05-12-2024, 12:14 AM
Zamrugał kilkakrotnie, koncentrując na niej wzrok, zanim odpowiedział.
- To czemu rozmawiamy?
Z tego, co pamiętał (choć pamięć mogła go teraz równie dobrze zawodzić), to ona go zagadnęła. Czemu jej social anxiety pozwalało jej trwać w tej rozmowie? Nie wolałaby na przykład... Odwrócić się, odejść w stronę dormitorium i zapomnieć o całej rozmowie? A jednak tu była i troska o całkowicie obcą jej osobę, nie przeszła mu przez myśl - i to nie tylko dlatego, że nie sądził, by wymagał teraz akurat troski.
- Dubois. - powtórzył, i choć wymowa była teoretycznia prawidłowa, zdecydowanie kaleczył własne nazwisko angielskim akcentem. Język francuski go przerastał, źle mu się kojarzył, a samo nazwisko było tylko jedynym, co zostało mu po matce. Oraz, chwilami, tematem drażliwym, bo stanowiło też to, czego jego ojciec nie chciał mu dać. Na szczęście jego myśli nie powędrowały teraz w tym kierunku i Sophie nie musiała wiedzieć, jaki żal ma do większości swojej rodziny.
- Sophie brzmi dużo lepiej... Znaczy, do wymówienia. - przyznał, automatycznie zapominając jej oryginalne imię. Nie mógł też wiedzieć, na ile będzie pamiętał i to kolejnego dnia.
Zaraz pokręcił lekko głową.
- Raczej nie... Raczej nie w tej formie. - wzruszył ramionami, jakby cały temat wcale nie był dla niego tak poważny. - Raczej na... Dalszym etapie, byłaby to kariera solowa, z tym że... O ile byłaby to kariera. Pewnie raczej coś na boku.
Chyba jeszcze nigdy nie mówił o swoich planach na głos... Nie wspominając już o tym, że sam nie do końca chciał nazywać je właśnie planami. Wiele o tym myślał, ale niczego nie wiedział na pewno i zdecydowanie wolał skupiać się na tym, co było tu i teraz. Ale to takie trudne, kiedy tu i teraz zdawało się kończyć w zaledwie kilka miesięcy i wypchnąć go ku kompletnie innej ścieżce życiowej, na jaką nijak nie był gotowy.
- Raczej miałbym nadzieję, że ktoś mi porządnie jebnie, jak tylko pomyślę o zapisaniu się do chóru... - odparł z zaskakującą powagą... Albo może zmęczeniem?
Nie skomentował jednak kwestii hymnu, która jakoś mu umknęła. Na trzeźwo pewnie wszedłby z nią w dyskusję - dla niego była to przecież nieodłączna część Hogwartu już od pierwszego roku. Nawet z taką treścią, hymn zyskiwał po pewnym czasie. Był... Cóż, charakterystyczny. Miał coś w sobie, mimo że Ethan faktycznie nie nazwałby tego zbyt ochoczo muzyką.
W końcu ponownie skupił na niej wzrok, marszcząc brwi, jakby odpowiedź na jej pytanie była oczywista.
- No... Bo nie potrzebuje prądu? Przecież od zawsze radzimy sobie bez, nie?
Nie rozumiał, że Sophie była tak bliska przełomu w swoich eksperymentach.
- To czemu rozmawiamy?
Z tego, co pamiętał (choć pamięć mogła go teraz równie dobrze zawodzić), to ona go zagadnęła. Czemu jej social anxiety pozwalało jej trwać w tej rozmowie? Nie wolałaby na przykład... Odwrócić się, odejść w stronę dormitorium i zapomnieć o całej rozmowie? A jednak tu była i troska o całkowicie obcą jej osobę, nie przeszła mu przez myśl - i to nie tylko dlatego, że nie sądził, by wymagał teraz akurat troski.
- Dubois. - powtórzył, i choć wymowa była teoretycznia prawidłowa, zdecydowanie kaleczył własne nazwisko angielskim akcentem. Język francuski go przerastał, źle mu się kojarzył, a samo nazwisko było tylko jedynym, co zostało mu po matce. Oraz, chwilami, tematem drażliwym, bo stanowiło też to, czego jego ojciec nie chciał mu dać. Na szczęście jego myśli nie powędrowały teraz w tym kierunku i Sophie nie musiała wiedzieć, jaki żal ma do większości swojej rodziny.
- Sophie brzmi dużo lepiej... Znaczy, do wymówienia. - przyznał, automatycznie zapominając jej oryginalne imię. Nie mógł też wiedzieć, na ile będzie pamiętał i to kolejnego dnia.
Zaraz pokręcił lekko głową.
- Raczej nie... Raczej nie w tej formie. - wzruszył ramionami, jakby cały temat wcale nie był dla niego tak poważny. - Raczej na... Dalszym etapie, byłaby to kariera solowa, z tym że... O ile byłaby to kariera. Pewnie raczej coś na boku.
Chyba jeszcze nigdy nie mówił o swoich planach na głos... Nie wspominając już o tym, że sam nie do końca chciał nazywać je właśnie planami. Wiele o tym myślał, ale niczego nie wiedział na pewno i zdecydowanie wolał skupiać się na tym, co było tu i teraz. Ale to takie trudne, kiedy tu i teraz zdawało się kończyć w zaledwie kilka miesięcy i wypchnąć go ku kompletnie innej ścieżce życiowej, na jaką nijak nie był gotowy.
- Raczej miałbym nadzieję, że ktoś mi porządnie jebnie, jak tylko pomyślę o zapisaniu się do chóru... - odparł z zaskakującą powagą... Albo może zmęczeniem?
Nie skomentował jednak kwestii hymnu, która jakoś mu umknęła. Na trzeźwo pewnie wszedłby z nią w dyskusję - dla niego była to przecież nieodłączna część Hogwartu już od pierwszego roku. Nawet z taką treścią, hymn zyskiwał po pewnym czasie. Był... Cóż, charakterystyczny. Miał coś w sobie, mimo że Ethan faktycznie nie nazwałby tego zbyt ochoczo muzyką.
W końcu ponownie skupił na niej wzrok, marszcząc brwi, jakby odpowiedź na jej pytanie była oczywista.
- No... Bo nie potrzebuje prądu? Przecież od zawsze radzimy sobie bez, nie?
Nie rozumiał, że Sophie była tak bliska przełomu w swoich eksperymentach.