05-03-2021, 01:25 AM
Milczał chwilę, czekając aż dojdzie do sedna swojej wypowiedzi, w pewnym momencie samemu marszcząc brwi w niemym, wewnętrznym "co?". Zerknął na nią krótko gdy dokończyła, po czym nikle uniósł kącik ust.
- Może masz może rację może - rzucił niby to swobodnie, chociaż dosłownie nieco się teraz z jej powtarzania jednego wyrazu nabijał. Ale tylko troszkę! A uniesienie kącika ust było największym na co było go stać. Gburowana natura mimo wszystko jakoś tak w nim siedziała dość mocno na ten moment by nie porywać się w tak intensywne emocje, jakie obserwował chociażby u Saoirse.
- Może i tak. - mruknął bez zbytniego zainteresowania, trochę tracąc zainteresowanie tematem, jak i zupełnie mając gdzieś komforty życia uczniów z wież. On był w piwnicy, też mieli swoje. No i po prostu był mało empatyczny...
- Jakbym nie chciał to bym nie odpisywał. - Odpowiedział poważnie, tonem oczywistości. Bo tak było, nieszczególnie przejmował się jeśli ktoś chciał koniecznie usłyszeć odpowiedź, a on sam jej udzielać nie chciał. Oczywiście są wyjątki, jak list od matki, ale w relacjach koleżeńskich tak to działało. Może przez świadomość jego oschłości nie pisano do niego listów, jak i on zupełnie nie czuł potrzeby robienia tego. - Po prostu nie mam po co pisać. Nic nie potrzebuję, a kontaktu z nikim utrzymywać nie chcę poza szkołą. - Pauza. - Cóż, z pewnym wyjątkiem.
Bo przecież tu był i sądził, że i Puchonka wiedziała doskonale, że gdyby nie chciał, nie byłoby go tu. Albo by jej wprost napisał, że nigdzie nie idzie i ma spadać, albo ewentualnie w ostatniej chwili ją wystawił Merlin wie z jakiego powodu. A choć stresik był, to nie na tyle by nawiać jak frajer ostatni.
Słuchał w milczeniu jej wywodu. No tak, nikt, kto nie pochodził z rodziny czystokrwistej, nie rozumiał dlaczego ich działanie było takie a nie inne, dlaczego kręgi znajomości tak sztywne, a zasady tak surowe. Sam nie zawsze to rozumiał i może dlatego był tak... Inny. Zupełnie nie taki, jakiego go sobie wymarzono. Nie było jednak jego winą, że agrumenty "bo tak" czy "od pokoleń tak było" zupełnie nic nie tłumaczą, a brak jakiegokolwiek marginesu chęci do zmiany raczej wskazywał na ograniczenie niż bycie "lepszym". Może byli silniejsi magicznie, chociaż wiele było przykładów przeczących. Może byli bogatsi, bo jakoś tak wyszło, ale to nie krew pieniadze generuje, a ambicja i ogromna potrzeba bycia lepszym. Co z kolei też może być cechą każdej rodziny, ale nie wszyscy są gotowi odebrać sobie każde szczęście żeby tylko było wygodnie i bezpiecznie. Inna rzecz, że i dla niego to bezpieczeństwo to ściema. Co więcej, to z dala od rodziny, od Isidore, czuł się bezpieczniej niż będąc blisko. Ale i tak koniec końców wszystkich widział na równi, czy to szlamy czy czystokrwiści - każdy jest lub może być hieną. W większości są.
Dlatego nie skomentował wcale, mruknąwszy tylko ciche "hm" mające niby służyć za odpowiedź. Zbyt dużo miał myśli sprzecznych i gubiących jego samego by jeszcze ubierać to w zdania i przekazywac osobom trzecim.
- Kto się zabił? - zapytał dopiero po chwili, zatrzymując się myślą przy miejscu, którego zupełnie nie rozumiał. Co go ominęło?
Zatrzymał się kiedy stanęła przed nim, bez skruchy patrząc jej ze spokojem w oczy i czekając co powie nawet z zainteresowaniem.
- Hufflepuff jest najbardziej pacyfistycznym domem ze względu na cechy charakteru, jakie gromadzi. Co znaczy, że jest najłatwiejszym celem jeśli przychodzi moment rywalizacji. Nie twierdzę, że Slytherin jest najlepszy pod słońcem, ma tylko inne wartości i jest nam łatwiej dostać co chcemy. Bo jesteśmy upartymi chujami, w dużym skrócie.
Czy czuł się zbesztany, skruszony jej delikatnym ofukaniem? W żadnym razie. W zasadzie był otwarty na dyskusję, czując, że wykłada same suche fakty, nie nawet ocenę z własnych obserwacji. Gdyby tak było, dodałby, że to z reguły bardzo nieokrzesane, rozbiegane ludzie. Chaotic good. Miał jedno takie przed sobą, szczęściem akurat tolerowane, a wręcz w pokrętny sposób lubiane.
- Oczywiście, że na mnie, nie jestem wróżką prezentową. - Tego by brakowało żeby zaczął obdarowywać Merlin wie kogo... - Bywa chyba drożej. Ale jasne, to w takim razie idziemy.
Nie malała w jego oczach przez to, że było dla niej drogo, a dla niego zupełnie nie. Znaczy to były pokaźne ceny, ale stać go było na spokojnie. Rozumiał i szanował jednak, że nie wszyscy muszą spać na pieniądzach, a nawet to byłoby straszne, starczy garstka snobistycznych gburów niż żeby wszyscy tacy byli, chyba. A ona i tak dobrze się prowadziła, niezależnie za jaką cenę, to wystarczy. Wyszli więc ze sklepu by znowu skierować się ulicą wzdłuż witryn sklepowych.
