11-03-2021, 10:14 PM
Nie umiał tego wyjaśnić. Faktu, że jakąś wewnętrzną radość (tylko czy on w ogóle wiedział, co to do końca znaczy?) i satysfakcję sprawiało mu, że chłopak przed nim starał się usilnie kontrować niemal każdy komentarz Aarona. Waleczne stworzenie, które nie chciało się poddać, zapewne nie wiedząc, że im bardziej się starało, tym większa była szansa, że Moon nie odpuści, póki nie przekroczy wytyczonej moralnie granicy. Czy Philip ją posiadał? Nie wyglądał mu na kogoś, kto byłby zdolny do wszystkiego. Nie bez powodu Ślizgon czuł, że był na wygranej pozycji. Złudzenia? Wielce możliwe, niekiedy ego chłopaka było przerośnięte, ale im dłużej patrzył, im dłużej obserwował wszystko, co związane z niższym kolegą, tym bardziej był przekonany, że górował nie tylko wzrostem.
Czy myślał o tym, aby zrobić mu krzywdę? Nie. Przynajmniej nie taką powszechnie przyjętą. Nie zepchnie go ze schodów, by osiągnąć to, czego pragnął. Nie użyje zaklęcia, nie kopnie. To miało być coś innego, o czym sam Aaron jeszcze do końca nie wiedział, nie mając pojęcia, że jego bliskość może tak dezorientować Philipa. Świtało mu w głowie, ostatecznie odsuwał się od niego, jakby chcąc zwiększyć dystans, ale może to tylko strefa komfortu? Ale coś więcej, jakoś inaczej? To przyjdzie z czasem, jak doświadczenie.
Ponowne drgnięcie lewego kącika ust, kolejne rzucone mu spojrzenie, kiedy się odezwał. Czemu tak się rzucał, kiedy ktoś prawił mu komplement? Pokraczny, sam Moon ich nie rzucał, nigdy się nie wysilając, ale nie wyzywał, go prawda? To miały być miłe słowa.
-Zdradzę ci sekret - tu nachylił się nad nim tak, że ich twarze się ze sobą zrównały, a on mógł spojrzeć prefektowi w oczy bez szukania dziwnego kąta. Narażał się z jego powodu, należało mu się trochę wdzięczności. - Ludzie też mogą być uroczy. Nikt ci tego nigdy nie mówił? Nie sugeruję, że personalnie, ale wiesz, ogółem? - uśmiechnął się, zaraz się prostując. Jak długo będzie z nim jeszcze pogrywał? Najpewniej do skutku.
To miało być wyzwanie? Kolejna obietnica? Całe to zapewnienie, że za rok urośnie, że jeszcze się Aaron przekona. Och, z pewnością. Byli w tym samym domu, mógł obserwować, czy mu wychodzi. Nie przeoczyłby, gdyby nagle Philip wystrzelił o ponad dwadzieścia centymetrów w górę. To zaskoczyłoby zapewne wszystkich. Ale nadal mu nie pasowało. Nie wiedział czemu, ale nie i już. A jeśli mu coś nie pasowało, nie chciał tego. Więc dla niego młodszy Ślizgon miał nie rosnąć. Zupełnie jakby to miało mieć w przyszłości jakiekolwiek znaczenie.
-Czemu ci tak na tym zależy, hmm? Wiesz, żebym pokazał jak bardzo przekonujący być potrafię. Jasne, poniekąd ci to obiecałem, ale jesteś tu niebywale uparty - stwierdził swobodnie. Żadne insynuacje, na to było jeszcze zbyt wcześnie. Serio? za wcześnie dla niego? Przecież co jakiś czas rzucał dziwnymi tekstami sprawdzając jego pewność, jakby był jakimś eksperymentem. - Mi się zwyczajnie wydaje, że nie w twoim interesie jest danie mi szlabanu. A czemu? Tego jeszcze nie wiem, ale rozpracuję to, Leighton - zapewnił. Też chciał z nim dłużej porozmawiać? To byłoby trochę dziwne, że obaj myśleli podobnie. I dziwne, zdecydowanie. Znaczy Aaron niespecjalnie się takimi rzeczami przejmował, nie zawsze w ogóle o nich myśląc, a już z pewnością nie zastanawiając się, czemu jeszcze nie wyminął krasnala. Tu robiło się po prostu nietypowo.
