11-03-2021, 12:58 AM
Rozpoczęcie nowego roku szkolnego i sama podróż do Hogwartu zawsze były ekscytującym wydarzeniem. April miała okazję widzieć pociąg nawet kilka razy zanim sama jeszcze rozpoczęła naukę - odprowadzając razem z rodzicami starszych braci. Odkąd Tadhg skończył naukę, to ją zaczęła całą rodzina odprowadzać, był to pewnego rodzaju rytuał. W tym roku jednak bracia nie mogli towarzyszyć jej tego dnia, więc jedynie rodzice zawitali na peron i z pewnym sentymentem spoglądali w stronę pociągu.
April niosła transporter ze swoją fretką, pozwalając tacie na pchanie wózka z resztą bagaży (nie dał się przekonać, że ona sama mogła i może nawet powinna to robić) i jak już się uparł, to również wniesienie kufra do przedziału. Dlatego też została nieco w tyle, dając rodzicom możliwość nacieszenia się faktem, że mogą coś dla niej zrobić, zanim znowu niemal przez cały rok szkolny będzie poza ich zasięgiem.
Skupiła się na swojej fretce, starając się nie słyszeć monologu, który wybrzmiewał obok jej ucha, a którego nie słyszał nikt poza nią. Znowu musiała pilnować się, żeby nie przyłapano jej na patrzenie czy gadanie do osoby, którą tylko ona widzi. Już wystarczyło jej komentarzy na swój temat, kiedy jednak ktoś wpadł na nią mówiącą do powietrza.
W pewnej chwili poczuła niespodziewane pchnięcie i przed upadkiem uratował ją chyba tylko fakt, że trzymała w rękach transporter ze swoim pupilem - instynktownie odnalazła równowagę, tym samym chroniąc biedne zwierzątko przed traumą upadku i huku, jaki z pewnością miałoby doświadczyć wewnątrz plastikowej skrzyneczki. Rumor, jaki za sobą usłyszała wywołał gromki śmiech Vatesa i tym razem nie udało jej się powstrzymać przed spojrzeniem w jego stronę. Pokładał się na najbliższej ścianie, trzymając za brzuch i zasłaniając usta, skinieniem głowy wskazując co tak go rozbawiło. Pewnie gdyby ktokolwiek poza nią go widział, to zwróciłby mu uwagę, że zachowuje się co najmniej bezczelnie zamiast pomóc koleżance, ale twory ludzkiego umysłu mają to do siebie, że widzialne są tylko dla jednej osoby.
Stojąc pewniej na nogach obejrzała się za siebie, żeby zbadać sytuację. Pierwszym co zauważyła, były jaskrawe majtki leżące na stercie książek i wielka plama atramentu, który radośnie wsiąkał w pluszaka. Zaraz po tym dostrzegła Cass, która pospiesznie wrzucała do kufra walające się po okolicy rzeczy.
- Cass, wszystko w porządku? Czekaj, pomogę ci... - Zmartwiona tym, że koleżanka może coś sobie zrobiła, podeszła obok niej i odstawiwszy transporter z fretką na ziemie, zabrała się za zgarnianie książek i kolorowych majtek, które na nich leżały.
Wiesz, April, może chociaż ten jeden raz to nie z ciebie będą się śmiać za gadanie w przestrzeń, bo kolorowe majtki Cassandry będą tematem numerem jeden przez kilka tygodni.
Vates pojawił się obok jak zwykle znikąd. Ot, nagle okazało się, że siedzi obok błękitnej bielizny w chmurki i wskazuje na nie palcem. Zawiesiła się na moment i otworzyła usta, jakby chciała mu coś odpowiedzieć, ale uwaga otoczenia była tak na nich skupiona, że jeszcze ktoś by pomyślał, że obraża niczemu winnego przechodnia, a nie wytwór swojego umysłu. Zamknęła więc buzię i porwała wcześniej wspomniane matki, żeby zaraz nieco zbyt zamaszyście wrzucić je do kufra. Odwróciła się w stronę Montrose i posłała jej życzliwy uśmiech.
