25-09-2024, 02:10 AM
Sukcesy Cavingtona zawsze motywowały Harper do tego, aby starać się być lepszą od niego, jednak jego porażki miały często podobny efekt, choć przy mniejszym poczuciu presji. Na każdym kroku chciała pokazywać mu za wszelką cenę, że jego umiejętności są o niebo słabsze od jej własnych. Był tylko nadętym dupkiem, do którego miało wreszcie dotrzeć, że nie był tak wyjątkowy!
A jednak, gdy teraz widziała go walczącego tuż obok niej, równie przerażonego i rzucającego nieudane zaklęcie, poczuła złość, nie satysfakcję. I nie miało to nic wspólnego z tym, że od tego zależał ich wspólny los. Bogin wciąż się zbliżał, atakował i z pewnością był to w tej chwili priorytet, który nie pozwalał jej myśleć o czymkolwiek innym, ale prawda była taka, że chciała chronić nie tylko siebie. Kiedy doszło do poważnie wyglądającego zagrożenia i widziała, że Cavington wydaje się nie być w najlepszym stanie, nie czuła też złości, że spartolił zaklęcie. Była jedynie zła, że i jej nie udało się sprawnie przegnać bogina. Chciała by oboje mogli poczuć się bezpiecznie. Miała dosyć paraliżującego strachu oraz widoku Ślizgona w podobnym stanie. Nie przemawiała teraz przez nią gryfońska odwaga i brawura, a jedynie złość, że coś zagrażało jej samej oraz jej-... Cóż, znajomemu? Rywalowi? Nie zdobyłaby się już na nazwanie go wrogiem, choć z pewnością zdarzało jej się myśleć o nim podobnie w przeszłości.
Pokręciła energicznie głową, gdy bogin naparł ku nim bardziej i ponownie przybrał znajomy jej kształt. Wciąż przerażał, ale była z nim choć trochę oswojona. Powtarzała sobie w myślach, że nic jej nie grozi. Będzie bezpieczna, jeśli tylko rzuci jedno, może dwa dobre zaklęcia...
Ponownie uniosła różdżkę i wykrzyczała inkantację, dla odmiany ze złością, mrużąc oczy, do których napłynęły jej łzy. Gromadziła w sobie teraz stanowczo zbyt dużo emocji.
Riddikulus ubodziło bogina z taką siłą, że odsunął się od nich. Przez chwilę wierzyła, że to koniec i zaraz ucieknie z powrotem do jakiegoś ciemnego kąta. Na moment przybrał inną postać, jednak wyraźnie wciąż walczył, wijąc się na końcu korytarza. Ponownie zaczęła kroczyć ku nim postawna postać.
Kostka: 9
gin: 3/50
A jednak, gdy teraz widziała go walczącego tuż obok niej, równie przerażonego i rzucającego nieudane zaklęcie, poczuła złość, nie satysfakcję. I nie miało to nic wspólnego z tym, że od tego zależał ich wspólny los. Bogin wciąż się zbliżał, atakował i z pewnością był to w tej chwili priorytet, który nie pozwalał jej myśleć o czymkolwiek innym, ale prawda była taka, że chciała chronić nie tylko siebie. Kiedy doszło do poważnie wyglądającego zagrożenia i widziała, że Cavington wydaje się nie być w najlepszym stanie, nie czuła też złości, że spartolił zaklęcie. Była jedynie zła, że i jej nie udało się sprawnie przegnać bogina. Chciała by oboje mogli poczuć się bezpiecznie. Miała dosyć paraliżującego strachu oraz widoku Ślizgona w podobnym stanie. Nie przemawiała teraz przez nią gryfońska odwaga i brawura, a jedynie złość, że coś zagrażało jej samej oraz jej-... Cóż, znajomemu? Rywalowi? Nie zdobyłaby się już na nazwanie go wrogiem, choć z pewnością zdarzało jej się myśleć o nim podobnie w przeszłości.
Pokręciła energicznie głową, gdy bogin naparł ku nim bardziej i ponownie przybrał znajomy jej kształt. Wciąż przerażał, ale była z nim choć trochę oswojona. Powtarzała sobie w myślach, że nic jej nie grozi. Będzie bezpieczna, jeśli tylko rzuci jedno, może dwa dobre zaklęcia...
Ponownie uniosła różdżkę i wykrzyczała inkantację, dla odmiany ze złością, mrużąc oczy, do których napłynęły jej łzy. Gromadziła w sobie teraz stanowczo zbyt dużo emocji.
Riddikulus ubodziło bogina z taką siłą, że odsunął się od nich. Przez chwilę wierzyła, że to koniec i zaraz ucieknie z powrotem do jakiegoś ciemnego kąta. Na moment przybrał inną postać, jednak wyraźnie wciąż walczył, wijąc się na końcu korytarza. Ponownie zaczęła kroczyć ku nim postawna postać.