Mógł być z siebie dumny.
I był. Poniekąd na chwilę udało mu się uciszyć Philipa. Nie miał nic do jego głosu, ale cisza sprawiała, że miał więcej czasu, aby mu się przyjrzeć. Ot, miał wrażenie, że zaczynał się łamać, że już niewiele brakowało, żeby machnął na niego ręką i kazał mu przysłowiowo spierdalać, jak na samym początku rozmowy. Poszedłby? Tak, chociaż z dziwnie ciężkim sercem. Ta wymiana zdań faktycznie mu się podobała.
Przeczesał i tak chaotycznie ułożone włosy, jakby zastanawiał się nad jego słowami. Niech ma satysfakcję, pozór, że udało mu się zagiąć Ślizgona.
Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech oznajmiający, że tym razem nic z tego.
-Z wielu powodów. Po pierwsze, stojąc tutaj narażamy się na dwie rzeczy - przyłapanie, ewentualnie upadek. Coś o tym wiesz, te schody bywają niebezpieczne. Po drugie, to otoczenie mi się znudziło, a nie zanosić się na to, abyśmy szybko rozstrzygnęli, czy dostanę szlaban czy nie, więc muszę się bardziej postarać. Tu nie mam wielkiego pola do popisu - zaczął wymieniać, przy każdym powodzie zginając jeden palec u ręki, odliczając, nie spuszczając wzroku z chłopaka. - Po trzecie, z każdej kary można wynieść coś dobrego, więc możesz mi w tym pomóc. Koleżeńska przysługa, uznajmy. Czwarte i chyba najważniejsze - teraz nachylił się tak, by słowa szepnąć mu do ucha, owiewając oddechem jego skórę - Muszę zapalić - Bo przecież nie powie mu, że ta rozmowa byłaby jeszcze przyjemniejsza, gdyby mogli sobie usiąść na świeżym powietrzu. Albo na miękkiej kanapie w salonie, ale tam faktycznie mogli trafić na kogoś, kto zniszczyłby całą otoczkę. Nie chciał ryzykować.
Czy myślał o tym, aby zrobić mu krzywdę? Nie. Przynajmniej nie taką powszechnie przyjętą. Nie zepchnie go ze schodów, by osiągnąć to, czego pragnął. Nie użyje zaklęcia, nie kopnie. To miało być coś innego, o czym sam Aaron jeszcze do końca nie wiedział, nie mając pojęcia, że jego bliskość może tak dezorientować Philipa. Świtało mu w głowie, ostatecznie odsuwał się od niego, jakby chcąc zwiększyć dystans, ale może to tylko strefa komfortu? Ale coś więcej, jakoś inaczej? To przyjdzie z czasem, jak doświadczenie.
Ponowne drgnięcie lewego kącika ust, kolejne rzucone mu spojrzenie, kiedy się odezwał. Czemu tak się rzucał, kiedy ktoś prawił mu komplement? Pokraczny, sam Moon ich nie rzucał, nigdy się nie wysilając, ale nie wyzywał, go prawda? To miały być miłe słowa.
-Zdradzę ci sekret - tu nachylił się nad nim tak, że ich twarze się ze sobą zrównały, a on mógł spojrzeć prefektowi w oczy bez szukania dziwnego kąta. Narażał się z jego powodu, należało mu się trochę wdzięczności. - Ludzie też mogą być uroczy. Nikt ci tego nigdy nie mówił? Nie sugeruję, że personalnie, ale wiesz, ogółem? - uśmiechnął się, zaraz się prostując. Jak długo będzie z nim jeszcze pogrywał? Najpewniej do skutku.