- Nie ma to jak widowiskowy początek roku... - Nie mówiła tego złośliwie, chciała raczej rozładować nieco napięcie, wesprzeć koleżankę nie tylko zbieraniem jej dobytku, ale i może nawet obrócić wszystko w żart, żeby nie czułą się zażenowana.
Zadanie: [2.2] Wyciągnij swoją dłoń
Uczestnicy: April pomaga Cass
Progress: Ekipa sprzątająca zajęła się chowaniem jaskrawej bielizny
April niosła transporter ze swoją fretką, pozwalając tacie na pchanie wózka z resztą bagaży (nie dał się przekonać, że ona sama mogła i może nawet powinna to robić) i jak już się uparł, to również wniesienie kufra do przedziału. Dlatego też została nieco w tyle, dając rodzicom możliwość nacieszenia się faktem, że mogą coś dla niej zrobić, zanim znowu niemal przez cały rok szkolny będzie poza ich zasięgiem.
Skupiła się na swojej fretce, starając się nie słyszeć monologu, który wybrzmiewał obok jej ucha, a którego nie słyszał nikt poza nią. Znowu musiała pilnować się, żeby nie przyłapano jej na patrzenie czy gadanie do osoby, którą tylko ona widzi. Już wystarczyło jej komentarzy na swój temat, kiedy jednak ktoś wpadł na nią mówiącą do powietrza.
W pewnej chwili poczuła niespodziewane pchnięcie i przed upadkiem uratował ją chyba tylko fakt, że trzymała w rękach transporter ze swoim pupilem - instynktownie odnalazła równowagę, tym samym chroniąc biedne zwierzątko przed traumą upadku i huku, jaki z pewnością miałoby doświadczyć wewnątrz plastikowej skrzyneczki. Rumor, jaki za sobą usłyszała wywołał gromki śmiech Vatesa i tym razem nie udało jej się powstrzymać przed spojrzeniem w jego stronę. Pokładał się na najbliższej ścianie, trzymając za brzuch i zasłaniając usta, skinieniem głowy wskazując co tak go rozbawiło. Pewnie gdyby ktokolwiek poza nią go widział, to zwróciłby mu uwagę, że zachowuje się co najmniej bezczelnie zamiast pomóc koleżance, ale twory ludzkiego umysłu mają to do siebie, że widzialne są tylko dla jednej osoby.
Stojąc pewniej na nogach obejrzała się za siebie, żeby zbadać sytuację. Pierwszym co zauważyła, były jaskrawe majtki leżące na stercie książek i wielka plama atramentu, który radośnie wsiąkał w pluszaka. Zaraz po tym dostrzegła Cass, która pospiesznie wrzucała do kufra walające się po okolicy rzeczy.
- Cass, wszystko w porządku? Czekaj, pomogę ci... - Zmartwiona tym, że koleżanka może coś sobie zrobiła, podeszła obok niej i odstawiwszy transporter z fretką na ziemie, zabrała się za zgarnianie książek i kolorowych majtek, które na nich leżały.
Wiesz, April, może chociaż ten jeden raz to nie z ciebie będą się śmiać za gadanie w przestrzeń, bo kolorowe majtki Cassandry będą tematem numerem jeden przez kilka tygodni.
Vates pojawił się obok jak zwykle znikąd. Ot, nagle okazało się, że siedzi obok błękitnej bielizny w chmurki i wskazuje na nie palcem. Zawiesiła się na moment i otworzyła usta, jakby chciała mu coś odpowiedzieć, ale uwaga otoczenia była tak na nich skupiona, że jeszcze ktoś by pomyślał, że obraża niczemu winnego przechodnia, a nie wytwór swojego umysłu. Zamknęła więc buzię i porwała wcześniej wspomniane matki, żeby zaraz nieco zbyt zamaszyście wrzucić je do kufra. Odwróciła się w stronę Montrose i posłała jej życzliwy uśmiech.
- Nie ma to jak widowiskowy początek roku... - Nie mówiła tego złośliwie, chciała raczej rozładować nieco napięcie, wesprzeć koleżankę nie tylko zbieraniem jej dobytku, ale i może nawet obrócić wszystko w żart, żeby nie czułą się zażenowana.