13-03-2021, 11:16 AM
Stanie blisko drugiej osoby, tym bardziej naprzeciwko, miało wiele zalet. Nie tylko panowało się nad sytuacją, ostatecznie przejmując całkowitą kontrolę, tym samym rozdając karty, ale dodatkowo można było rejestrować dosłownie wszystko. Każde mrugnięcie, każde tak skrzętnie ukrywane drgnięcie mięśnia, każde niewypowiedziane słowo. Dostrzegało się niepewność, zmieszanie, czy strach, wszystko w zależności od okoliczności.
Aaron miał teraz wzgląd na wszystko, pozwalając sobie być tym złym, strasznym Ślizgonem, którym w rzeczywistości był, tylko inaczej, niż ludzie myśleli. Przerażającym można było być na wiele sposobów, niekoniecznie znęcając się nad ludźmi fizycznie. Preferował psychikę, była znacznie ciekawsza i dostarczała więcej satysfakcji, kiedy miało się do niej dostęp.
Z tym, że faktycznie nie chciał stosować tego na Philipie. Nie fizycznie, nie psychicznie. Przynajmniej nie tak, żeby go zniszczyć. On miał zupełnie inne zamiary. Sobie nieznane, wyjątkowo niespodziewane. Było w tym chłopaku przed nim coś, co kazało postępować dość impulsywnie, nagle. Działał niemal instynkt pierwotny, który on drażnił swoją obecnością i komentarzami. Nie były złośliwe, nie dla Moona, który nie raz, nie dwa mówił coś znacznie gorszego. Były prowokujące, ale skąd ten kurdupel miał o tym wiedzieć?
Sądząc po jego minie, nie był teraz niczego pewien w związku z Aaronem. Cel osiągnięty. Zasianie ziarna niepokoju, wprawienie w zmieszanie, które na twarzy młodszego Ślizgona wyglądało tak dziwnie niewinnie. Fascynujące zjawisko - niewinny wychowanek Domu Węża. Nie tego się po zielonych spodziewano, nie to brano pod uwagę. A teraz? Teraz on był świadkiem, że jednak można, że wystarczy odpowiednie zagranie, narzucenie obecności, z którą nie można było konkurować.
Podobało mu się, kiedy uciekał wzrokiem, nie chcąc patrzeć w jego ciemne niczym noc tęczówki. Dawało mu to poczucie satysfakcji i dominacji, której pragnął chyba każdy. Philip nie mógł na nią liczyć. Chyba, że nagle okazałby się znacznie silniejszy, niż Moon. Niemożliwe.
Odsunął się z trudem, musiał to przyznać sam przed sobą. Twarz chłopaka przyciągała, zwłaszcza po dokładnym zbadaniu. Chciał zatrzymać na sobie jego wzrok, ale przyzwoitość, albo jej namiastka, się w nim odezwały. Zwrócił mu wolność, którą zabezpieczył, gdy się od niego odsunął. Mądre posunięcie.
-Nie trzeba mieć jasno określonego interesu, żeby zrobić komuś krzywdę. Nie takiego, jaki ludzie zazwyczaj mają. Powinieneś wiedzieć, zwłaszcza będąc w Slytherinie, że to nie było konieczne. Własna satysfakcja, uciecha, demonstracja siły. To wystarczy, żeby nazwać to interesem. Nie zawsze musi być materialny - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się kącikiem ust. Nigdy o tym nie myślał, w swojej naiwności podchodząc pod jakiegoś Puchona. Powód nie istniał. Istniało jedynie pragnienie, które człowiek chciał zaspokoić. To był jego interes. - Przykładowo ja lubię doprowadzać ludzi do niepewności. Tak się właśnie poczułeś, prawda? Nie mogłeś być pewien, że faktycznie niczego ci nie zrobię. Za to ja mógłbym założyć, że w którymś momencie coś mi ofiarujesz, bylebym tylko dał ci spokój. Kto wie, może chciałem zobaczyć ten błysk w twoich oczach, kiedy nie byłeś pewien, co zrobić. Może chciałem upewnić się, jak reagujesz... na mnie - skomentował, po raz kolejny przeczesując włosy. Powinien je przystrzyc, robiły się za długie.
-Czyli byłem jedynie opcją. Dość brutalne. Kiedy będę mógł zostać wyborem, nie tym ostatecznym? - rzucił. Nie oczekiwał na to odpowiedzi. On jedynie pogrywał, dalej rozdajac karty w grze, w której zasady rządziły się własnymi prawami.
Uśmiechnął się na to wszystko. Philip z taką łatwością podejmował się wszystkiego. Niebezpieczne, wyjątkowo.
-Proszę, to już jakiś plus. Moje zdanie jest taki, żebyś sobie niczym nie zaprzątał głowy. Nie dostanę tego szlabanu. Zamiast tego możemy porozmawiać o czymś znacznie przyjemniejszym, niż próba pokazania, kto dominuje - wzruszył lekko ramionami, przechylając głowę. obaj wiedzieli, kto przejął pałeczkę. Philip się starał, to z pewnością zostanie docenione. Ale Aaron wygrywał niezależnie od tego, co młodszy chłopak zrobi, czy powie.
