11-03-2021, 03:43 PM
Co za kraj. Co za ludzie. Co za burdel. Gilgamesh nie mógł uwierzyć że wakacje minęły tak szybko i czeka go kolejny rok w otoczeniu tej szlamiastej, kolorowej hałastry która niszczyła jego idealny świat samym swoim istnieniem. Uciążliwa sprawa. Nie można jednak powiedzieć żeby był w podłym nastroju - ba, wręcz przeciwnie, wiedział bowiem ze ma doskonały plan jak sprawić by ten rok rozpoczął się trochę lepiej. Co prawda wolałby po prostu wepchnąć kogoś pod pociąg, ale to był chyba trochę zbyt radykalny sposób zabawy czyimś kosztem, jak na fakt ilu potencjalnych gapiów tu było. Na szczęście był zaopatrzony w łajnobombe. Zawsze trochę uprzykrzy to komuś życie, prawda?
Można więc powiedzieć że był wręcz zrelaksowany. Wypatrywał swojej ofiary, bowiem sam jeszcze do końca nie zdecydował się kto powinien to być. Jakaś szlama? A może po prostu ktoś kogo personalnie nie lubi? W końcu jego wzrok zawiesił się na chłopaczku z jego roku, ba, nawet Ślizgonie. Nawet z czystokrwistej rodziny. Był tylko jeden mankament - kolor skóry. Tylko to sprawiało że uważał go za podnóżek społeczny i miał duży problem ze znoszeniem go w swoim dormitorium. Tak, uprzykrzenie mu powrotu do szkoły było godnym celem.
Wycelował więc i rzucił w Dextera, jednakże bardzo szybko zrozumiał dlaczego tak właściwie jest pałkarzem a nie ścigającym. To na pewno nie jego wina że zupełnie nie trafił, to pewnie ten cholerny wiatr zniósł jego wspaniały pocisk absolutnego poniżenia. To się koleżce upiekło. Czyli jednak, Grossherzog rzuca a pan Bóg łajnobomby nosi. Tak to jednak z łajnobombami bywa, że kiedy już się ją rzuci to w coś trafić musi. Albo kogoś. A któż to był tym niesamowitym szczęśliwcem? A no okazało się że ostatecznym celem łajnobomby została Aurora Flosadóttir.
Przynajmniej trafił w Puchonke. Strata mała, a żal krótki. Mogło być zdecydowanie gorzej. Tak to przynajmniej miał wytłumaczenie dla samego siebie - to nie tak, że nie trafił. On po prostu podświadomie zawsze chciał trafić w Puchonke. Ot cała historia. Po prostu jego ręka podjęła decyzje za niego, o tak. Czyli to nie jego błąd, to świat się pomylił, sytuacja uratowana. Ale szkoda trochę łajnobomby. Taka ładna była, niemiecka. Kto to widział, tak dobry arsenał marnować na borsuka, aż trochę wstyd. No nic. W sumie to nie zamierzał udawać że to nie on, więc nawet nie próbował "uciec z miejsca zdarzenia", tylko trzymał pozę z gatunku "rzuciłem to rzuciłem, na uj drążyć temat". Co by tu jeszcze ciekawego....
Zadanie: [10] Ready, Aim, Fire
Uczestnicy: Gilgamesh von Grossherzog, Aurora Flosadóttir
Progress: Łajnobomby zostały rzucone.
Można więc powiedzieć że był wręcz zrelaksowany. Wypatrywał swojej ofiary, bowiem sam jeszcze do końca nie zdecydował się kto powinien to być. Jakaś szlama? A może po prostu ktoś kogo personalnie nie lubi? W końcu jego wzrok zawiesił się na chłopaczku z jego roku, ba, nawet Ślizgonie. Nawet z czystokrwistej rodziny. Był tylko jeden mankament - kolor skóry. Tylko to sprawiało że uważał go za podnóżek społeczny i miał duży problem ze znoszeniem go w swoim dormitorium. Tak, uprzykrzenie mu powrotu do szkoły było godnym celem.
Wycelował więc i rzucił w Dextera, jednakże bardzo szybko zrozumiał dlaczego tak właściwie jest pałkarzem a nie ścigającym. To na pewno nie jego wina że zupełnie nie trafił, to pewnie ten cholerny wiatr zniósł jego wspaniały pocisk absolutnego poniżenia. To się koleżce upiekło. Czyli jednak, Grossherzog rzuca a pan Bóg łajnobomby nosi. Tak to jednak z łajnobombami bywa, że kiedy już się ją rzuci to w coś trafić musi. Albo kogoś. A któż to był tym niesamowitym szczęśliwcem? A no okazało się że ostatecznym celem łajnobomby została Aurora Flosadóttir.
Przynajmniej trafił w Puchonke. Strata mała, a żal krótki. Mogło być zdecydowanie gorzej. Tak to przynajmniej miał wytłumaczenie dla samego siebie - to nie tak, że nie trafił. On po prostu podświadomie zawsze chciał trafić w Puchonke. Ot cała historia. Po prostu jego ręka podjęła decyzje za niego, o tak. Czyli to nie jego błąd, to świat się pomylił, sytuacja uratowana. Ale szkoda trochę łajnobomby. Taka ładna była, niemiecka. Kto to widział, tak dobry arsenał marnować na borsuka, aż trochę wstyd. No nic. W sumie to nie zamierzał udawać że to nie on, więc nawet nie próbował "uciec z miejsca zdarzenia", tylko trzymał pozę z gatunku "rzuciłem to rzuciłem, na uj drążyć temat". Co by tu jeszcze ciekawego....