13-03-2021, 01:48 AM
Octavia obudziła się dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Emocje związane z pierwszą podróżą do Hogwartu wyrwały ją ze snu już jakoś około piątej nad ranem i naładowały taką ilością energii, że podniosła się z łóżka jako chyba pierwsza w domu. W związku z tym, że kufer już od kilku dni stał zapakowany tuż obok drzwi i czekał na pierwszy dzień września, to do głowy wpadł jej genialny pomysł przygotowania śniadania dla domowników. W całym tym procesie starała się zachowywać tak cicho, jak tylko mogła!
Pierwsze minuty nie były wcale takie trudne, bo musiała wybrać co takiego na śniadanie zrobi. Przez myśl przebiegło jej miliony różnych opcji, z czego dziewięćdziesiąt procent musiała na starcie odrzucić, bo nie wolno jej było używać ani czarów ani sprzętów kuchennych, które mogły wybuchnąć lub odciąć jej palce. Ostatecznie postawiła więc na klasyk: mleko z płatkami, sok pomarańczowy, przygotowała kubki na herbatę i kawę i po bananie dla każdego. Ku jej zaskoczeniu to wszystko zajęło jej nie całe pół godziny. I chyba narobiła jednak rabanu, bo zaraz zaspany tata zjawił się w progu kuchni, ziewając tak szeroko, jakby chciał połknąć córkę.
Nie trzeba było wiele więcej czekać, żeby w domu zaczął się typowo poranny ruch i harmider, szuranie, trzaskanie, gwizd czajnika, szum wody. Wtedy to dopiero czas przyspieszył i znikąd nagle nastała godzina wyjścia z domu, jeśli mieli dotrzeć na pociąg na czas! Nawet tata specjalnie wziął wolny poranek, żeby móc odprowadzić swoją księżniczkę na peron - to w końcu bardzo ważny dla niej dzień!
Nie mogła ustać na miejscu. Ani usiedzieć. W ogóle nie była w stanie choć przez chwilę zostać nieruchoma, tyle miała dzisiaj energii! Jak tylko znaleźli się na zatłoczonym peronie, to Arthur musiał złapać ją za rękę, żeby w tych emocjach nie wbiegła komuś pod nogi. Skutkiem tego było to, że wieszała się na ramieniu brata, ciągnęła go czym prędzej do przejścia na peron 9 i 3/4 i skakała jak piłeczka, kiedy musieli się zatrzymać. A jak już przyszło co do czego i mieli wbiec w ścianę, to aż zaczęła się trząść z euforii.
- No chodźmy już, Arthur! Przecież muszę znaleźć miejsce w pociągu, nie będę siedzieć ze starszym bratem, bo obciach! - Nie do końca było to prawdą, bo bardzo chętnie spędziłaby z nim podróż, wręcz obawiała się nieco zostać sama w tłumie nieznanych sobie dzieci, ale perspektywa przygody uciszała niepewności.
W końcu nastał ten historyczny moment, kiedy to pozwolono jej samej popchać swój wózek z bagażem wprost na magiczną ścianę. O mało nie eksplodowała z radości, jak znalazła się w tłumie uczniów Hogwartu tłumnie oblegających peron, żegnających się z rodziną i witających ze znajomymi. Aż z tego wszystkiego oniemiała i po raz pierwszy tego dnia zastygła w bezruchu, obserwując magiczny tłum, z którego dobiegało pomiaukiwanie kotów, skrzek sów, śmiechy, krzyki, trzask. Gdzieś komuś eksplodował kufer, zaraz obok łajnobomba... Aż nie wiedziała gdzie patrzeć i czym zachwycać się najpierw.
Pierwsze minuty nie były wcale takie trudne, bo musiała wybrać co takiego na śniadanie zrobi. Przez myśl przebiegło jej miliony różnych opcji, z czego dziewięćdziesiąt procent musiała na starcie odrzucić, bo nie wolno jej było używać ani czarów ani sprzętów kuchennych, które mogły wybuchnąć lub odciąć jej palce. Ostatecznie postawiła więc na klasyk: mleko z płatkami, sok pomarańczowy, przygotowała kubki na herbatę i kawę i po bananie dla każdego. Ku jej zaskoczeniu to wszystko zajęło jej nie całe pół godziny. I chyba narobiła jednak rabanu, bo zaraz zaspany tata zjawił się w progu kuchni, ziewając tak szeroko, jakby chciał połknąć córkę.
Nie trzeba było wiele więcej czekać, żeby w domu zaczął się typowo poranny ruch i harmider, szuranie, trzaskanie, gwizd czajnika, szum wody. Wtedy to dopiero czas przyspieszył i znikąd nagle nastała godzina wyjścia z domu, jeśli mieli dotrzeć na pociąg na czas! Nawet tata specjalnie wziął wolny poranek, żeby móc odprowadzić swoją księżniczkę na peron - to w końcu bardzo ważny dla niej dzień!
Nie mogła ustać na miejscu. Ani usiedzieć. W ogóle nie była w stanie choć przez chwilę zostać nieruchoma, tyle miała dzisiaj energii! Jak tylko znaleźli się na zatłoczonym peronie, to Arthur musiał złapać ją za rękę, żeby w tych emocjach nie wbiegła komuś pod nogi. Skutkiem tego było to, że wieszała się na ramieniu brata, ciągnęła go czym prędzej do przejścia na peron 9 i 3/4 i skakała jak piłeczka, kiedy musieli się zatrzymać. A jak już przyszło co do czego i mieli wbiec w ścianę, to aż zaczęła się trząść z euforii.
- No chodźmy już, Arthur! Przecież muszę znaleźć miejsce w pociągu, nie będę siedzieć ze starszym bratem, bo obciach! - Nie do końca było to prawdą, bo bardzo chętnie spędziłaby z nim podróż, wręcz obawiała się nieco zostać sama w tłumie nieznanych sobie dzieci, ale perspektywa przygody uciszała niepewności.
W końcu nastał ten historyczny moment, kiedy to pozwolono jej samej popchać swój wózek z bagażem wprost na magiczną ścianę. O mało nie eksplodowała z radości, jak znalazła się w tłumie uczniów Hogwartu tłumnie oblegających peron, żegnających się z rodziną i witających ze znajomymi. Aż z tego wszystkiego oniemiała i po raz pierwszy tego dnia zastygła w bezruchu, obserwując magiczny tłum, z którego dobiegało pomiaukiwanie kotów, skrzek sów, śmiechy, krzyki, trzask. Gdzieś komuś eksplodował kufer, zaraz obok łajnobomba... Aż nie wiedziała gdzie patrzeć i czym zachwycać się najpierw.