02-07-2025, 06:27 PM
Był w nowej szkole, w nowym kraju, a nawet na innym kontynencie od ponad dwóch miesięcy i dalej czuł się trochę zagubiony, ale jednocześnie podekscytowany. Odkrywanie czegoś nowego zawsze go intrygowało. Odrobił już większość różnicy programowej, która wcale nie była aż taka duża, a nawet poznał kilka ciekawych osób. Niestety nie miał czasu zbytnio na... własne śledztwo w murach tego zamku. Bardzo chciałby przewertować wszelakie książki w bibliotece, głównie te o tematyce czarodziejskich rodzin, ale także chciałby się dostać do działu ksiąg zakazanych. Było to dla niego dziwne, że w bibliotece znajdował się taki dział i wszyscy o tym wiedzieli. Wyglądało to tak, jakby kadra nauczycielska sama zachęcała uczniów do myszkowania w tym "zakazanym" miejscu.
Ten dzień zaczął się trochę inaczej niż wszystkie inne. Silas dostrzegł dziwne spojrzenia innych uczniów, wychwycił ciche rozmowy za jego plecami, przez co zaczynał się niepokoić. Podobna sytuacja spotkała go za dziecka w sierocińcu, gdy wyszło na jaw, że był wężousty. Od razu odrzucił tą myśl, ponieważ bardzo dobrze się z tym ukrywał. Nikt nie powinien o tym wiedzieć, więc musiało chodzić o coś innego.
Dopiero później, podczas zajęć dostrzegł, że brakuje jego przybranej siostry Oriany. Na początku nie chciał wyjść na natrętnego więc za bardzo nie drążył tego tematu, ale przeczucie mu podpowiadało, że coś niedobrego się stało. Po popołudniowych zajęciach, któryś z nauczycieli ewidentnie przypomniał sobie, że Silas był przybranym bratem Oriany i opowiedział mu o tym, że została znaleziona nieprzytomna, wisząca pod sufitem w jednej z łazienek. Ta informacja go szokowała i zaniepokoiła. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że ta szkoła była tak niebezpieczna. W Ilvermorny nie raz dochodziło do wypadków, ale raczej było to spowodowane głupotą uczniów, a tutaj dochodziło do tajemniczych ataków. Co to wszystko mogło znaczyć?
Jak tylko znalazł chwilę wolnego postanowił odwiedzić Orienę w skrzydle szpitalnym, kilka razy gubiąc się przy tym w poszukiwaniu odpowiedniej drogi. Wypytywał napotkanych uczniów, którzy raz mówili dobrze, a raz sami nie wiedzieli gdzie takowe miejsce się znajduje. Udało mu się dojść do przedsionka, który w teorii powinien prowadzić do odpowiedniego miejsca. Jedyne co tam było to fontanna, łuk z notatką o zakazie wejścia i jasnowłosa uczennica. Po jej stroju rozpoznał, że była z domu Ravenclaw.
- Przepraszam. - zaczął do niej mówić podchodząc bliżej. - Wiesz może dlaczego nie można wejść do skrzydła szpitalnego? - zapytał się szczerze, z wyczuwalnym, amerykańskim akcentem. Niby amerykański i angielski to ten sam język, ale nie raz miał problem ze zrozumieniem niektórych uczniów.
Przez chwile przyglądał się uczennicy mając ogromne wrażenie, że już ją gdzieś widział, gdzieś o niej już słyszał. Wertował odmęty swojej pamięci, aż w końcu zaświeciła mu nad głową przysłowiowa świeczka.
- Jesteś Sophia, prawda? - zapytał, baaardzo mocno amerykanizując jej Polskie imię. Nie zrobił tego specjalnie, był po prostu typowym przedstawicielem Hamburgolandu. Skojarzył, że ona także przeniosła się do Hogwartu w tym roku, a także kręciła się w okolicy jego przyrodniego brata.
Ten dzień zaczął się trochę inaczej niż wszystkie inne. Silas dostrzegł dziwne spojrzenia innych uczniów, wychwycił ciche rozmowy za jego plecami, przez co zaczynał się niepokoić. Podobna sytuacja spotkała go za dziecka w sierocińcu, gdy wyszło na jaw, że był wężousty. Od razu odrzucił tą myśl, ponieważ bardzo dobrze się z tym ukrywał. Nikt nie powinien o tym wiedzieć, więc musiało chodzić o coś innego.
Dopiero później, podczas zajęć dostrzegł, że brakuje jego przybranej siostry Oriany. Na początku nie chciał wyjść na natrętnego więc za bardzo nie drążył tego tematu, ale przeczucie mu podpowiadało, że coś niedobrego się stało. Po popołudniowych zajęciach, któryś z nauczycieli ewidentnie przypomniał sobie, że Silas był przybranym bratem Oriany i opowiedział mu o tym, że została znaleziona nieprzytomna, wisząca pod sufitem w jednej z łazienek. Ta informacja go szokowała i zaniepokoiła. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że ta szkoła była tak niebezpieczna. W Ilvermorny nie raz dochodziło do wypadków, ale raczej było to spowodowane głupotą uczniów, a tutaj dochodziło do tajemniczych ataków. Co to wszystko mogło znaczyć?
Jak tylko znalazł chwilę wolnego postanowił odwiedzić Orienę w skrzydle szpitalnym, kilka razy gubiąc się przy tym w poszukiwaniu odpowiedniej drogi. Wypytywał napotkanych uczniów, którzy raz mówili dobrze, a raz sami nie wiedzieli gdzie takowe miejsce się znajduje. Udało mu się dojść do przedsionka, który w teorii powinien prowadzić do odpowiedniego miejsca. Jedyne co tam było to fontanna, łuk z notatką o zakazie wejścia i jasnowłosa uczennica. Po jej stroju rozpoznał, że była z domu Ravenclaw.
- Przepraszam. - zaczął do niej mówić podchodząc bliżej. - Wiesz może dlaczego nie można wejść do skrzydła szpitalnego? - zapytał się szczerze, z wyczuwalnym, amerykańskim akcentem. Niby amerykański i angielski to ten sam język, ale nie raz miał problem ze zrozumieniem niektórych uczniów.
Przez chwile przyglądał się uczennicy mając ogromne wrażenie, że już ją gdzieś widział, gdzieś o niej już słyszał. Wertował odmęty swojej pamięci, aż w końcu zaświeciła mu nad głową przysłowiowa świeczka.
- Jesteś Sophia, prawda? - zapytał, baaardzo mocno amerykanizując jej Polskie imię. Nie zrobił tego specjalnie, był po prostu typowym przedstawicielem Hamburgolandu. Skojarzył, że ona także przeniosła się do Hogwartu w tym roku, a także kręciła się w okolicy jego przyrodniego brata.