22-08-2024, 09:53 AM
Och, nie był aktualnie rywalem. Raczej... Zwyczajnie czuła się dobrze, usatysfakcjonowana, gdy zdążyła zrobić eliksir lepiej od niego albo opanować zaklęcie będące tematem lekcji zanim on zdążył to zrobić. Rywalizacja sugeruje negatywne emocje wobec chłopaka gdy zrobiła coś gorzej albo wolniej, jednakże jedyna negatywność jaka się w takich przypadkach pojawiała była skierowana na nią samą. Na rozczarowanie własnymi brakami, na złość, że nie jest zdolniejsza, mądrzejsza, inteligentniejsza niż jest w danej chwili. Może wymagała od siebie za dużo, może zwyczajnie była wobec własnej osoby zbyt surowa, kto wie?
Wiedziała jedynie, że złość a rozczarowania akademickimi osiągnięciami nigdy nie padały na świat zewnętrzny.
Był więc w rzeczywistości wyznacznikiem progu osiągnięć. Poniżej? Źle. Powyżej? Dobrze.
Akademicki rywal jednakże brzmiał dużo zabawniej, szczególnie w sytuacji w jakiej się znaleźli.
- En effet, bardzo miło z jego strony - skinęła aprobująco głową na informację o źródle podręczników.
Oriane wyćwiczyła w sobie nieprzeniknioność twarzy nieważne czy się uśmiechała czy nie, czy uśmiech był szczery czy nie - tak więc, pomimo sympatycznego uśmiechu na twarzy, ani w buźce, ani w tonie głosu, nie dało się wyczytać nic na temat Everilla. Znała go, nie znała? Lubiła, nienawidziła? Cholera wie.
Wewnętrznie jednak dziewczyna poczuła drobny alarm, taki maleńki, bardziej swędzenie niż alarm, jak zawsze kiedy pojawiała się w konwersacji informacja warta głębokiego zapamiętania: Everill i Davenport zdawali się mieć na tyle koleżeńską znajomość, by ten pierwszy temu drugiemu aktualnie przytachał do szpitala aż tyle podręczników. Było to oczywiście bardziej interesujące ze względu na jej własne spotkanie z Camdenem poprzedniego wieczora. Hm. Nie warto przyznawać, że jej własna z chłopakiem znajomość jest odrobinkę głębsza niż skinienie głowy na korytarzu. Szczególnie gdy podobne przyznanie mogłoby doprowadzić do terenów niebezpiecznie bliskich zdradzenia Everillowej tajemnicy. Przysięgła milczenie i zamierzała przysięgi dotrzymać.
Wracając jednakże do interakcji na talerzu: dziewczyna zaśmiała się lekko w pierwszej odpowiedzi na przyznanie, że książka, rzeczywiście, jest zagadką. Nie spodziewała się, że jej żarcik okaże się tak bliski prawdy.
Uważnie wysłuchała słów Noah, ze świeżo zdobytym zainteresowaniem przyglądając się podsuniętemu nieco bliżej tomowi. Huh, zagadkowy chłopak podsuwał jej pod nos zagadkę, jak rozkosznie.
Przymrużyła lewe oko, swoim zwyczajem, jej uśmiech nieco mniejszy, zamyślony.
Wysunęła rękę ku książce z chęcią dotknięcia, zanim jednakże pokonała barierę ostatnich dwu cali uniosła spojrzenie na twarz Noah poszukując w niej jakichkolwiek oznak zakazu bądź choćby niechęci wobec cudzych rąk na jego tajemniczym tomie.
Nie odnalazłszy żadnych opuściła ciemne oczy na zamek; ostrożnie położyła na metalowej konstrukcji dwa palce. Przesunęła nimi po chłodnej powierzchni, mieląc wcześniejsze słowa między zębatkami mózgu.
- Może jest zaklęta, by dało się ją otworzyć jedynie mechanicznie? - zaproponowała, jeszcze raz, tym razem szybciej i jedynie palcem wskazującym, badając strukturę wzdłuż.
