09-03-2021, 05:02 PM
Jeden ze znanych cytatów z gier komputerowych idealnie podkreśliłby reakcję Caroline na pojawienie się na dworcu King's Cross - "ah shit, here we go again". Z jednej strony wciąż tliła się w niej ta fascynacja nieodkrytymi księgami, zakurzonymi stronicami czy niezbadanymi korytarzami szkoły. Z drugiej zaś musiała się ponownie użerać z wieloma osobami, które po prostu działały jej na nerwy. Na dodatek nadal nie była w stanie przeforsować projektu Statku-Zajebistszego-Niż-Ten-Durmstrangu, co skutecznie podcinało jej skrzydła. Tak właśnie zabija się młode talenty!
Dworzec jak to dworzec, zazwyczaj trzeba spodziewać się tłumów, szczególnie na samym początku września. Wędrując do magicznego przejścia na peron 9 i 3/4 starała się podtrzymać nadzieję, że tym razem będzie lepiej. Najstarszy z braci skutecznie jej to ułatwiał, bo złośliwość była u Pride'ów cechą rodziną, a zawody na największa mendę odbywali hobbystycznie przy każdej okazji. Wbrew pozorom lubiła taką formę rozrywki, a sztuka przeklinania jawiła jej się niczym wykwintny wieczorek poezji - ale nie takie tępego przeklinania, liczyła się bowiem kreatywność i wpasowanie w sytuację.
- To ile ty masz lat? - rzucił starszy Pride, gdy znaleźli się przed tym jednym konkretnym przejściem, którego nikt nie widział, ale każdy czarodziej wiedział, że tam jest. Caroline przewróciła oczami i jeszcze raz sprawdziła czy cały bagaż jest dobrze przymocowany. Pomiędzy ubraniami w puchatymi kapciami w kształcie wielorybów schowała kilka butelek rumu i wolałaby, aby nic im się nie stało.
- To liczba większa niż dziesięć, więc nie zaprzątaj sobie tym głowy, bo i tak nie zapamiętasz. - odparła zaciskając ostatni z pasków. Nie było między nimi aż tak dużej różnicy wieku, ale brat uwielbiał przypominać jej, że to właśnie on jest najstarszy, a w ogóle to za jego czasów były czasy, teraz nie ma czasów.
- Dać ci namiary na Doktora? Bo w twoim wieku to już chyba się obskakuje wszystkich facetów w polu widzenia, nie? Spokojnie, pełna dyskrecja. - z perfidnym uśmiechem starał się zabrać z głowy Caroline trójróg, ale ta w porę złapała go za nadgarstek i skończyło się na wybitnie poczochranej rudej czuprynie.
- Mówisz z doświadczenia, jak rozumiem? Jasne, wezmę sobie do serca. A teraz spieprzaj do swojej biurokracji, przerwa na kawę ci się kończy, chomiku wracają do kołowrotka. - odburknęła, choć z chochliczym uśmieszkiem wędrującym po wargach. Przybili sobie piątkę, po czym Caroline rozpędziła się znikając w ścianie przy akompaniamencie przerażonych odgłosów Vane'a. Z jakiegoś powodu ten puchacz do tej pory nie nauczył się, że nie skończy jako pierzasty naleśnik.
Od razu przywitał ją tłum, który nawet nie byłby taki irytujący, gdyby nie masa młodszych uczniów, którzy wprowadzali więcej chaosu niż ustawa przewidywała. Nie wiedzieli co i jak, gdzie iść, po co czekać, jednemu uciekł kot, drugi konsumował jakieś świństwo roztaczając przy tym mało apetyczny zapach w promieniu dwudziestu metrów, trzeci już zaczął wyć za rodzicami... Irytacja dziewczyny bardzo szybko zaczęła wybijać poza skalę, szczególnie, gdy problematycznym stało się przedostanie jakkolwiek bliżej pociągu. Przekleństwa nie działały(niestety), więc stwierdziła, że zrobi to po swojemu.
Poprawiła trójróg, po czym kopnęła w najbliżej znajdujący się kufer jaki zobaczyła. Już kilka razy próbowała tej sztuczki i o dziwo prędzej czy później ktoś zawsze miał zamknięty dobytek na słowo honoru, często niedbale rzuconym zaklęciem. Jej pewnie zachowałby się podobnie w analogicznej sytuacji, ale całe szczęście nikt tego nie sprawdził.
Efekt był właśnie taki jakiego oczekiwała, a nawet lepszy. Wieko odskoczyło, przy okazji uderzając każdego, kto stał zbyt blisko, a ze środka zaczęły wylatywać na wszystkie strony przedmioty, prawdopodobnie caluteńki dobytek (jak się okazało) właścicielki). Mimo, że nie było to pierwszy raz - wciąż bawił, więc zamiast od razu wykorzystać zamieszanie i przemknąć do pociągu, Caroline parsknęła śmiechem, śledząc trajektorię lotu jak największej ilości rzeczy. Barbarossa nawet próbował coś złapać łapą, ale po dwóch sekundach lenistwo zwyciężyło.
