12-03-2021, 03:02 AM
Dzisiejsze wyjście na błonia było wyjątkowo nieplanowane, podobnie jak przystanek w postaci rozmowy chłopaka, który nie chciał go puścić wolno. Tak widział to Aaron, który uznał, że skoro Philip nie wlepił mu szlabanu na starcie, wlepić mu go nie chciał, zatrzymując jedynie dla pogawędki i jego towarzystw. Dziwne, acz schlebiające. Zaskakujące, jednak przyjemne i mile łechtające jego ego. Nie mógł odmówić, zresztą nie chciał. Sam fakt, że chłopak się go nie bał działał na plus. Moon nie siał specjalnie postrachu, ot, ludzie uznali, że skoro z nikim bliżej się nie zadaje, z pewnością czyha na ich życie. Jakby nie miał niczego lepszego do roboty. I jak tu uznać, że ludzie wcale nie byli głupi?
Ciągnął chłopaka za rękę przez dosłownie pięć minut, nijak nie zorientowawszy się, że właściwie on sam chciał za nim iść. Nie porywał go, chociaż tak to mogło wyglądać. Czując dziwne ciepło we własnej dłoni, zlokalizował jego źródło, ostatecznie rękę młodszego kolegi zostawiając w spokoju. Można było mu zarzucić wszystko, ale w molestowanie się nie bawił. Chociaż?
Spojrzał na niego, bez słowa przemykając szkolnymi korytarzami, aż doszli do wejścia głównego. Tu trzeba było improwizować, korzystając z odpowiednich skrótów i zapewne jakichś przejść.
-Nie tego spodziewałbym się po prefekcie. Nocne ucieczki z zamku są na liście waszych obowiązków? - spytał, przecinając dziedziniec, raz po raz rozglądając się, czy aby nie są na celowniku.
Nie byli, punkt dla nich.
Zanim wyszedł ze szkoły, nie miał jasnego celu. Ten zrodził się dopiero, kiedy odetchnął świeżym powietrzem.
Szopa gajowego. Miejsce, w którym człowiek idealnie mógł się schować, z zamku będąc niemal niezauważonym. Wymarzone, jeśli chciało się uniknąć szlabanu. Bo czy nie o to Aaron walczył tak uparcie.
Podeszli bliżej, na chwilę się zatrzymując. Spojrzał na niego. Zaraz, czy mu się tylko wydawało, czy Philip lekko się spiął?
-Spokojnie, ze mną jesteś bezpieczny - powiedział, uśmiechając się lewym kącikiem. Typowo ironiczny uśmiech, który niemal nie schodził z jego twarzy. Zlustrował go raz jeszcze i przemknęło mu przez myśl, że może było mu zimno. Ale przecież było całkiem przyjemnie, jak na tę godzinę.
Sięgnął po papierosa, odpalając go końcem różdżki. Oparł się o ścianę budynku, zaciągając się z błogością. Tego mu było trzeba,
-Czemu ze mną poszedłeś? - Ot, zwyczajne pytanie, które mogło tak wiele wyjaśnić. Podchwytliwe, bo każda odpowiedź działała jedynie na korzyść Aarona. Nie sądził, że młodszy się przyzna, że zrobił to ze względu na niego. Bo co, bo zapytał?