11-03-2021, 02:14 AM
Wendy przekrzywiła głowę w wyrazie zaciekawienia, spoglądając spod rzęs jakby starała się dojrzeć coś ukrytego. W pewnym sensie tak było, gdyż w zachowaniu Alana nastąpiła zmiana. Nawet jeśli była subtelna, zauważyłaby ją, gdyż się jej spodziewała. Teraz wydawał jej się bardziej interesujący. Piękny uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy, w gruncie rzeczy nie potrzebowała krwi wili, by zrobić dobre wrażenie. - Chyba nie mogę się z tym zgodzić, warto jest być lubianym. Często nasze prywatne osiągnięcia mają mniejsze znaczenie niż to, co myślą o nas inni. - Jej ton był pogodny i lekko zachęcający jakby starała się dać chłopakowi dobrą radę, a jednocześnie nie zależało jej na tym, by ją przyjął. Może to nie było fair, ale tak już ten świat był skonstruowany.
Chyba nikt nie rozumiał tego lepiej niż ślizgoni, którzy tworzenie koterii mieli... cóż, chyba nawet we krwi. Nawet taki podrzutek jak Wendy to wiedział, większość jej znajomych z Domu Węża łączyły relacje wykraczające poza te zawarte w szkole. Zazdrościła im tego, choć oczywiście nigdy by się nie przyznała. Pewnie i tak o tym wiedzieli, wszak fałszywa skromność nie należała do ich natury... co ciekawe, była to cecha, którą zdawał się podzielać Alan. Tajemnicą sukcesów zawodowych ślizgonów była nie tylko ambicja, ale również sieć kontaktów jakie tworzyli jeszcze w czasach szkolnych. Przynależność do najlepszego hogwarckiego domu przynosiła dziewczynie wielką chlubę i nie zamierzała pozostać w tej kwestii dłużna.
- To fantastyczny pomysł - odrzekła z nieskrywanym entuzjazmem, a jej twarz rozjaśniła się na wspomnienie kursu warzycielstwa. Cieszyła się, że myślał o tym tak poważnie, wiele osób zwyczajnie marnowało swój talent po szkole. Z drugiej strony robota w Mungu wydawała jej się kompletną stratą czasu, ale tym nie miała zamiaru się z nim dzielić. - Mógłbyś zostać mistrzem w tej dziedzinie i tworzyć własne wywary. Myślę, że światu przydałby się eliksir pozwalający człowiekowi bez konsekwencji nie spać przez noc przed egzaminem. - Trudno było zgadnąć z jej tonu, czy mówi poważnie, ale z całą pewnością jednak sama by z takiego skorzystała, gdyby mogła. - Zarobiłbyś tysiące galeonów - dodała już tym razem niezaprzeczalnie żartobliwym tonem i nawet zaśmiała się cicho.
- Uczucie, to jest to. Nie chwaląc się - tu mrugnęła do Alana porozumiewawczo - całkiem dobrze radzę sobie z podążaniem za ścisłymi instrukcjami i nie trzęsą mi się ręce. Mimo to, czasem ktoś, kto wiem że nie robi tego aż tak dokładnie otrzymuje lepszej jakości wywar. Jeśli to nie jest szósty zmysł to chyba z tym podręcznikiem jest coś nie tak - zakończyła z wyrzutem nie mogąc do końca pozbyć się nadąsanego grymasu z twarzy. Miała niedokończone porachunki z tą książką i faktycznie frustrował ją fakt, że zdawała się uderzać głową w sufit.
Zwróciła uwagę na pretensjonalny ton Alana, ale w imię dobrych relacji postanowiła nie konfrontować go w tej sprawie. Nie obawiała się czasem okazać słabości, lecz mimo to nie była osobą, która mogła tak po prostu nie przejmować się tym, co ludzie o niej myśleli. Nie lubiła czuć się niedoceniana, to była jej wielka wada. Połową satysfakcji jaką czerpała z nauki była świadomość, że inni wiedzą o jej wynikach. Czuła się spanikowana na samą myśl, że dostrzegliby w niej to, co widzi ona sama. Jej pewność siebie była w sporej mierze udawana.
Chyba nikt nie rozumiał tego lepiej niż ślizgoni, którzy tworzenie koterii mieli... cóż, chyba nawet we krwi. Nawet taki podrzutek jak Wendy to wiedział, większość jej znajomych z Domu Węża łączyły relacje wykraczające poza te zawarte w szkole. Zazdrościła im tego, choć oczywiście nigdy by się nie przyznała. Pewnie i tak o tym wiedzieli, wszak fałszywa skromność nie należała do ich natury... co ciekawe, była to cecha, którą zdawał się podzielać Alan. Tajemnicą sukcesów zawodowych ślizgonów była nie tylko ambicja, ale również sieć kontaktów jakie tworzyli jeszcze w czasach szkolnych. Przynależność do najlepszego hogwarckiego domu przynosiła dziewczynie wielką chlubę i nie zamierzała pozostać w tej kwestii dłużna.
- To fantastyczny pomysł - odrzekła z nieskrywanym entuzjazmem, a jej twarz rozjaśniła się na wspomnienie kursu warzycielstwa. Cieszyła się, że myślał o tym tak poważnie, wiele osób zwyczajnie marnowało swój talent po szkole. Z drugiej strony robota w Mungu wydawała jej się kompletną stratą czasu, ale tym nie miała zamiaru się z nim dzielić. - Mógłbyś zostać mistrzem w tej dziedzinie i tworzyć własne wywary. Myślę, że światu przydałby się eliksir pozwalający człowiekowi bez konsekwencji nie spać przez noc przed egzaminem. - Trudno było zgadnąć z jej tonu, czy mówi poważnie, ale z całą pewnością jednak sama by z takiego skorzystała, gdyby mogła. - Zarobiłbyś tysiące galeonów - dodała już tym razem niezaprzeczalnie żartobliwym tonem i nawet zaśmiała się cicho.
- Uczucie, to jest to. Nie chwaląc się - tu mrugnęła do Alana porozumiewawczo - całkiem dobrze radzę sobie z podążaniem za ścisłymi instrukcjami i nie trzęsą mi się ręce. Mimo to, czasem ktoś, kto wiem że nie robi tego aż tak dokładnie otrzymuje lepszej jakości wywar. Jeśli to nie jest szósty zmysł to chyba z tym podręcznikiem jest coś nie tak - zakończyła z wyrzutem nie mogąc do końca pozbyć się nadąsanego grymasu z twarzy. Miała niedokończone porachunki z tą książką i faktycznie frustrował ją fakt, że zdawała się uderzać głową w sufit.
Zwróciła uwagę na pretensjonalny ton Alana, ale w imię dobrych relacji postanowiła nie konfrontować go w tej sprawie. Nie obawiała się czasem okazać słabości, lecz mimo to nie była osobą, która mogła tak po prostu nie przejmować się tym, co ludzie o niej myśleli. Nie lubiła czuć się niedoceniana, to była jej wielka wada. Połową satysfakcji jaką czerpała z nauki była świadomość, że inni wiedzą o jej wynikach. Czuła się spanikowana na samą myśl, że dostrzegliby w niej to, co widzi ona sama. Jej pewność siebie była w sporej mierze udawana.