- Masz już podręczniki czy do Esów też idziemy?
- Może masz może rację może - rzucił niby to swobodnie, chociaż dosłownie nieco się teraz z jej powtarzania jednego wyrazu nabijał. Ale tylko troszkę! A uniesienie kącika ust było największym na co było go stać. Gburowana natura mimo wszystko jakoś tak w nim siedziała dość mocno na ten moment by nie porywać się w tak intensywne emocje, jakie obserwował chociażby u Saoirse.
- Może i tak. - mruknął bez zbytniego zainteresowania, trochę tracąc zainteresowanie tematem, jak i zupełnie mając gdzieś komforty życia uczniów z wież. On był w piwnicy, też mieli swoje. No i po prostu był mało empatyczny...
- Jakbym nie chciał to bym nie odpisywał. - Odpowiedział poważnie, tonem oczywistości. Bo tak było, nieszczególnie przejmował się jeśli ktoś chciał koniecznie usłyszeć odpowiedź, a on sam jej udzielać nie chciał. Oczywiście są wyjątki, jak list od matki, ale w relacjach koleżeńskich tak to działało. Może przez świadomość jego oschłości nie pisano do niego listów, jak i on zupełnie nie czuł potrzeby robienia tego. - Po prostu nie mam po co pisać. Nic nie potrzebuję, a kontaktu z nikim utrzymywać nie chcę poza szkołą. - Pauza. - Cóż, z pewnym wyjątkiem.
Bo przecież tu był i sądził, że i Puchonka wiedziała doskonale, że gdyby nie chciał, nie byłoby go tu. Albo by jej wprost napisał, że nigdzie nie idzie i ma spadać, albo ewentualnie w ostatniej chwili ją wystawił Merlin wie z jakiego powodu. A choć stresik był, to nie na tyle by nawiać jak frajer ostatni.
Słuchał w milczeniu jej wywodu. No tak, nikt, kto nie pochodził z rodziny czystokrwistej, nie rozumiał dlaczego ich działanie było takie a nie inne, dlaczego kręgi znajomości tak sztywne, a zasady tak surowe. Sam nie zawsze to rozumiał i może dlatego był tak... Inny. Zupełnie nie taki, jakiego go sobie wymarzono. Nie było jednak jego winą, że agrumenty "bo tak" czy "od pokoleń tak było" zupełnie nic nie tłumaczą, a brak jakiegokolwiek marginesu chęci do zmiany raczej wskazywał na ograniczenie niż bycie "lepszym". Może byli silniejsi magicznie, chociaż wiele było przykładów przeczących. Może byli bogatsi, bo jakoś tak wyszło, ale to nie krew pieniadze generuje, a ambicja i ogromna potrzeba bycia lepszym. Co z kolei też może być cechą każdej rodziny, ale nie wszyscy są gotowi odebrać sobie każde szczęście żeby tylko było wygodnie i bezpiecznie. Inna rzecz, że i dla niego to bezpieczeństwo to ściema. Co więcej, to z dala od rodziny, od Isidore, czuł się bezpieczniej niż będąc blisko. Ale i tak koniec końców wszystkich widział na równi, czy to szlamy czy czystokrwiści - każdy jest lub może być hieną. W większości są.
Dlatego nie skomentował wcale, mruknąwszy tylko ciche "hm" mające niby służyć za odpowiedź. Zbyt dużo miał myśli sprzecznych i gubiących jego samego by jeszcze ubierać to w zdania i przekazywac osobom trzecim.
- Kto się zabił? - zapytał dopiero po chwili, zatrzymując się myślą przy miejscu, którego zupełnie nie rozumiał. Co go ominęło?
Zatrzymał się kiedy stanęła przed nim, bez skruchy patrząc jej ze spokojem w oczy i czekając co powie nawet z zainteresowaniem.
- Hufflepuff jest najbardziej pacyfistycznym domem ze względu na cechy charakteru, jakie gromadzi. Co znaczy, że jest najłatwiejszym celem jeśli przychodzi moment rywalizacji. Nie twierdzę, że Slytherin jest najlepszy pod słońcem, ma tylko inne wartości i jest nam łatwiej dostać co chcemy. Bo jesteśmy upartymi chujami, w dużym skrócie.
Czy czuł się zbesztany, skruszony jej delikatnym ofukaniem? W żadnym razie. W zasadzie był otwarty na dyskusję, czując, że wykłada same suche fakty, nie nawet ocenę z własnych obserwacji. Gdyby tak było, dodałby, że to z reguły bardzo nieokrzesane, rozbiegane ludzie. Chaotic good. Miał jedno takie przed sobą, szczęściem akurat tolerowane, a wręcz w pokrętny sposób lubiane.
- Oczywiście, że na mnie, nie jestem wróżką prezentową. - Tego by brakowało żeby zaczął obdarowywać Merlin wie kogo... - Bywa chyba drożej. Ale jasne, to w takim razie idziemy.
Nie malała w jego oczach przez to, że było dla niej drogo, a dla niego zupełnie nie. Znaczy to były pokaźne ceny, ale stać go było na spokojnie. Rozumiał i szanował jednak, że nie wszyscy muszą spać na pieniądzach, a nawet to byłoby straszne, starczy garstka snobistycznych gburów niż żeby wszyscy tacy byli, chyba. A ona i tak dobrze się prowadziła, niezależnie za jaką cenę, to wystarczy. Wyszli więc ze sklepu by znowu skierować się ulicą wzdłuż witryn sklepowych.
- Masz już podręczniki czy do Esów też idziemy?