01-10-2024, 11:40 PM
Nie była świadoma, że ledwo jedno polskie słowo oznaczające końską miskę może być tak niepoprawnie zinterpretowane przez towarzyszącego jej krukona. Jakby wiedziała, to by naprostowała, no ale nie wie.
Do tego mentalnie przygotowywała się do wejścia w paszczę lwa, więc nawet nie zarejestrowała za bardzo i tak nikłej u Aidana zmieniającej się ekspresji twarzy.
- Cóż... nie dowiemy się, bo go nie widzimy! - odpowiedziała Zośka, podnosząc kciuk do góry z uśmiechem gdzieś na pograniczu niezręczności i pozytywnego podejścia.
Zośka z zasady była fanką myślenia, tak? Lubiła sobie gdybać, kminić, filozofować jak to mówiąc. Natomiast w tym przypadku wiadomości było mało by być w stanie wyknuć jakąś teorię, a czasu było niesamowicie mało. Dlatego gdy tylko zobaczyła gotowość Aidana, wzięła głęboki wdech.
- Dobra, jazda.
Aidan pociągnął za rurę, odblokowując drzwi i odsunął je na tyle, by Zośka była w stanie tam wejść. Jej kroki były na tyle spokojne, by nie być interpretowane przez koniowatego jako agresywne, ale nie powolne- w głowie po prostu powtarzała sobie, by traktować stworzenie mniej bądź bardziej jak jednego z koni babci.
Ze względów wiadomych- to jest, brak widzenia konia- trzymała się względnie ściany, by dotrzeć do znajdującego się żłobu- który, w celu komfortowego uzupełniania przez stajennego (którym, pewnie był gajowy) znajdował się na ścianie wejściowej.
Bez ociągania się umieściła padlinę w żłobie i odsunęła się pół kroku, bacznie ją obserwując.
Te kilka sekund było nad wyraz długich; nieproporcjonalnie, w porównaniu do tempa bicia serca Zośki. Natomiast po ich upływie zaczęła widzieć, jak w niewyjaśnionych okolicznościach, z wtórującym dźwiękiem chapnięć, martwy ptak gdzieś znika.
Znaczy, wiedziała co prawda w jakich okolicznościach i gdzie znika, ale i tak wzięło ją to z zaskoczenia. Co nie zmienia faktu, że nie miała zamiaru marnować czasu.
Gdy ptak powoli był jedzony przez niewidzialne stworzenie, Zośka, ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie, szukając po omacku szyi testriala, aż nie natrafiła na niewidzialną siłę, blokującą jej parcie dalej.
Testrial był w dotyku bardzo... dziwny. Nie podobny do konia w żadnym względzie- bliżej było temu do wyprawionej skóry na twardym szkielecie.
Kolejny głęboki oddech, za którym poszło kilka powolnych gestów głaskających kopytnego.
- Dobry konik...- powiedziała, powoli przesuwając rękę - i siebie- w stronę kłębu, grzbietu i zadu.
Na wysokości kłębu wysunęła przed siebie drugą rękę w celu potencjalnej asekuracji- nie wiedziała bowiem w jakim ułożeniu znajdują się testralowe skrzydła, a nie chciała dostać w twarz z niewidzialnego bara.
Powoli, uspokajająco głaszcząc i klepiąc konika poczuła po chwili wzniesienie na jego ciele, sygnalizujące grzbiet. Wzięła kolejny, głęboki oddech, i nadal stojąc u boku konia, położyła na jego zadzie drugą dłoń. Następnie, jedną dalej głaskając, drugą posuwała w stronę czegoś, co miała nadzieję nazwać ogonem.
Nie trwało to zbyt długo. Cały proces zajął może niecałe trzydzieści sekund, ale dla Zośki były to sekundy niesamowicie długie. Które, nagle przyśpieszyły w momencie, gdy ta ujęła krótki ogon w jedną z dłoni, wyszukała palcami kilka włosów (nie była na tyle samobójcza by rwać garść, koń nie koń, ale ma kopyta) i szybkim ruchem ręki wyrwała je z ogona.
Następne kilka sekund przepłynęło jej, paradoksalnie, błyskawicznie.
Nim kopytne zdążyło poczuć cokolwiek, Zośka obróciła się w stronę Aidana i kilkoma szybkimi szusami znalazła się za drzwiami boksu.
- Zamykaj, zamykaj!- Poinstruowała w emocjach, trzymając w dłoni niewidzialne włosy, jakby od tego zależało jej życie.
Po kilku agresywnych, głębokich wdechach, oraz upewnieniu się, że Aidan odpowiednio zamknąć boks, brudną od krwi (bądź czegokolwiek, czym lepił się korpus martwego ptaka) przejechała delikatnie po Testrialowych włosach- może to sprawi, by były choć trochę bardziej widoczne.
Następnie spojrzała na Aidana, który mógł na jej twarzy, oprócz opadającego stresu, zobaczyć też coś na kształt uradowanej ekscytacji i powiedziała nadal lekko zdyszanym głosem:
- Dobra, a teraz spierdalamy.
