06-03-2021, 10:55 PM
Parsknął cicho śmiechem na jego odpowiedź, lustrując go krótko wzrokiem. Faktycznie wyglądał jakby zaraz miał umrzeć. Ian miał bardzo dobrą formę, ale też dopiero zaczął biec więc pewnie długo będzie tak sobie na luzie i z uśmiechem tupał z nim na równi.
Uniósł brwi, wtykając niedbale ręce do kieszeni bluzy. Kiwnął na niego głową lekko.
- Śledziłem cię, a co?
Naturalnie nie mówił szczerze, nabijał się z niego. Ale nie w nieprzyjazny sposób, nic do niego nie miał mimo sztandaru węża w szkole, co podobno dzieliło natychmiastowo Gryfonow i Ślizgonów. Ale nie, Ian patrzył na to kto był jaki. Nie lubił jak ktoś był pierdołą i pusią chowającą się za winklem, ale nie lubił też debili rzucających się w wir walki jeden przeciwko trzem. Może dlatego nadal miał do Maxwella pewien rodzaj sympatii, a może to po prostu ładna buzia chłopaka go urobiła. Ewentualnie oba.
- Mieszkam w Londynie. Poza tym dla nas raczej żadne miejsce nie jest dziwne, chyba że mam teraz wytknąć, że idąc tym tropem, też nie powinno cię tu być. Więc co tu robisz?
Przekrywił głowę, przypatrując mu się z ciekawością godną... Cóż, chochlika jakim przecież był. Tak też był postrzegany, razem z Philipem jako szarańcza szukająca zaczepki, przygód czy rozrywki, pakująca się w kłopoty bez drugiej myśli.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wtykając jednego do ust i zapalając zapalniczką - nie brał ze sobą różdżki na miasto, bo po co jak nawet nie mógł magii używać? Zaciągając się, wyciagnął paczkę ku Gryfonowi w niemej propozycji. Sam nie palił zbyt często, ostatnio zaczął próbować, bo to było cool i zdawało się sprawiać, że czuł się bardziej niezniszczalny, nietylakny i niebezpieczny, jak prawilny street gangsta.
Uniósł brwi, wtykając niedbale ręce do kieszeni bluzy. Kiwnął na niego głową lekko.
- Śledziłem cię, a co?
Naturalnie nie mówił szczerze, nabijał się z niego. Ale nie w nieprzyjazny sposób, nic do niego nie miał mimo sztandaru węża w szkole, co podobno dzieliło natychmiastowo Gryfonow i Ślizgonów. Ale nie, Ian patrzył na to kto był jaki. Nie lubił jak ktoś był pierdołą i pusią chowającą się za winklem, ale nie lubił też debili rzucających się w wir walki jeden przeciwko trzem. Może dlatego nadal miał do Maxwella pewien rodzaj sympatii, a może to po prostu ładna buzia chłopaka go urobiła. Ewentualnie oba.
- Mieszkam w Londynie. Poza tym dla nas raczej żadne miejsce nie jest dziwne, chyba że mam teraz wytknąć, że idąc tym tropem, też nie powinno cię tu być. Więc co tu robisz?
Przekrywił głowę, przypatrując mu się z ciekawością godną... Cóż, chochlika jakim przecież był. Tak też był postrzegany, razem z Philipem jako szarańcza szukająca zaczepki, przygód czy rozrywki, pakująca się w kłopoty bez drugiej myśli.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wtykając jednego do ust i zapalając zapalniczką - nie brał ze sobą różdżki na miasto, bo po co jak nawet nie mógł magii używać? Zaciągając się, wyciagnął paczkę ku Gryfonowi w niemej propozycji. Sam nie palił zbyt często, ostatnio zaczął próbować, bo to było cool i zdawało się sprawiać, że czuł się bardziej niezniszczalny, nietylakny i niebezpieczny, jak prawilny street gangsta.