09-03-2021, 03:06 AM
Skąd właściwie brała się tak wielka niechęć do innych osób? Wychowanie, czy może wina dziadka, który spieprzył mu życie po całości? Chociaż nie, ostatecznie nie można było powiedzieć, że Aaron nie lubił ludzi czy nienawidził ich całym sobą. On zwyczajnie nie odczuwał wzmożonej potrzeby bratania się z nimi na siłę, byleby tylko móc pochwalić się w szkole pokaźną ilością przyjaciół, sprawiając tym samym, że inni będą mu jedynie zazdrościć. Żałośnie desperackie posunięcie zakompleksionych jednostek, tyle w temacie. Bo jak można było nazwać kogoś przyjacielem, skoro zapewne nie wiedziało się nic na jego temat? Jak można było stwierdzić, że będą się znać już zawsze, skoro nikt nie był w stanie przewidzieć, co stanie się jutro? Słuchanie czegoś takiego podczas przemieszczania się z klasy do klasy nie było zbyt interesujące i nijak nie wpływało na poprawę jakości jego dnia.
Tym bardziej nikt nie mógł się dziwić, że chłopak preferował nocne wędrówki. Nie chodziło o łamanie regulaminu (może trochę tak), czy pokazanie, że za nic ma sobie zasady, których sam nie ustalił. Nie, tu chodziło o ciszę i spokój, ewentualnie ochronę osób, które mogłyby wyprowadzić go z równowagi. A i takie przypadki się zdarzały, kończąc się słabo dla drugiej strony. Wiadomo, silniejszy wygrywa.
Powinien być zaskoczony, że osobą, która aktualnie wyprowadziła z równowagi, był on. Dosłownie, bo chłopak, który się od niego odbił, chwiał się niebezpiecznie, niczym głodzone dziecko bez energii. Patrząc po tym, jak szczupły był, mógł podpiąć go po to stwierdzenie.
Lustrował go w ciszy, nawet się z tym nie kryjąc. Był ciekaw z kim miał do czynienia i jak bardzo owa osoba mogła mu zaszkodzić podczas przechadzki. Punkt, że to przedstawiciel jego domu.
-Ostre słowa, wiesz? Powiedziałby, że wręcz raniące moje serce. Ja do ciebie pieszczotliwie, a ty oddajesz mi takim kwasem - powiedział, krzywiąc się z niezadowoleniem. Ostatecznie nic sobie nie robił z faktu, że go zaatakował. Dwa razy - fizycznie i słownie. Zabrzmi masochistycznie, ale to Moon lubił. Zero płaszczenia się przed nim, zero słabości. Przynajmniej względnej, bo gdyby chciał, Philip/Ian już dawno leżałby u podnóża schodów.
-Czyli Philip. Zastanawiałem się, który z was - mruknął. Prefekt, wspaniale. Chociaż przecież nie wrobi kolegi z roku, prawda? A nie, był Ślizgonem, mógł wrobić. - A jesteś w stanie mi go dać? Jeśli tak, to chociaż żeby było kreatywnie, nie będę sprzątał żadnych glutów - uśmiechnął się lekko, ironicznie, nie spuszczając z niego spojrzenia.
-Walczę z bezsennością, panie prefekcie. Więc kara to trochę jak kopanie leżącego - zauważył, opierając się barkiem o chłodną ścianę.
Tym bardziej nikt nie mógł się dziwić, że chłopak preferował nocne wędrówki. Nie chodziło o łamanie regulaminu (może trochę tak), czy pokazanie, że za nic ma sobie zasady, których sam nie ustalił. Nie, tu chodziło o ciszę i spokój, ewentualnie ochronę osób, które mogłyby wyprowadzić go z równowagi. A i takie przypadki się zdarzały, kończąc się słabo dla drugiej strony. Wiadomo, silniejszy wygrywa.
Powinien być zaskoczony, że osobą, która aktualnie wyprowadziła z równowagi, był on. Dosłownie, bo chłopak, który się od niego odbił, chwiał się niebezpiecznie, niczym głodzone dziecko bez energii. Patrząc po tym, jak szczupły był, mógł podpiąć go po to stwierdzenie.
Lustrował go w ciszy, nawet się z tym nie kryjąc. Był ciekaw z kim miał do czynienia i jak bardzo owa osoba mogła mu zaszkodzić podczas przechadzki. Punkt, że to przedstawiciel jego domu.
-Ostre słowa, wiesz? Powiedziałby, że wręcz raniące moje serce. Ja do ciebie pieszczotliwie, a ty oddajesz mi takim kwasem - powiedział, krzywiąc się z niezadowoleniem. Ostatecznie nic sobie nie robił z faktu, że go zaatakował. Dwa razy - fizycznie i słownie. Zabrzmi masochistycznie, ale to Moon lubił. Zero płaszczenia się przed nim, zero słabości. Przynajmniej względnej, bo gdyby chciał, Philip/Ian już dawno leżałby u podnóża schodów.
-Czyli Philip. Zastanawiałem się, który z was - mruknął. Prefekt, wspaniale. Chociaż przecież nie wrobi kolegi z roku, prawda? A nie, był Ślizgonem, mógł wrobić. - A jesteś w stanie mi go dać? Jeśli tak, to chociaż żeby było kreatywnie, nie będę sprzątał żadnych glutów - uśmiechnął się lekko, ironicznie, nie spuszczając z niego spojrzenia.
-Walczę z bezsennością, panie prefekcie. Więc kara to trochę jak kopanie leżącego - zauważył, opierając się barkiem o chłodną ścianę.