09-03-2021, 02:27 AM
Dochodziła niemal północ, kiedy naszła go niespodziewana ochota na przechadzkę po szkole. Przeciągnął się, wychodząc z Pokoju Wspólnego, niespecjalnie przejmując się faktem, że dawno nastała godzina ciszy nocnej. Jakie to miało znaczenie, skoro prawdopodobieństwo spotkania kogokolwiek równało się niemal zeru? To zdecydowanie był plus - brak ludzi, a tym samym brak ich głupoty, naiwności i wszystkich tych cech, które drażniły Aarona. Nie musiał wysłuchiwać szczebiotania koleżanek, ani uwag kolegów, którzy wymieniali się informacjami tak potrzebnymi, jak psu piąta łapa. Nie musiał spoglądać na twarze, które każdego dnia były przez niego znienawidzone jeszcze bardziej. Mógł wsłuchać się w ciszę, odpoczywając. Kiedy, jeśli nie w środku nocy, mógł sobie na to pozwolić. Bo chociaż Ślizgoni z natury nie byli głośni, zostawiając tę cechę Gryfonom, tak niestety nadal byli.
Rozejrzał się na boki, obmyślając plan, gdzie pójść. Szeroka gama wyborów nie ułatwiała dokonania tego jedynego, słusznego.
Przeszedł kilka kolejnych kroków, dochodząc do jednego ze skrótów. Nie, na błonia nie pójdzie, tam był widoczny, niczym kamień na dłoni. Może w takim razie dziedziniec? Przewietrzy się, może nawet zaczerpnie trochę wiedzy, zabierając książkę. Brzmiało jak plan, na który jednak nie miał ochoty.
Pójdzie gdzieś, to było coś idealnie w jego stylu. Bez planów, spontanicznie.
Kolejnych kilka kroków i zmuszony był się zatrzymać. Co jest? Przecież tu nie powinno być nikogo. Jego wędrówka nie zakładała żadnych utrudnień już na tym etapie.
Poczuł jak coś odbija się od jego torsu, wprawiając ciało w drżenie. Stał na schodach, niemal cudem się nie wywrócił. Jak dobrze, że owe coś nie miało tak dużej siły, aby go powalić. Wyszło to na dobre zarówno jemu, jak i temu, co z założenia było człowiekiem. Duchy nie mogły niczego mu zrobić.
-Oho - rzucił jedynie dostrzegając, że coś zaczyna się chwiać. Nie chciał mieć nikogo na sumieniu, dlatego dość sprawnie położył dłonie na ramionach osóbki znacznie niższej, przytrzymując ją w miejscu, z którym stała. Pierwszak? Tak wynikałoby z proporcji ciała.
Zmierzył człowieka spojrzeniem.
Philip. A może Ian? Jaka różnica, skoro wyglądali niemal identycznie?
-Królewna powinna bardziej uważać - powiedział, nie spuszczając z niego spojrzenia.