(R.I.P. kufer Moiry Blake)
Dworzec jak to dworzec, zazwyczaj trzeba spodziewać się tłumów, szczególnie na samym początku września. Wędrując do magicznego przejścia na peron 9 i 3/4 starała się podtrzymać nadzieję, że tym razem będzie lepiej. Najstarszy z braci skutecznie jej to ułatwiał, bo złośliwość była u Pride'ów cechą rodziną, a zawody na największa mendę odbywali hobbystycznie przy każdej okazji. Wbrew pozorom lubiła taką formę rozrywki, a sztuka przeklinania jawiła jej się niczym wykwintny wieczorek poezji - ale nie takie tępego przeklinania, liczyła się bowiem kreatywność i wpasowanie w sytuację.
- To ile ty masz lat? - rzucił starszy Pride, gdy znaleźli się przed tym jednym konkretnym przejściem, którego nikt nie widział, ale każdy czarodziej wiedział, że tam jest. Caroline przewróciła oczami i jeszcze raz sprawdziła czy cały bagaż jest dobrze przymocowany. Pomiędzy ubraniami w puchatymi kapciami w kształcie wielorybów schowała kilka butelek rumu i wolałaby, aby nic im się nie stało.
- To liczba większa niż dziesięć, więc nie zaprzątaj sobie tym głowy, bo i tak nie zapamiętasz. - odparła zaciskając ostatni z pasków. Nie było między nimi aż tak dużej różnicy wieku, ale brat uwielbiał przypominać jej, że to właśnie on jest najstarszy, a w ogóle to za jego czasów były czasy, teraz nie ma czasów.
- Dać ci namiary na Doktora? Bo w twoim wieku to już chyba się obskakuje wszystkich facetów w polu widzenia, nie? Spokojnie, pełna dyskrecja. - z perfidnym uśmiechem starał się zabrać z głowy Caroline trójróg, ale ta w porę złapała go za nadgarstek i skończyło się na wybitnie poczochranej rudej czuprynie.
- Mówisz z doświadczenia, jak rozumiem? Jasne, wezmę sobie do serca. A teraz spieprzaj do swojej biurokracji, przerwa na kawę ci się kończy, chomiku wracają do kołowrotka. - odburknęła, choć z chochliczym uśmieszkiem wędrującym po wargach. Przybili sobie piątkę, po czym Caroline rozpędziła się znikając w ścianie przy akompaniamencie przerażonych odgłosów Vane'a. Z jakiegoś powodu ten puchacz do tej pory nie nauczył się, że nie skończy jako pierzasty naleśnik.
Od razu przywitał ją tłum, który nawet nie byłby taki irytujący, gdyby nie masa młodszych uczniów, którzy wprowadzali więcej chaosu niż ustawa przewidywała. Nie wiedzieli co i jak, gdzie iść, po co czekać, jednemu uciekł kot, drugi konsumował jakieś świństwo roztaczając przy tym mało apetyczny zapach w promieniu dwudziestu metrów, trzeci już zaczął wyć za rodzicami... Irytacja dziewczyny bardzo szybko zaczęła wybijać poza skalę, szczególnie, gdy problematycznym stało się przedostanie jakkolwiek bliżej pociągu. Przekleństwa nie działały(niestety), więc stwierdziła, że zrobi to po swojemu.
Poprawiła trójróg, po czym kopnęła w najbliżej znajdujący się kufer jaki zobaczyła. Już kilka razy próbowała tej sztuczki i o dziwo prędzej czy później ktoś zawsze miał zamknięty dobytek na słowo honoru, często niedbale rzuconym zaklęciem. Jej pewnie zachowałby się podobnie w analogicznej sytuacji, ale całe szczęście nikt tego nie sprawdził.
Efekt był właśnie taki jakiego oczekiwała, a nawet lepszy. Wieko odskoczyło, przy okazji uderzając każdego, kto stał zbyt blisko, a ze środka zaczęły wylatywać na wszystkie strony przedmioty, prawdopodobnie caluteńki dobytek (jak się okazało) właścicielki). Mimo, że nie było to pierwszy raz - wciąż bawił, więc zamiast od razu wykorzystać zamieszanie i przemknąć do pociągu, Caroline parsknęła śmiechem, śledząc trajektorię lotu jak największej ilości rzeczy. Barbarossa nawet próbował coś złapać łapą, ale po dwóch sekundach lenistwo zwyciężyło.
(R.I.P. kufer Moiry Blake)