12-03-2021, 05:49 PM
A było tak miło. Kotów syk, ptaków śpiew, domem Wooda mały chlew... Życie niestety zawsze przypominało, że przyjemności trwają krótko, natomiast ta nudniejsza część egzystencji lubi się dobijać do głosu zdecydowanie częściej. Nie wiadomo skąd pojawiła się przy nich profesor Edwards, opiekunka Ravenclaw. No dobrze, tak obiektywnie spoglądając na całość sytuacji i związek przyczynowo-skutkowy ten moment musiał nadejść. Zazwyczaj nadchodził, Krukonka była zbyt głośną i niepokorną osobą, wręcz przeciwieństwem stereotypowego wychowanka szanownego domu kujonów. Nie zliczy ile razy słyszała wszelkie wariacje stwierdzenia "nie zachowujesz się jak Krukon" albo "Krukonce nie przystoi". Szło zapomnieć, że dwudziesty pierwszy wiek się już całkiem porządnie rozpędził.
Jej twarz nie wyrażała zbytniego zainteresowania wypowiedzią nauczycielki, aż do momentu gdy usłyszała nakaz przeprosin. Jej zdolności teatralne nigdy nie były zbyt wybitne, dlatego też nie powstrzymała uniesienia brwi, krótkiego spojrzenia wyrażającego niedowierzanie oraz parsknięcia śmiechem. Przeprosić biedaka. I zapewne Quentin chciałby wiedzieć czemu tak go potraktowała, nawet się smutny żuczek nie domyśla. Czasem zastanawiała się na jakim świecie żyje ciało pedagogiczne i czy nie są sztucznie stworzonymi homunculusami czy inną formą życia. Nie byli nigdy w szkole? Nie wiedzą, że czasami po prostu kogoś nie lubisz, bardzo często z wzajemnością i wasza rutyna polega na triatlonie Wyzwiska-Wpierdol-Wakacje i tak co roku? Naprawdę, czasami Pride miała wrażenie, że powinni wszyscy chodzić w szeregu, trzymając się za rączki i śpiewając harcerskie piosenki.
Już chciała odpowiedzieć opiekunce, gdy właśnie Wood do nich podszedł i postanowił pobawić się w teatrzyk. Tak, wolała ten scenariusz, chociaż - "uważaj na sklątkę tylnowybuchową"? A w Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle? Jastrząb atakuje o świecie? Ta groźba brzmiała jakby przekazywał jej tajne pogróżki od jakiejś włoskiej mafii wyprodukowanej w Chinach. Najwidoczniej zabawa się nigdy nie kończy, gdy arystokraci starają się brzmieć groźnie i dostojnie, a wychodzi z nich błazen stulecia.
- Och, ależ oczywiście, że przez przypadek. - uśmiechnęła się tak słodko, że prawie sama dostała cukrzycy. - Tak ciężko czasem opanować pupila, szczególnie, gdy chce się nimi pochwalić przed znajomymi.
Takie wzajemne mierzenie się wzrokiem pełnym gróźb, niechęci i wyzywających życzeń nieszczęścia miało swój urok. Ten dziwny rodzaj adrenaliny, jakby same w sobie emocje tego typu były tak głęboko zakorzenione w ludzkim jestestwie. Zapewne dlatego tylu protagonistów ma zazwyczaj swoje największe nemezis, które chcą pokonać, ale bez którego ich życie nie miałoby sensu.
Odwróciła się z równie urokliwym uśmiechem do nauczycielki.
- Jak widzi pani - to był czysty przypadek, seria niefortunnych zdarzeń, można by rzec. Mój drogi przyjaciel się nie gniewa, więc nie ma powodu do nadmiernej interwencji i marnowania pani zapewne cennego czasu na zwykłe nieporozumienie.
Nie uciekała wzrokiem, wręcz patrzyła z nadmierną pewnością siebie, co tworzyło swoisty kontrast z jej urokliwym uśmiechem. Mało kto by się nabrał na ten ułomny spektakl, jednakże obie strony stwierdziły, że nic się nie stało, więc w jej mniemaniu ten cały wychowawczy cyrk rodem z pierwszego roku edukacji lub szkółki przedszkolnej mógł się już zakończyć. Oczywiście zakładała, że szlaban i tak ma, ale ani nie pierwszy, ani nie ostatni.
Jej twarz nie wyrażała zbytniego zainteresowania wypowiedzią nauczycielki, aż do momentu gdy usłyszała nakaz przeprosin. Jej zdolności teatralne nigdy nie były zbyt wybitne, dlatego też nie powstrzymała uniesienia brwi, krótkiego spojrzenia wyrażającego niedowierzanie oraz parsknięcia śmiechem. Przeprosić biedaka. I zapewne Quentin chciałby wiedzieć czemu tak go potraktowała, nawet się smutny żuczek nie domyśla. Czasem zastanawiała się na jakim świecie żyje ciało pedagogiczne i czy nie są sztucznie stworzonymi homunculusami czy inną formą życia. Nie byli nigdy w szkole? Nie wiedzą, że czasami po prostu kogoś nie lubisz, bardzo często z wzajemnością i wasza rutyna polega na triatlonie Wyzwiska-Wpierdol-Wakacje i tak co roku? Naprawdę, czasami Pride miała wrażenie, że powinni wszyscy chodzić w szeregu, trzymając się za rączki i śpiewając harcerskie piosenki.
Już chciała odpowiedzieć opiekunce, gdy właśnie Wood do nich podszedł i postanowił pobawić się w teatrzyk. Tak, wolała ten scenariusz, chociaż - "uważaj na sklątkę tylnowybuchową"? A w Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle? Jastrząb atakuje o świecie? Ta groźba brzmiała jakby przekazywał jej tajne pogróżki od jakiejś włoskiej mafii wyprodukowanej w Chinach. Najwidoczniej zabawa się nigdy nie kończy, gdy arystokraci starają się brzmieć groźnie i dostojnie, a wychodzi z nich błazen stulecia.
- Och, ależ oczywiście, że przez przypadek. - uśmiechnęła się tak słodko, że prawie sama dostała cukrzycy. - Tak ciężko czasem opanować pupila, szczególnie, gdy chce się nimi pochwalić przed znajomymi.
Takie wzajemne mierzenie się wzrokiem pełnym gróźb, niechęci i wyzywających życzeń nieszczęścia miało swój urok. Ten dziwny rodzaj adrenaliny, jakby same w sobie emocje tego typu były tak głęboko zakorzenione w ludzkim jestestwie. Zapewne dlatego tylu protagonistów ma zazwyczaj swoje największe nemezis, które chcą pokonać, ale bez którego ich życie nie miałoby sensu.
Odwróciła się z równie urokliwym uśmiechem do nauczycielki.
- Jak widzi pani - to był czysty przypadek, seria niefortunnych zdarzeń, można by rzec. Mój drogi przyjaciel się nie gniewa, więc nie ma powodu do nadmiernej interwencji i marnowania pani zapewne cennego czasu na zwykłe nieporozumienie.
Nie uciekała wzrokiem, wręcz patrzyła z nadmierną pewnością siebie, co tworzyło swoisty kontrast z jej urokliwym uśmiechem. Mało kto by się nabrał na ten ułomny spektakl, jednakże obie strony stwierdziły, że nic się nie stało, więc w jej mniemaniu ten cały wychowawczy cyrk rodem z pierwszego roku edukacji lub szkółki przedszkolnej mógł się już zakończyć. Oczywiście zakładała, że szlaban i tak ma, ale ani nie pierwszy, ani nie ostatni.