07-03-2021, 08:23 PM
Nawet jeśli Dexter jakoś nieszczególnie ekscytował się na rozpoczęcie ostatniego roku nauki w Hogwarcie, to cieszył się, że w końcu ma bardzo poważny pretekst na wyrwanie się z domu i nie wracanie przez kilka długich miesięcy. Choć nie widywał ojca zbyt często, to bez przerwy czuł z jego strony presję, którą totalnie rozumiał. Nie to jednak sprawiało, że nie miał ochoty przebywać w posiadłości Beckettów - miał dość fałszywych uśmiechów i przesłodzonego tonu macochy, która chyba nadal nie jest w stanie zaakceptować faktu, że to jednak pierworodny ma największe prawo do spadku rodu.
Na peronie zjawił się przed czasem i sam. Ojciec oczywiście pracował, a inni domownicy jakoś nie kwapili się żeby mu towarzyszyć - nie żeby on sam chciał ich towarzystwa. Może i fajnie, jakby dwójka rodzeństwa mogła razem z nim zawitać na peronie, zobaczyć pociąg, ale Dexter czuł się dużo lepiej będąc sam i mogąc w spokoju zająć miejsce w pociągu. Może nawet uda mu się to jeszcze zanim inni uczniowie tłumnie oblegą każdy wolny przedział.
Zatrzymawszy się gdzieś przy końcu peronu, rozejrzał się w poszukiwaniu którejś ze znajomych twarz, zanim poświęcił uwagę rozładowywaniu wózka z bagażami. Pewnie nadal w spokoju zajmowałby się transportowaniem własnego kufra do przedziału, gdyby nie nagłe uderzenie, które sprawiło, że lekko zachwiał się na nogach. Choć trochę go zirytowało, że ludzie nie patrzą przed siebie i łażą jak ślepi, to jednak odwrócił się z zamiarem pomocy podniesienia walizki, która narobiła trochę huku lądując na ziemi. I z pewnością zaoferowałby swoją pomoc, gdyby nie rozpoznał nie tylko twarzy ale i wyjątkowo denerwującego głosu jednej z największych awanturnic, z jakim przyszło mu mieć styczność.
Uniósł brwi, co mogłoby być odebrane jako zdziwienie, gdyby nie jego wzrok wyraźnie spoglądający na Rose z wyższością i nie tylko dlatego, że górował nad nią wzrostem.
- Zacznij patrzeć gdzie idziesz, to może następnym razem uda ci się moje rozrośnięte ego wyminąć. - Przeniósł spojrzenie na małego gnoma, który towarzyszył Gryfonce, a widząc jego może trochę zbyt bezczelne spojrzenie, sapnął krótko pod nosem z mieszaniną rozbawienia i politowania. Widać było jak na dłoni, że smarkacz jest rodziną awanturnicy. Beckett odprowadził dzieciaka wzrokiem, wytrzymując jego spojrzenie bez najmniejszego problemu, po czym poświęcił pannie Blackwood odrobinę swojej uwagi.
- Niektórzy mogą źle odebrać bezczelnie gapienie się takich młodzików, ale patrząc na to kogo ma za wzór do naśladowania nie warto pokładać nadziei, że się to w najbliższym czasie zmieni. - Pobieżnie zmierzył Rose od stóp do głów, może nieco bardziej oceniająco niż sam zakładał, po czym odwrócił się znowu w kierunku własnego kufra, który połowicznie wystawał z wózka. Wolał znaleźć się w pociągu szybciej, niż później, zanim wybrany przez niego przedział zostanie przez kogoś zaklepany.
Na peronie zjawił się przed czasem i sam. Ojciec oczywiście pracował, a inni domownicy jakoś nie kwapili się żeby mu towarzyszyć - nie żeby on sam chciał ich towarzystwa. Może i fajnie, jakby dwójka rodzeństwa mogła razem z nim zawitać na peronie, zobaczyć pociąg, ale Dexter czuł się dużo lepiej będąc sam i mogąc w spokoju zająć miejsce w pociągu. Może nawet uda mu się to jeszcze zanim inni uczniowie tłumnie oblegą każdy wolny przedział.
Zatrzymawszy się gdzieś przy końcu peronu, rozejrzał się w poszukiwaniu którejś ze znajomych twarz, zanim poświęcił uwagę rozładowywaniu wózka z bagażami. Pewnie nadal w spokoju zajmowałby się transportowaniem własnego kufra do przedziału, gdyby nie nagłe uderzenie, które sprawiło, że lekko zachwiał się na nogach. Choć trochę go zirytowało, że ludzie nie patrzą przed siebie i łażą jak ślepi, to jednak odwrócił się z zamiarem pomocy podniesienia walizki, która narobiła trochę huku lądując na ziemi. I z pewnością zaoferowałby swoją pomoc, gdyby nie rozpoznał nie tylko twarzy ale i wyjątkowo denerwującego głosu jednej z największych awanturnic, z jakim przyszło mu mieć styczność.
Uniósł brwi, co mogłoby być odebrane jako zdziwienie, gdyby nie jego wzrok wyraźnie spoglądający na Rose z wyższością i nie tylko dlatego, że górował nad nią wzrostem.
- Zacznij patrzeć gdzie idziesz, to może następnym razem uda ci się moje rozrośnięte ego wyminąć. - Przeniósł spojrzenie na małego gnoma, który towarzyszył Gryfonce, a widząc jego może trochę zbyt bezczelne spojrzenie, sapnął krótko pod nosem z mieszaniną rozbawienia i politowania. Widać było jak na dłoni, że smarkacz jest rodziną awanturnicy. Beckett odprowadził dzieciaka wzrokiem, wytrzymując jego spojrzenie bez najmniejszego problemu, po czym poświęcił pannie Blackwood odrobinę swojej uwagi.
- Niektórzy mogą źle odebrać bezczelnie gapienie się takich młodzików, ale patrząc na to kogo ma za wzór do naśladowania nie warto pokładać nadziei, że się to w najbliższym czasie zmieni. - Pobieżnie zmierzył Rose od stóp do głów, może nieco bardziej oceniająco niż sam zakładał, po czym odwrócił się znowu w kierunku własnego kufra, który połowicznie wystawał z wózka. Wolał znaleźć się w pociągu szybciej, niż później, zanim wybrany przez niego przedział zostanie przez kogoś zaklepany.