10-03-2021, 01:05 AM
Puchon pokiwał głową ze zrozumieniem, bo to przecież całkiem logiczne, że Tadek nie do końca miał jak zabrać ze sobą tak duże gabarytowo rzeczy, jak miotła właśnie. Wybrał sobie w stu procentach mugolski i staromodny sposób podróży, a takie właśnie były jego konsekwencje. Całe szczęście, że niemalże po sąsiedzku byli Connersowie ze swoją gromadą magicznych dzieci. — Cóż, myślę, że czarowanie faktycznie nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. Szkoda by było, jakby nas teraz wywalili, tuż po tym jak zdaliśmy te cholerne SUMy... — Arthur rzadko przeklinał, za to kiedy już to robił, to naprawdę miał powód. Temu zwykle wyluzowanemu chłopakowi egzaminy tak dały w kość, że do teraz miał trzęsawkę, jak wspominał o nocnym kuciu do zaklęć i OPCM. — Co byśmy z Kitty bez ciebie zrobili w Hogwarcie? — dodał jeszcze, chcąc chyba wywołać w Tadku poczucie winy, jakie mogłoby mu towarzyszyć, gdyby podjął jedną złą decyzję. Po chwili jednak zmienił ton, bo temat biwaku przyprawiał go o dreszcz ekscytacji i żądzę przygody, jakiej od dawna nie czuł, zajęty pracami domowymi, wymykaniem się na miotłę i oczywiście odpowiadaniem godzinami na pytania Octavii o to, kiedy w końcu wybiorą się na Pokątną po rzeczy dla niej, bo przecież rodzice nie mieli kiedy i jak jej zabrać, a odpowiedzialność ta spadała na najstarszego z braci.
— Wiesz, jaka jest mama... ona jak sobie coś ubździ w głowie, to nie przekonasz jej. Ale damy radę, przecież ona cię uwielbia. Mnie, syna własnego, sprzedałaby do cygańskiego taboru, a w zamian adoptowała ciebie! — zażartował, bo faktycznie wystarczyło jedno spotkanie Tadka z Crawfordami, by mama Arthura zakochała się w jego pełnym słonecznej energii przyjacielu.
— Czasami czuję się jak na hodowli papug albo i gorzej... no ale co zrobić, rodziny nie wybierasz — mruknął z udawanym zawodem, chociaż w gruncie rzeczy uważał, że ma najfajniejszą rodzinę na świecie. Tylko może trochę zbyt głośną i czasami z deka ekscentryczną...
Z głębokim westchnieniem otworzył obdrapane z czerwonej farby drzwi do mieszkania i zawołał, przekrzykując harmider: — Halo, ferajna, przywiozłem gościa!
Oczywiście rozpętało się piekło. Mama najpierw oburzyła się z nazwania jej ferajną, za co oberwało się Artkowi ścierką. Chwilę później ściskała już Tadka w swoich irlandzkich objęciach i z charakterystycznym akcentem wychwalała jego gładką skórę na twarzy. Zaraz po niej na Gilmore'a rzuciła się Octavia i Arthur tylko zwijał się ze śmiechu patrząc na to, jak i młodsze latorośle Crawfordów obłapiają jego przyjaciela. Wbrew pozorom w tym szalonym domu rzadko bywali goście, zwłaszcza goście tak kochani jak Tadek.
— Wiecie, fajnie jakbyście dali mu odetchnąć — zasugerował z fotela, w którym się rozsiadł na początku całej sceny powitania.
— Wiesz, jaka jest mama... ona jak sobie coś ubździ w głowie, to nie przekonasz jej. Ale damy radę, przecież ona cię uwielbia. Mnie, syna własnego, sprzedałaby do cygańskiego taboru, a w zamian adoptowała ciebie! — zażartował, bo faktycznie wystarczyło jedno spotkanie Tadka z Crawfordami, by mama Arthura zakochała się w jego pełnym słonecznej energii przyjacielu.
— Czasami czuję się jak na hodowli papug albo i gorzej... no ale co zrobić, rodziny nie wybierasz — mruknął z udawanym zawodem, chociaż w gruncie rzeczy uważał, że ma najfajniejszą rodzinę na świecie. Tylko może trochę zbyt głośną i czasami z deka ekscentryczną...
Z głębokim westchnieniem otworzył obdrapane z czerwonej farby drzwi do mieszkania i zawołał, przekrzykując harmider: — Halo, ferajna, przywiozłem gościa!
Oczywiście rozpętało się piekło. Mama najpierw oburzyła się z nazwania jej ferajną, za co oberwało się Artkowi ścierką. Chwilę później ściskała już Tadka w swoich irlandzkich objęciach i z charakterystycznym akcentem wychwalała jego gładką skórę na twarzy. Zaraz po niej na Gilmore'a rzuciła się Octavia i Arthur tylko zwijał się ze śmiechu patrząc na to, jak i młodsze latorośle Crawfordów obłapiają jego przyjaciela. Wbrew pozorom w tym szalonym domu rzadko bywali goście, zwłaszcza goście tak kochani jak Tadek.
— Wiecie, fajnie jakbyście dali mu odetchnąć — zasugerował z fotela, w którym się rozsiadł na początku całej sceny powitania.