłożyć dłoni do piersi - obecnie ręce musiały pozostać w bezruchu, bo powstawało na nich dzieło sztuki. Ale tak, jego ego zostało bardzo mile połechtane komplementem tak lekko wypływającym z siostrzanych ust.
- To prawda. Nie mniej może jednak ostał się ktoś, komu udało się oprzeć mojemu urokowi. - Mówił to żartobliwie. Ale czy aby na pewno tak serio żartobliwie? Oriane znała brata bardzo dobrze, więc mogła mieć pewność, że Pascal mówił częściowo poważnie, bo jego ego tak było skonstruowane. Natomiast Sophie... mogła widzieć w tym tylko żarcik, ale mogła też wyłapać nutę pewności siebie i maniery typowej dla osób pochodzących z wyższych sfer. O ile skupiała się w tej chwili na niuansach w tonie. Niemniej była w tym bardzo duża doza żartobliwości, żeby podtrzymywać tę nieco bardziej rozluźnioną atmosferkę.
Na wspomnienie o pozostawieniu dłoni, zerknął na własne palce i znowu na Ori, odpowiadając jej o angielsku, zanim Sophie się odezwała. I właśnie po to, żeby i ona mogła zrozumieć o czym mówią.
- Oczywiście, siostrzyczko. Zostawmy dłonie na koniec, żebym mógł i tobie pomóc z fryzurą i Sophie z kostiumem, jeśli tylko będzie wymagać pomocy. Jak już wszyscy będziemy prawie gotowi, możemy zająć się moimi dłońmi. - Uśmiechnął się do krukonki, która już czytała tekst a tubce z farbą i mogła tego ni zauważyć. A kiedy tknęła lekko palcem jego tors, aż głupkowato zachichotał, bo z jakiegoś powodu wydało mu się to odrobinę abstrakcyjne. Całą ta sytuacja! Dopiero co prali się z boginem, zjedli śmiej-żelki i teraz dziewczęta go malowały. Groteska.
- Zastanowimy się nad wnętrzem dłoni też, zobaczymy jak farba się zachowa, kiedy będę się ruszał w trakcie pomocy wam. - Biorąc pod uwagę, że to magiczna farba, nie powinna mieć takiego problemu z łatwym odpadaniem, jak ot, mugolskie przybory malarskie.
Zupełnie nie poświęcając w tej chwili zbytniej uwagi temu gestowi przekręcania bransoletki (którą, nota bene, i tak będzie musiał zdjąć na czas imprezy, bo mogła nie pasować do jego przebrania), chcąc z całych sił podtrzymać przynajmniej względnie dobre humory, bo chciał żeby wszyscy dobrze się bawili, zerknął znowu to na Sophie, to na Oriane.
- Może chcecie zrobić sobie małą przerwę od malowania i zaczniemy przynajmniej częściowo z waszymi przebraniami? Na tyle, na ile będzie to dla was wygodne, żeby później kontynuować to dzieło sztuki zwane moi. - Uśmiechnął się powalająco czarującym uśmiechem numer trzy.
- To prawda. Nie mniej może jednak ostał się ktoś, komu udało się oprzeć mojemu urokowi. - Mówił to żartobliwie. Ale czy aby na pewno tak serio żartobliwie? Oriane znała brata bardzo dobrze, więc mogła mieć pewność, że Pascal mówił częściowo poważnie, bo jego ego tak było skonstruowane. Natomiast Sophie... mogła widzieć w tym tylko żarcik, ale mogła też wyłapać nutę pewności siebie i maniery typowej dla osób pochodzących z wyższych sfer. O ile skupiała się w tej chwili na niuansach w tonie. Niemniej była w tym bardzo duża doza żartobliwości, żeby podtrzymywać tę nieco bardziej rozluźnioną atmosferkę.
Na wspomnienie o pozostawieniu dłoni, zerknął na własne palce i znowu na Ori, odpowiadając jej o angielsku, zanim Sophie się odezwała. I właśnie po to, żeby i ona mogła zrozumieć o czym mówią.
- Oczywiście, siostrzyczko. Zostawmy dłonie na koniec, żebym mógł i tobie pomóc z fryzurą i Sophie z kostiumem, jeśli tylko będzie wymagać pomocy. Jak już wszyscy będziemy prawie gotowi, możemy zająć się moimi dłońmi. - Uśmiechnął się do krukonki, która już czytała tekst a tubce z farbą i mogła tego ni zauważyć. A kiedy tknęła lekko palcem jego tors, aż głupkowato zachichotał, bo z jakiegoś powodu wydało mu się to odrobinę abstrakcyjne. Całą ta sytuacja! Dopiero co prali się z boginem, zjedli śmiej-żelki i teraz dziewczęta go malowały. Groteska.
- Zastanowimy się nad wnętrzem dłoni też, zobaczymy jak farba się zachowa, kiedy będę się ruszał w trakcie pomocy wam. - Biorąc pod uwagę, że to magiczna farba, nie powinna mieć takiego problemu z łatwym odpadaniem, jak ot, mugolskie przybory malarskie.
Zupełnie nie poświęcając w tej chwili zbytniej uwagi temu gestowi przekręcania bransoletki (którą, nota bene, i tak będzie musiał zdjąć na czas imprezy, bo mogła nie pasować do jego przebrania), chcąc z całych sił podtrzymać przynajmniej względnie dobre humory, bo chciał żeby wszyscy dobrze się bawili, zerknął znowu to na Sophie, to na Oriane.
- Może chcecie zrobić sobie małą przerwę od malowania i zaczniemy przynajmniej częściowo z waszymi przebraniami? Na tyle, na ile będzie to dla was wygodne, żeby później kontynuować to dzieło sztuki zwane moi. - Uśmiechnął się powalająco czarującym uśmiechem numer trzy.