07-03-2021, 04:00 PM
Powstrzymał przewrócenie oczami na jej uwagę, odbierając to raczej jako przytyk i rodzaj ataku niźli żart. Niestety, wiele podobnych komentarzy tak odbierał, a reagował albo ignorowaniem albo pasywno agresywną odpowiedzią, w zależności od kontekstu. Tym razem wspaniałomyślnie się powstrzymał, już do tej pory zwracając uwagę, że Saoirse świetnie się bawi tego dnia drocząc się z nim. Niech jej będzie.
- Chyba nie mam pojęcia o czym mówisz. Ale mniejsza, u mnie się nikt nie zabijał więc to moje zainteresowanie musiało umrzeć zanim powstało.
Bo fakt, że jakaś drama rodzinna natychmiast pobudzała jego zainteresowanie i był ze wszystkim na bieżąco, za to jeśli coś ich nie dotyczyło i nie było w żaden sposób powiązane z kimkolwiek, kogo by znał i się interesował... Cóż, po co sobie zawracać głowę? Fajnie jest wiedzieć, ale raczej rzeczy użyteczne niż jakieś bezsensowne nowele i nic nie warte dramaty. Że też w ogóle ludziom się chce w to bawić...
- Nie uciekacie, po prostu nie jesteście typem "po trupach do celu". - Wzruszył ramieniem. - Dlatego może nie pamiętam kiedy ostatni raz mieliście Puchar Domów. Nie to żeby to dla mnie miało wielkie znaczenie, jak dla mnie to moga go postawić i na bagnach jako paśnik dla zwierząt. - Zerknął na nią, trochę sprawdzając czy już się obraziła czy jeszcze nie. - Postrzegają i maja rację, i jakoś nie zauważyłem żeby brakowało mi czegokolwiek, co sobie zaplanowałem mieć.
Powiedział ostatnie zdanie dość chłodno, już typowym dla siebie tonem, choć wcale obrażony nie był. Nie był jednak już też w żaden sposób ubawiony rozmową i jego resting bitch face zsynchronizował się z pasującym do tego tonem głosu - szorstkim i zdystansowanym. Nie było to jednak specjalnie tym razem, po prostu to był jego punkt wyjściowy neutralnego nastroju, a z uwagi na to, że bardzo szybko te nastroje potrafiły mu się zmieniać, bywały też bardzo intensywne w ekspresji.
- W zasadzie to potrzebuję iść do księgarni i tyle. - Pauza. - I chętnie na lody jeśli chcesz.
Łasuch jakich mało, doprawdy... Nażarł się ciastek, a i tak jeszcze chciał się okupić. Dobrze, że nie miał zbyt dużych skłonności do tycia, bo już by się toczył, kuleczka.
- Po nic, ja po prostu lubię ten sklep. Mają dobrą jakość ubrań. - Zerknął na nią z lekkim popłochem gdy podniosła głos, uczucie jednak znikło tak szybko jak się pojawiło gdy tylko odwrócił wzrok. - Okej, to idziemy. Też już wszystko inne masz? Ja nie mam Eliksirów i Zielarstwa, ale przyznaję, że nieszczególnie szukałem, za duże tłumy były. I za dużo rodziców z gówniarzami...
A ci są najgorsi, nie to, że się rozpychają, są chaotyczni, drą się i stoją przy jednym stoisku sto lat. Nad czym się tyle zastanawiać? Masz listę podręczników, bierzesz co jest i do kasy, na boga...
- Chyba nie mam pojęcia o czym mówisz. Ale mniejsza, u mnie się nikt nie zabijał więc to moje zainteresowanie musiało umrzeć zanim powstało.
Bo fakt, że jakaś drama rodzinna natychmiast pobudzała jego zainteresowanie i był ze wszystkim na bieżąco, za to jeśli coś ich nie dotyczyło i nie było w żaden sposób powiązane z kimkolwiek, kogo by znał i się interesował... Cóż, po co sobie zawracać głowę? Fajnie jest wiedzieć, ale raczej rzeczy użyteczne niż jakieś bezsensowne nowele i nic nie warte dramaty. Że też w ogóle ludziom się chce w to bawić...
- Nie uciekacie, po prostu nie jesteście typem "po trupach do celu". - Wzruszył ramieniem. - Dlatego może nie pamiętam kiedy ostatni raz mieliście Puchar Domów. Nie to żeby to dla mnie miało wielkie znaczenie, jak dla mnie to moga go postawić i na bagnach jako paśnik dla zwierząt. - Zerknął na nią, trochę sprawdzając czy już się obraziła czy jeszcze nie. - Postrzegają i maja rację, i jakoś nie zauważyłem żeby brakowało mi czegokolwiek, co sobie zaplanowałem mieć.
Powiedział ostatnie zdanie dość chłodno, już typowym dla siebie tonem, choć wcale obrażony nie był. Nie był jednak już też w żaden sposób ubawiony rozmową i jego resting bitch face zsynchronizował się z pasującym do tego tonem głosu - szorstkim i zdystansowanym. Nie było to jednak specjalnie tym razem, po prostu to był jego punkt wyjściowy neutralnego nastroju, a z uwagi na to, że bardzo szybko te nastroje potrafiły mu się zmieniać, bywały też bardzo intensywne w ekspresji.
- W zasadzie to potrzebuję iść do księgarni i tyle. - Pauza. - I chętnie na lody jeśli chcesz.
Łasuch jakich mało, doprawdy... Nażarł się ciastek, a i tak jeszcze chciał się okupić. Dobrze, że nie miał zbyt dużych skłonności do tycia, bo już by się toczył, kuleczka.
- Po nic, ja po prostu lubię ten sklep. Mają dobrą jakość ubrań. - Zerknął na nią z lekkim popłochem gdy podniosła głos, uczucie jednak znikło tak szybko jak się pojawiło gdy tylko odwrócił wzrok. - Okej, to idziemy. Też już wszystko inne masz? Ja nie mam Eliksirów i Zielarstwa, ale przyznaję, że nieszczególnie szukałem, za duże tłumy były. I za dużo rodziców z gówniarzami...
A ci są najgorsi, nie to, że się rozpychają, są chaotyczni, drą się i stoją przy jednym stoisku sto lat. Nad czym się tyle zastanawiać? Masz listę podręczników, bierzesz co jest i do kasy, na boga...