Nabrał znacznej ochoty na jeszcze jednego papierosa, który następnie znalazł się w jego dłoni. Obracał go chwilę, chowając. Braknie na jutro.
Aaron miał teraz wzgląd na wszystko, pozwalając sobie być tym złym, strasznym Ślizgonem, którym w rzeczywistości był, tylko inaczej, niż ludzie myśleli. Przerażającym można było być na wiele sposobów, niekoniecznie znęcając się nad ludźmi fizycznie. Preferował psychikę, była znacznie ciekawsza i dostarczała więcej satysfakcji, kiedy miało się do niej dostęp.
Z tym, że faktycznie nie chciał stosować tego na Philipie. Nie fizycznie, nie psychicznie. Przynajmniej nie tak, żeby go zniszczyć. On miał zupełnie inne zamiary. Sobie nieznane, wyjątkowo niespodziewane. Było w tym chłopaku przed nim coś, co kazało postępować dość impulsywnie, nagle. Działał niemal instynkt pierwotny, który on drażnił swoją obecnością i komentarzami. Nie były złośliwe, nie dla Moona, który nie raz, nie dwa mówił coś znacznie gorszego. Były prowokujące, ale skąd ten kurdupel miał o tym wiedzieć?
Sądząc po jego minie, nie był teraz niczego pewien w związku z Aaronem. Cel osiągnięty. Zasianie ziarna niepokoju, wprawienie w zmieszanie, które na twarzy młodszego Ślizgona wyglądało tak dziwnie niewinnie. Fascynujące zjawisko - niewinny wychowanek Domu Węża. Nie tego się po zielonych spodziewano, nie to brano pod uwagę. A teraz? Teraz on był świadkiem, że jednak można, że wystarczy odpowiednie zagranie, narzucenie obecności, z którą nie można było konkurować.
Podobało mu się, kiedy uciekał wzrokiem, nie chcąc patrzeć w jego ciemne niczym noc tęczówki. Dawało mu to poczucie satysfakcji i dominacji, której pragnął chyba każdy. Philip nie mógł na nią liczyć. Chyba, że nagle okazałby się znacznie silniejszy, niż Moon. Niemożliwe.
Odsunął się z trudem, musiał to przyznać sam przed sobą. Twarz chłopaka przyciągała, zwłaszcza po dokładnym zbadaniu. Chciał zatrzymać na sobie jego wzrok, ale przyzwoitość, albo jej namiastka, się w nim odezwały. Zwrócił mu wolność, którą zabezpieczył, gdy się od niego odsunął. Mądre posunięcie.
-Nie trzeba mieć jasno określonego interesu, żeby zrobić komuś krzywdę. Nie takiego, jaki ludzie zazwyczaj mają. Powinieneś wiedzieć, zwłaszcza będąc w Slytherinie, że to nie było konieczne. Własna satysfakcja, uciecha, demonstracja siły. To wystarczy, żeby nazwać to interesem. Nie zawsze musi być materialny - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się kącikiem ust. Nigdy o tym nie myślał, w swojej naiwności podchodząc pod jakiegoś Puchona. Powód nie istniał. Istniało jedynie pragnienie, które człowiek chciał zaspokoić. To był jego interes. - Przykładowo ja lubię doprowadzać ludzi do niepewności. Tak się właśnie poczułeś, prawda? Nie mogłeś być pewien, że faktycznie niczego ci nie zrobię. Za to ja mógłbym założyć, że w którymś momencie coś mi ofiarujesz, bylebym tylko dał ci spokój. Kto wie, może chciałem zobaczyć ten błysk w twoich oczach, kiedy nie byłeś pewien, co zrobić. Może chciałem upewnić się, jak reagujesz... na mnie - skomentował, po raz kolejny przeczesując włosy. Powinien je przystrzyc, robiły się za długie.
-Czyli byłem jedynie opcją. Dość brutalne. Kiedy będę mógł zostać wyborem, nie tym ostatecznym? - rzucił. Nie oczekiwał na to odpowiedzi. On jedynie pogrywał, dalej rozdajac karty w grze, w której zasady rządziły się własnymi prawami.
Uśmiechnął się na to wszystko. Philip z taką łatwością podejmował się wszystkiego. Niebezpieczne, wyjątkowo.
-Proszę, to już jakiś plus. Moje zdanie jest taki, żebyś sobie niczym nie zaprzątał głowy. Nie dostanę tego szlabanu. Zamiast tego możemy porozmawiać o czymś znacznie przyjemniejszym, niż próba pokazania, kto dominuje - wzruszył lekko ramionami, przechylając głowę. obaj wiedzieli, kto przejął pałeczkę. Philip się starał, to z pewnością zostanie docenione. Ale Aaron wygrywał niezależnie od tego, co młodszy chłopak zrobi, czy powie.
Nabrał znacznej ochoty na jeszcze jednego papierosa, który następnie znalazł się w jego dłoni. Obracał go chwilę, chowając. Braknie na jutro.