14-03-2021, 01:43 AM
Czyż to nie emocjonujące? Nie dość, że całkiem niedawno Boleynowie przeprowadzili się z Francji do Wielkiej Brytanii i odzyskali rodzinne włości sprzed wieków, to teraz jeszcze przed najmłodszą latoroślą rozpościerała się pełna paleta możliwości w zupełnie nowej placówce magicznej edukacji.
Bagaże panicza Pascala i panienki Oriane dotarły na peron 9 i 3/4 na długo przed przybyciem ich samych - zostały przetransportowane i od razu umieszczone w jednym z przedziałów, który przy okazji został zajęty przez służbę. Troskliwi rodzice postarali się, żeby dzieci nie musiały się stresować pierwszego dnia w zupełnie nowym środowisku i postanowili "zarezerwować" im w ten sposób miejsce w pociągu, żeby z pewnością siedzieli razem i mogli rozgościć się zanim jeszcze inni uczniowie Hogwartu tłumnie oblegą wagony.
Ale wracając do dziedziców królewskiego nazwiska, to Pascal razem z Oriane - bez rodziców, bo przecież są już na tyle dorośli, że nie potrzebowali odprowadzania za rączkę, zjawili się na stacji King's Cross odpowiednio wcześnie, żeby bez problemów odnaleźć przejście na peron 9 i 3/4, móc rozejrzeć się w tłumie i odnaleźć swoje miejsca siedzące. Poszukiwania niepozornej ściany, która skrywała magiczny świat, nie zajęło im dużo czasu, bo brytyjscy studenci Hogwartu i ich rodziny niekoniecznie ukrywali się ze swoimi sowami i każdy z nich wzbudzał niejakie zainteresowanie otaczających mugoli. Wystarczyło podążyć za kilkuosobową rodziną pchającą przed sobą wózki z kuframi i klatkami, żeby bez pudła trafić tam, gdzie mieli trafić.
Po rzuceniu sobie krótkiego spojrzenia, rodzeństwo Boleyn ze spokojem (a nie na hurra biegnąc jak wariaci) wsiąkło w ścianę dzielącą perony 9 i 10. Po jej drugiej stronie natknęli się na tłum młodzieży i ich rodziców, harmider rozmów pełnych emocji i dziwnych zdarzeń: kwik jakiegoś kota, któremu ktoś chyba nadepnął na ogon, skrzek sowy, która przeleciała nad głowami zebranych, żeby centralnie nad jednym z nich zrzucić ładunek do tej pory trzymany w jelitach, komuś eksplodował kufer i kolorowa bielizna ozdobiła przynajmniej jedną dwudziestą peronu, bezpańsko toczące się wózki, przemykające między nogami dzieci, które chyba dopiero miały rozpocząć naukę...
Pascal tak był pochłonięty obserwacją otoczenia, że w sumie nie patrzył gdzie idzie. Wykręcając głowę szedł na oślep, mówiąc jednocześnie coś po francusku do siostry. Nic więc dziwnego, że w pewnej chwili po prostu w kogoś wszedł trochę z impetem. Zanim jeszcze spojrzał na kogo wpadł, odruchowo złapał tę postać w - tak podejrzewał - talii, asekurując ją (i siebie) przed upadkiem.
- Oops, pardon! Ma faute! - Automatycznie odezwał się po francusku, w pierwszej sekundzie myśląc, że chyba wlazł na własną siostrę, ale jak tylko odwrócił głowę i zauważył różowe włosy... cóż, zdecydowanie nie była to Oriane. Uśmiechnął się do nieznajomej dziewczyny uprzejmie i, jak to miał w zwyczaju, czarująco, chcąc złagodzić jej ewentualną irytację tym niezamierzonym incydentem. - Przepraszam. - Choć przerzucił się na język angielski, to pozostał mu akcent francuski. Celowo? To wie tylko on sam... i może Oriane.
Bagaże panicza Pascala i panienki Oriane dotarły na peron 9 i 3/4 na długo przed przybyciem ich samych - zostały przetransportowane i od razu umieszczone w jednym z przedziałów, który przy okazji został zajęty przez służbę. Troskliwi rodzice postarali się, żeby dzieci nie musiały się stresować pierwszego dnia w zupełnie nowym środowisku i postanowili "zarezerwować" im w ten sposób miejsce w pociągu, żeby z pewnością siedzieli razem i mogli rozgościć się zanim jeszcze inni uczniowie Hogwartu tłumnie oblegą wagony.
Ale wracając do dziedziców królewskiego nazwiska, to Pascal razem z Oriane - bez rodziców, bo przecież są już na tyle dorośli, że nie potrzebowali odprowadzania za rączkę, zjawili się na stacji King's Cross odpowiednio wcześnie, żeby bez problemów odnaleźć przejście na peron 9 i 3/4, móc rozejrzeć się w tłumie i odnaleźć swoje miejsca siedzące. Poszukiwania niepozornej ściany, która skrywała magiczny świat, nie zajęło im dużo czasu, bo brytyjscy studenci Hogwartu i ich rodziny niekoniecznie ukrywali się ze swoimi sowami i każdy z nich wzbudzał niejakie zainteresowanie otaczających mugoli. Wystarczyło podążyć za kilkuosobową rodziną pchającą przed sobą wózki z kuframi i klatkami, żeby bez pudła trafić tam, gdzie mieli trafić.
Po rzuceniu sobie krótkiego spojrzenia, rodzeństwo Boleyn ze spokojem (a nie na hurra biegnąc jak wariaci) wsiąkło w ścianę dzielącą perony 9 i 10. Po jej drugiej stronie natknęli się na tłum młodzieży i ich rodziców, harmider rozmów pełnych emocji i dziwnych zdarzeń: kwik jakiegoś kota, któremu ktoś chyba nadepnął na ogon, skrzek sowy, która przeleciała nad głowami zebranych, żeby centralnie nad jednym z nich zrzucić ładunek do tej pory trzymany w jelitach, komuś eksplodował kufer i kolorowa bielizna ozdobiła przynajmniej jedną dwudziestą peronu, bezpańsko toczące się wózki, przemykające między nogami dzieci, które chyba dopiero miały rozpocząć naukę...
Pascal tak był pochłonięty obserwacją otoczenia, że w sumie nie patrzył gdzie idzie. Wykręcając głowę szedł na oślep, mówiąc jednocześnie coś po francusku do siostry. Nic więc dziwnego, że w pewnej chwili po prostu w kogoś wszedł trochę z impetem. Zanim jeszcze spojrzał na kogo wpadł, odruchowo złapał tę postać w - tak podejrzewał - talii, asekurując ją (i siebie) przed upadkiem.
- Oops, pardon! Ma faute! - Automatycznie odezwał się po francusku, w pierwszej sekundzie myśląc, że chyba wlazł na własną siostrę, ale jak tylko odwrócił głowę i zauważył różowe włosy... cóż, zdecydowanie nie była to Oriane. Uśmiechnął się do nieznajomej dziewczyny uprzejmie i, jak to miał w zwyczaju, czarująco, chcąc złagodzić jej ewentualną irytację tym niezamierzonym incydentem. - Przepraszam. - Choć przerzucił się na język angielski, to pozostał mu akcent francuski. Celowo? To wie tylko on sam... i może Oriane.