12-03-2021, 12:58 AM
Zastanawiające, że wcześniej ze sobą nie rozmawiali. Nie tak, jak teraz, jeśli zakładać, że ta konwersacja faktycznie była nietypowa. A była? Zapewne. Bo jasne, mieli ze sobą do czynienia, tego nie dało się uniknąć, rzucając gdzieś może przypadkowym ‘cześć’, ewentualnie racząc się innym krótkim komentarzem, ale sam Aaron nie przypominał sobie, a pamięć miał bardzo dobrą (niestety), by kiedykolwiek przez wszystkie swoje lata nauki, stanął razem z Philipem i wdał się w słowną potyczkę, rozprawiał na temat pogody, czy chociażby obgadywał głupotę innych. Nic takiego nie miało miejsca. Czemu dopiero teraz? Tylko przypadek, czy chodziło o coś więcej? Zastanawiające na tyle, by zaczął zaprzątać sobie tym myśli, ot, do własnych celów. Ostatecznie skoro ktoś był ciekawy należało mu poświęcić znacznie więcej uwagi, niż osobom głupszy. Tak z szacunku, którym Moon potrafił darzyć innych. Czasem. Philip miał szczęście, jeszcze o tym nie wiedząc.
Każde drgnięcie jakiejkolwiek mięśni na jego twarzy było dla niego znakiem, że coś się działo. Nie stał niewzruszony, tylko w jego głowie kumulowały się myśli, jakby usilnie zastanawiał się, co teraz powinien zrobić. Jak zareagować na słowa Moona, jaką obronę zastosować. To działała na korzyść Philipa, bo właśnie dzięki temu, jak również dzięki jego słowo, Aaron się nie znudził. A nudził się szybko.
-Chłopcy też mogą. I wcale im to nie umniejsza - powiedział, dość bezpośrednio i ostentacyjnie przejeżdżając wolno wzrokiem po jego ciele, jakby oceniał. Nie spieszył się, ostatecznie miał całą noc. Może nie tutaj, ale korzystał. Zaraz spojrzenie ciemnych oczy, które w tej chwili wyglądały jakby w całości były pochłonięte przez źrenice, powróciło na jego twarz, leniwie w nią patrząc.
-Nie chcę, ale czy naprawdę ma znaczenie czego ja chcę, skoro ty masz władzę? Jestem poniekąd uzależniony od twojej decyzji. Ale ty ją odwlekasz. Nie sądzisz, że to trochę niestosowne, tak trzymać mnie w napięciu? - powiedział, krzywiąc się teatralnie. On przeciwko napięciom nie miał nic, póki nie stanowiły zagrożenia życia. Te od młodszego Ślizgona mogły je jedynie umilić, ot taka luźna myśl, na której nie powinien się dłużej skupiać.
-Naprawdę wyglądam ci na aż tak złego, by zepchnąć cię ze schodów? Gdybym chciał, zrobiłbym już dawno, chociaż wzbudzanie fałszywego poczucia bezpieczeństwa u ofiary też brzmi kusząco. To jak Philip, czujesz się ze mną bezpieczny? - kolejne nachylenie. Musiał mu to wybaczyć, albo i nie, ale musiał się schylać, aby przypadkiem żadne słowo nie umknęło koledze. Nie, żeby był aż tak niski. Może on to po prostu lubił? Zmniejszanie odległości, zakłócanie przestrzeni osobistej, by wprawić drugą stronę w zakłopotanie, dyskomfort.
Uśmiechnął się szeroko z tryumfem, kiedy ten oznajmił mu, że tak, pójdzie z nim na błonia. Idealnie. Niech mu ktoś powie, że nie miał zdolności przekonywania innych. Krótka rozmowa i zdobył kompana do dzisiejszej wędrówki. Pana prefekta, który powinien dawno sowicie go ukarać.
-Idealnie - aż klasnął w dłonie, co w tej ciszy zabrzmiało dość złowieszczo. Może tylko jemu się tak wydawało?
Dwie minuty później pociągnął go za rękę, bo ten wydawał się być wmurowany w podłogę i sprawdzając, czy faktycznie papierosy ze sobą ma, skierował ich w stronę terenów zielonych.
zt.
Każde drgnięcie jakiejkolwiek mięśni na jego twarzy było dla niego znakiem, że coś się działo. Nie stał niewzruszony, tylko w jego głowie kumulowały się myśli, jakby usilnie zastanawiał się, co teraz powinien zrobić. Jak zareagować na słowa Moona, jaką obronę zastosować. To działała na korzyść Philipa, bo właśnie dzięki temu, jak również dzięki jego słowo, Aaron się nie znudził. A nudził się szybko.
-Chłopcy też mogą. I wcale im to nie umniejsza - powiedział, dość bezpośrednio i ostentacyjnie przejeżdżając wolno wzrokiem po jego ciele, jakby oceniał. Nie spieszył się, ostatecznie miał całą noc. Może nie tutaj, ale korzystał. Zaraz spojrzenie ciemnych oczy, które w tej chwili wyglądały jakby w całości były pochłonięte przez źrenice, powróciło na jego twarz, leniwie w nią patrząc.
-Nie chcę, ale czy naprawdę ma znaczenie czego ja chcę, skoro ty masz władzę? Jestem poniekąd uzależniony od twojej decyzji. Ale ty ją odwlekasz. Nie sądzisz, że to trochę niestosowne, tak trzymać mnie w napięciu? - powiedział, krzywiąc się teatralnie. On przeciwko napięciom nie miał nic, póki nie stanowiły zagrożenia życia. Te od młodszego Ślizgona mogły je jedynie umilić, ot taka luźna myśl, na której nie powinien się dłużej skupiać.
-Naprawdę wyglądam ci na aż tak złego, by zepchnąć cię ze schodów? Gdybym chciał, zrobiłbym już dawno, chociaż wzbudzanie fałszywego poczucia bezpieczeństwa u ofiary też brzmi kusząco. To jak Philip, czujesz się ze mną bezpieczny? - kolejne nachylenie. Musiał mu to wybaczyć, albo i nie, ale musiał się schylać, aby przypadkiem żadne słowo nie umknęło koledze. Nie, żeby był aż tak niski. Może on to po prostu lubił? Zmniejszanie odległości, zakłócanie przestrzeni osobistej, by wprawić drugą stronę w zakłopotanie, dyskomfort.
Uśmiechnął się szeroko z tryumfem, kiedy ten oznajmił mu, że tak, pójdzie z nim na błonia. Idealnie. Niech mu ktoś powie, że nie miał zdolności przekonywania innych. Krótka rozmowa i zdobył kompana do dzisiejszej wędrówki. Pana prefekta, który powinien dawno sowicie go ukarać.
-Idealnie - aż klasnął w dłonie, co w tej ciszy zabrzmiało dość złowieszczo. Może tylko jemu się tak wydawało?
Dwie minuty później pociągnął go za rękę, bo ten wydawał się być wmurowany w podłogę i sprawdzając, czy faktycznie papierosy ze sobą ma, skierował ich w stronę terenów zielonych.
zt.