Tak więc byłaby to kwestia odpowiedniego klucza. Choć... Niekoniecznie.
sobiście jedynie czytała o otwieraniu zamków bez kluczy, zaciekawiona tematem po natknięciu się nań bodaj w jakiejś mugolskiej powieści - znała więc teorię, nigdy jednak nie próbowała praktyki. Nie wiedziałaby nawet skąd wziąć wytrych, jeszcze mniej wiedziała o improwizowaniu wytrychu. Wiedziała jedynie z tego, co czytała, że wsuwki do włosów aktualnie mogły zadziałać, o ile były wystarczająco cienkie żeby zmieścić się w zamek.
Co prawda dziurka od klucza na książce nie wyglądała na małą i jej zwykłe wsuwki mogłyby może zadziałać... Ciągle byłaby to tylko wsuwka wsadzona w zamek, bez żadnej praktycznej wiedzy kierującej ruchami.
Kiedy skończyła rozmyślać przymrużenie lewego oka się skończyło, ustępując miejsca asymetrycznemu uśmieszkowi osoby nieobcej naginaniu zasad.
- Istnieje szansa, jeśli popytać innych uczniów, że znajdziesz kogoś znającego tajemne drogi wytrycha. - Pomocna sugestia, rzucona żartobliwie, równie żartobliwie sformułowana.
Odsunęła rękę od książki, złożyła ją na podołku podnosząc oczy z lekkim westchnieniem na twarz Noah, krzywy uśmieszek równający się w taki zwyczajny, przyjazny, może nieco nieobecny. Z podobną dozą skupienia, z jaką badała wzrokiem zamek, przesunęła po tejże twarzy: przystojnej, oczywista, ale wręcz wyczuwalne było że oczy nie poszukiwały estetycznych wrażeń.
Potem przyjrzała się szyi, ramionom, dłoniom trzymającym książkę; nawet ubraniom z krótką myślą pytającą, czy są to te same ubrania w których był wczoraj a potem wisiał pod sufitem.
- Wybacz - sam fakt użycia angielskiego mógł być alarmujący dla kogoś znającego lepiej rytm Orianowej mowy - ale muszę spytać: czy ktoś z personelu pytał cię o incydent?
Martwiła się. Tajemnica Noah zepchnięta była na dalszy plan, jako rozrywka, jej miejsce zajęła tajemnica incydentu. Bo zdawała się dużo groźniejsza.
Nawet jeśli oznaczało to własnoręczne rozwiązanie zagadki musiała się upewnić, że Pascal nie jest zagrożony. Że Noah nie padnie znowu ofiarą. Że Sophie nie będzie znowu straumatyzowana. Że ona sama nie jest w niebezpieczeństwie.
Wiedziała jedynie, że złość a rozczarowania akademickimi osiągnięciami nigdy nie padały na świat zewnętrzny.
Był więc w rzeczywistości wyznacznikiem progu osiągnięć. Poniżej? Źle. Powyżej? Dobrze.
Akademicki rywal jednakże brzmiał dużo zabawniej, szczególnie w sytuacji w jakiej się znaleźli.
- En effet, bardzo miło z jego strony - skinęła aprobująco głową na informację o źródle podręczników.
Oriane wyćwiczyła w sobie nieprzeniknioność twarzy nieważne czy się uśmiechała czy nie, czy uśmiech był szczery czy nie - tak więc, pomimo sympatycznego uśmiechu na twarzy, ani w buźce, ani w tonie głosu, nie dało się wyczytać nic na temat Everilla. Znała go, nie znała? Lubiła, nienawidziła? Cholera wie.
Wewnętrznie jednak dziewczyna poczuła drobny alarm, taki maleńki, bardziej swędzenie niż alarm, jak zawsze kiedy pojawiała się w konwersacji informacja warta głębokiego zapamiętania: Everill i Davenport zdawali się mieć na tyle koleżeńską znajomość, by ten pierwszy temu drugiemu aktualnie przytachał do szpitala aż tyle podręczników. Było to oczywiście bardziej interesujące ze względu na jej własne spotkanie z Camdenem poprzedniego wieczora. Hm. Nie warto przyznawać, że jej własna z chłopakiem znajomość jest odrobinkę głębsza niż skinienie głowy na korytarzu. Szczególnie gdy podobne przyznanie mogłoby doprowadzić do terenów niebezpiecznie bliskich zdradzenia Everillowej tajemnicy. Przysięgła milczenie i zamierzała przysięgi dotrzymać.
