15-07-2024, 01:06 PM
Istnieje prawdopodobieństwo, że to starcie na nieustępliwe spojrzenia trwałoby niezręcznie długo, gdyby nie szelest dobiegający gdzieś z boku. W normalnych okolicznościach odgłos tego typu raczej nie zwróciłby na siebie zbytniej uwagi, ale wziąwszy pod uwagę godzinę i panującą ogólnie w zamku ciszę, był nieco alarmujący. Alex odwrócił wzrok od Alice może ułamek sekundy później, niż ona to zrobiła, zupełnie jakby jego upór nie pozwalał na zrobienie tego przed nią, niezależnie od potencjalnego "niebezpieczeństwa" pojawiającego się w okolicy.
Spodziewał się patrolu albo Irytka, ale ku jego zaskoczeniu wzrok napotkał zupełnie nieznanego mu mężczyznę, który absolutnie nie mógł być uczniem - był na to po prostu za stary. Ale najbardziej niepokojące w tym wszystkim było to, że najwyraźniej znał Alice, zwrócił się do niej po imieniu, a ton jego głosu nie sugerował przyjaznych zamiarów. Albo raczej paradoksalnie sugerował za bardzo "przyjazne" zamiary. Na dodatek Alex wyczuł podświadomie strach dziewczyny, przesunęła się w peryferyjnym polu widzenia jakby chciała uciekać.
Odruchowo stanął tak, żeby zasłonić sobą koleżankę i nie sięgnął po różdżkę, ale zacisnął dłonie w pięści, gotów do mordobicia - czyli właściwie jego bardzo naturalny stan. Nie zastanawiał się nad ewentualną konsekwencją tego ruchu, ale ten cholerny instynkt nakazujący mu stanąć w obronie jednego z gówniaków wziął górę. Tym bardziej, że była to właśnie Alice, która wywoływała w nim ostatnio bardzo niechciane emocje.
Nie podejrzewał tego, co stało się dosłownie sekundę po tym, kiedy stanął pomiędzy nieznajomym i dziewczyną. Postać zawirowała i zniknęła. A przynajmniej tak pomyślał w pierwszej sekundzie, dopóki umysł nie zrozumiał tego co widzi. Mianowicie teraz na podłodze leżał tobołek zakrwawionego prześcieradła, zawinięty niedbale, poruszający się lekko, jakby coś było w nim uwięzione. Z jakiegoś powodu wywołało w to Alexie nieopisany strach. A to z kolei prowadziło to wściekłości, bo co jak co, ale Alex Dickman nie znosił się bać, słabości frustrowały go wręcz niezdrowo.
Bezwiednie postąpił krok w tył, nie rozumiejąc z początku co się działo, dlaczego mężczyzna zniknął i jego miejsce zajęło ruszające się zawiniątko. Dopiero po może kolejnej sekundzie coś gdzieś zaświtało, przypomniał sobie jedną z lekcji, na której poruszali właśnie kwestię strachu. Bogin. To musiał być bogin, bo co innego zmieniłoby kształt i na dodatek przybierało formy, które przestraszyły najpierw Alice, a następnie jego? Problem polegał na tym, że tego stworzenia Alex nie mógł obić po mordzie, a Riddikulusa nie znał, jedynym co mógł zrobić, to... uciec.
- Alice... - Nie odrywając spojrzenia od bogina i wciąż stojąc pomiędzy nim i Alice, odezwał się do dziewczyny pierwszy raz od... dłuższego czasu. - Znasz Riddikulusa? - Nie do końca chcąc to robić, podążył dwa niewielkie kroki w tył.
Kostka: 1
Refleks: 15
Suma: 1 + 15 + 1 (Alice) = 17
Obrażenia: n/d
Spodziewał się patrolu albo Irytka, ale ku jego zaskoczeniu wzrok napotkał zupełnie nieznanego mu mężczyznę, który absolutnie nie mógł być uczniem - był na to po prostu za stary. Ale najbardziej niepokojące w tym wszystkim było to, że najwyraźniej znał Alice, zwrócił się do niej po imieniu, a ton jego głosu nie sugerował przyjaznych zamiarów. Albo raczej paradoksalnie sugerował za bardzo "przyjazne" zamiary. Na dodatek Alex wyczuł podświadomie strach dziewczyny, przesunęła się w peryferyjnym polu widzenia jakby chciała uciekać.
Odruchowo stanął tak, żeby zasłonić sobą koleżankę i nie sięgnął po różdżkę, ale zacisnął dłonie w pięści, gotów do mordobicia - czyli właściwie jego bardzo naturalny stan. Nie zastanawiał się nad ewentualną konsekwencją tego ruchu, ale ten cholerny instynkt nakazujący mu stanąć w obronie jednego z gówniaków wziął górę. Tym bardziej, że była to właśnie Alice, która wywoływała w nim ostatnio bardzo niechciane emocje.
Nie podejrzewał tego, co stało się dosłownie sekundę po tym, kiedy stanął pomiędzy nieznajomym i dziewczyną. Postać zawirowała i zniknęła. A przynajmniej tak pomyślał w pierwszej sekundzie, dopóki umysł nie zrozumiał tego co widzi. Mianowicie teraz na podłodze leżał tobołek zakrwawionego prześcieradła, zawinięty niedbale, poruszający się lekko, jakby coś było w nim uwięzione. Z jakiegoś powodu wywołało w to Alexie nieopisany strach. A to z kolei prowadziło to wściekłości, bo co jak co, ale Alex Dickman nie znosił się bać, słabości frustrowały go wręcz niezdrowo.
Bezwiednie postąpił krok w tył, nie rozumiejąc z początku co się działo, dlaczego mężczyzna zniknął i jego miejsce zajęło ruszające się zawiniątko. Dopiero po może kolejnej sekundzie coś gdzieś zaświtało, przypomniał sobie jedną z lekcji, na której poruszali właśnie kwestię strachu. Bogin. To musiał być bogin, bo co innego zmieniłoby kształt i na dodatek przybierało formy, które przestraszyły najpierw Alice, a następnie jego? Problem polegał na tym, że tego stworzenia Alex nie mógł obić po mordzie, a Riddikulusa nie znał, jedynym co mógł zrobić, to... uciec.
- Alice... - Nie odrywając spojrzenia od bogina i wciąż stojąc pomiędzy nim i Alice, odezwał się do dziewczyny pierwszy raz od... dłuższego czasu. - Znasz Riddikulusa? - Nie do końca chcąc to robić, podążył dwa niewielkie kroki w tył.