To miało być wyzwanie? Kolejna obietnica? Całe to zapewnienie, że za rok urośnie, że jeszcze się Aaron przekona. Och, z pewnością. Byli w tym samym domu, mógł obserwować, czy mu wychodzi. Nie przeoczyłby, gdyby nagle Philip wystrzelił o ponad dwadzieścia centymetrów w górę. To zaskoczyłoby zapewne wszystkich. Ale nadal mu nie pasowało. Nie wiedział czemu, ale nie i już. A jeśli mu coś nie pasowało, nie chciał tego. Więc dla niego młodszy Ślizgon miał nie rosnąć. Zupełnie jakby to miało mieć w przyszłości jakiekolwiek znaczenie.
-Czemu ci tak na tym zależy, hmm? Wiesz, żebym pokazał jak bardzo przekonujący być potrafię. Jasne, poniekąd ci to obiecałem, ale jesteś tu niebywale uparty - stwierdził swobodnie. Żadne insynuacje, na to było jeszcze zbyt wcześnie. Serio? za wcześnie dla niego? Przecież co jakiś czas rzucał dziwnymi tekstami sprawdzając jego pewność, jakby był jakimś eksperymentem. - Mi się zwyczajnie wydaje, że nie w twoim interesie jest danie mi szlabanu. A czemu? Tego jeszcze nie wiem, ale rozpracuję to, Leighton - zapewnił. Też chciał z nim dłużej porozmawiać? To byłoby trochę dziwne, że obaj myśleli podobnie. I dziwne, zdecydowanie. Znaczy Aaron niespecjalnie się takimi rzeczami przejmował, nie zawsze w ogóle o nich myśląc, a już z pewnością nie zastanawiając się, czemu jeszcze nie wyminął krasnala. Tu robiło się po prostu nietypowo.
Mógł być z siebie dumny.
I był. Poniekąd na chwilę udało mu się uciszyć Philipa. Nie miał nic do jego głosu, ale cisza sprawiała, że miał więcej czasu, aby mu się przyjrzeć. Ot, miał wrażenie, że zaczynał się łamać, że już niewiele brakowało, żeby machnął na niego ręką i kazał mu przysłowiowo spierdalać, jak na samym początku rozmowy. Poszedłby? Tak, chociaż z dziwnie ciężkim sercem. Ta wymiana zdań faktycznie mu się podobała.
Przeczesał i tak chaotycznie ułożone włosy, jakby zastanawiał się nad jego słowami. Niech ma satysfakcję, pozór, że udało mu się zagiąć Ślizgona.
Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech oznajmiający, że tym razem nic z tego.
-Z wielu powodów. Po pierwsze, stojąc tutaj narażamy się na dwie rzeczy - przyłapanie, ewentualnie upadek. Coś o tym wiesz, te schody bywają niebezpieczne. Po drugie, to otoczenie mi się znudziło, a nie zanosić się na to, abyśmy szybko rozstrzygnęli, czy dostanę szlaban czy nie, więc muszę się bardziej postarać. Tu nie mam wielkiego pola do popisu - zaczął wymieniać, przy każdym powodzie zginając jeden palec u ręki, odliczając, nie spuszczając wzroku z chłopaka. - Po trzecie, z każdej kary można wynieść coś dobrego, więc możesz mi w tym pomóc. Koleżeńska przysługa, uznajmy. Czwarte i chyba najważniejsze - teraz nachylił się tak, by słowa szepnąć mu do ucha, owiewając oddechem jego skórę - Muszę zapalić - Bo przecież nie powie mu, że ta rozmowa byłaby jeszcze przyjemniejsza, gdyby mogli sobie usiąść na świeżym powietrzu. Albo na miękkiej kanapie w salonie, ale tam faktycznie mogli trafić na kogoś, kto zniszczyłby całą otoczkę. Nie chciał ryzykować.