Kilka sekund później byli już poza stajnią. Aidan, a Zośka za nim- miała w końcu nieco zajęte ręce.
[ z/t x2]
Do tego mentalnie przygotowywała się do wejścia w paszczę lwa, więc nawet nie zarejestrowała za bardzo i tak nikłej u Aidana zmieniającej się ekspresji twarzy.
- Cóż... nie dowiemy się, bo go nie widzimy! - odpowiedziała Zośka, podnosząc kciuk do góry z uśmiechem gdzieś na pograniczu niezręczności i pozytywnego podejścia.
Zośka z zasady była fanką myślenia, tak? Lubiła sobie gdybać, kminić, filozofować jak to mówiąc. Natomiast w tym przypadku wiadomości było mało by być w stanie wyknuć jakąś teorię, a czasu było niesamowicie mało. Dlatego gdy tylko zobaczyła gotowość Aidana, wzięła głęboki wdech.
- Dobra, jazda.
Aidan pociągnął za rurę, odblokowując drzwi i odsunął je na tyle, by Zośka była w stanie tam wejść. Jej kroki były na tyle spokojne, by nie być interpretowane przez koniowatego jako agresywne, ale nie powolne- w głowie po prostu powtarzała sobie, by traktować stworzenie mniej bądź bardziej jak jednego z koni babci.
Ze względów wiadomych- to jest, brak widzenia konia- trzymała się względnie ściany, by dotrzeć do znajdującego się żłobu- który, w celu komfortowego uzupełniania przez stajennego (którym, pewnie był gajowy) znajdował się na ścianie wejściowej.
Bez ociągania się umieściła padlinę w żłobie i odsunęła się pół kroku, bacznie ją obserwując.
Te kilka sekund było nad wyraz długich; nieproporcjonalnie, w porównaniu do tempa bicia serca Zośki. Natomiast po ich upływie zaczęła widzieć, jak w niewyjaśnionych okolicznościach, z wtórującym dźwiękiem chapnięć, martwy ptak gdzieś znika.
Znaczy, wiedziała co prawda w jakich okolicznościach i gdzie znika, ale i tak wzięło ją to z zaskoczenia. Co nie zmienia faktu, że nie miała zamiaru marnować czasu.
Gdy ptak powoli był jedzony przez niewidzialne stworzenie, Zośka, ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie, szukając po omacku szyi testriala, aż nie natrafiła na niewidzialną siłę, blokującą jej parcie dalej.
Testrial był w dotyku bardzo... dziwny. Nie podobny do konia w żadnym względzie- bliżej było temu do wyprawionej skóry na twardym szkielecie.
Kolejny głęboki oddech, za którym poszło kilka powolnych gestów głaskających kopytnego.
- Dobry konik...- powiedziała, powoli przesuwając rękę - i siebie- w stronę kłębu, grzbietu i zadu.
Na wysokości kłębu wysunęła przed siebie drugą rękę w celu potencjalnej asekuracji- nie wiedziała bowiem w jakim ułożeniu znajdują się testralowe skrzydła, a nie chciała dostać w twarz z niewidzialnego bara.
Powoli, uspokajająco głaszcząc i klepiąc konika poczuła po chwili wzniesienie na jego ciele, sygnalizujące grzbiet. Wzięła kolejny, głęboki oddech, i nadal stojąc u boku konia, położyła na jego zadzie drugą dłoń. Następnie, jedną dalej głaskając, drugą posuwała w stronę czegoś, co miała nadzieję nazwać ogonem.
Nie trwało to zbyt długo. Cały proces zajął może niecałe trzydzieści sekund, ale dla Zośki były to sekundy niesamowicie długie. Które, nagle przyśpieszyły w momencie, gdy ta ujęła krótki ogon w jedną z dłoni, wyszukała palcami kilka włosów (nie była na tyle samobójcza by rwać garść, koń nie koń, ale ma kopyta) i szybkim ruchem ręki wyrwała je z ogona.
Następne kilka sekund przepłynęło jej, paradoksalnie, błyskawicznie.
Nim kopytne zdążyło poczuć cokolwiek, Zośka obróciła się w stronę Aidana i kilkoma szybkimi szusami znalazła się za drzwiami boksu.
- Zamykaj, zamykaj!- Poinstruowała w emocjach, trzymając w dłoni niewidzialne włosy, jakby od tego zależało jej życie.
Po kilku agresywnych, głębokich wdechach, oraz upewnieniu się, że Aidan odpowiednio zamknąć boks, brudną od krwi (bądź czegokolwiek, czym lepił się korpus martwego ptaka) przejechała delikatnie po Testrialowych włosach- może to sprawi, by były choć trochę bardziej widoczne.
Następnie spojrzała na Aidana, który mógł na jej twarzy, oprócz opadającego stresu, zobaczyć też coś na kształt uradowanej ekscytacji i powiedziała nadal lekko zdyszanym głosem:
- Dobra, a teraz spierdalamy.
Kilka sekund później byli już poza stajnią. Aidan, a Zośka za nim- miała w końcu nieco zajęte ręce.
[ z/t x2]