Wracając jednakże do interakcji na talerzu: dziewczyna zaśmiała się lekko w pierwszej odpowiedzi na przyznanie, że książka, rzeczywiście, jest zagadką. Nie spodziewała się, że jej żarcik okaże się tak bliski prawdy.
Uważnie wysłuchała słów Noah, ze świeżo zdobytym zainteresowaniem przyglądając się podsuniętemu nieco bliżej tomowi. Huh, zagadkowy chłopak podsuwał jej pod nos zagadkę, jak rozkosznie.
Przymrużyła lewe oko, swoim zwyczajem, jej uśmiech nieco mniejszy, zamyślony.
Wysunęła rękę ku książce z chęcią dotknięcia, zanim jednakże pokonała barierę ostatnich dwu cali uniosła spojrzenie na twarz Noah poszukując w niej jakichkolwiek oznak zakazu bądź choćby niechęci wobec cudzych rąk na jego tajemniczym tomie.
Nie odnalazłszy żadnych opuściła ciemne oczy na zamek; ostrożnie położyła na metalowej konstrukcji dwa palce. Przesunęła nimi po chłodnej powierzchni, mieląc wcześniejsze słowa między zębatkami mózgu.
- Może jest zaklęta, by dało się ją otworzyć jedynie mechanicznie? - zaproponowała, jeszcze raz, tym razem szybciej i jedynie palcem wskazującym, badając strukturę wzdłuż.
Tak więc byłaby to kwestia odpowiedniego klucza. Choć... Niekoniecznie.
sobiście jedynie czytała o otwieraniu zamków bez kluczy, zaciekawiona tematem po natknięciu się nań bodaj w jakiejś mugolskiej powieści - znała więc teorię, nigdy jednak nie próbowała praktyki. Nie wiedziałaby nawet skąd wziąć wytrych, jeszcze mniej wiedziała o improwizowaniu wytrychu. Wiedziała jedynie z tego, co czytała, że wsuwki do włosów aktualnie mogły zadziałać, o ile były wystarczająco cienkie żeby zmieścić się w zamek.
Co prawda dziurka od klucza na książce nie wyglądała na małą i jej zwykłe wsuwki mogłyby może zadziałać... Ciągle byłaby to tylko wsuwka wsadzona w zamek, bez żadnej praktycznej wiedzy kierującej ruchami.
Kiedy skończyła rozmyślać przymrużenie lewego oka się skończyło, ustępując miejsca asymetrycznemu uśmieszkowi osoby nieobcej naginaniu zasad.
- Istnieje szansa, jeśli popytać innych uczniów, że znajdziesz kogoś znającego tajemne drogi wytrycha. - Pomocna sugestia, rzucona żartobliwie, równie żartobliwie sformułowana.
Odsunęła rękę od książki, złożyła ją na podołku podnosząc oczy z lekkim westchnieniem na twarz Noah, krzywy uśmieszek równający się w taki zwyczajny, przyjazny, może nieco nieobecny. Z podobną dozą skupienia, z jaką badała wzrokiem zamek, przesunęła po tejże twarzy: przystojnej, oczywista, ale wręcz wyczuwalne było że oczy nie poszukiwały estetycznych wrażeń.
Potem przyjrzała się szyi, ramionom, dłoniom trzymającym książkę; nawet ubraniom z krótką myślą pytającą, czy są to te same ubrania w których był wczoraj a potem wisiał pod sufitem.
- Wybacz - sam fakt użycia angielskiego mógł być alarmujący dla kogoś znającego lepiej rytm Orianowej mowy - ale muszę spytać: czy ktoś z personelu pytał cię o incydent?
Martwiła się. Tajemnica Noah zepchnięta była na dalszy plan, jako rozrywka, jej miejsce zajęła tajemnica incydentu. Bo zdawała się dużo groźniejsza.
Nawet jeśli oznaczało to własnoręczne rozwiązanie zagadki musiała się upewnić, że Pascal nie jest zagrożony. Że Noah nie padnie znowu ofiarą. Że Sophie nie będzie znowu straumatyzowana. Że ona sama nie jest w niebezpieczeństwie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.