14-03-2021, 04:57 AM
Z tym, że Philip wciąż starał się wierzyć, że jest godną konkurencją dla jakiegokolwiek ucznia Hogwartu. Jasne, może sytuacja sprzed chwili sugerowała co innego, ale wystarczyło odpowiednio się ustawić, żeby mieć jakiekolwiek pole do popisu. Stojąc tę parę kroków przed nim czuł się... Nie pewnie, ale bez wątpienia pewniej. Ale oczywiście nie miał zamiaru przyznawać się, że jego swoboda została w jakiś sposób naruszona. Może i było to oczywiste po tym jak przed chwilą praktycznie zagonił go w kąt, a jednak wciąż zdawało mu się, że dodatkową słabością byłoby przyznanie się do pewnych obaw, czy właśnie zasianego niepokoju.
- No nie - mruknął w odpowiedzi, szykując się już do zaprzeczenia wszystkiemu, co Aaron właśnie powiedział, aby może choć trochę zbić jego pewność siebie. Tak, Philip niezmiennie wierzył, że to możliwe i miał zaraz zamiar wyjaśnić starszemu Ślizgonowi, jak on widzi - a raczej stara sobie wmówić, że widzi - tę sytuację. Czy chłopak chciał zrobić mu krzywdę? Tłumaczył sobie, że nie. Powtarzał sobie, że chciał jedynie go nastraszyć i zresztą sam właśnie powiedział, że najwyraźniej to go w jakiś dziwny sposób rajcuje. Tylko czy w sumie Philip nie działał podobnie? To on straszył czasem ludzi potencjalnymi szlabanami, albo rzucał podobne złośliwości, zwykle do młodszych uczniów... Tylko tu to nie działało. Tutaj Aaron obrócił całą sytuację przeciwko niemu.
Teraz tylko jak zabrać mu satysfakcję, jaką czerpał z tego, że przed chwilką go troszkę nastaszył?
- To nie była niepewność - to jak najbardziej była niepewność. - A już na pewno nie błagałbym cię, żebyś przestał... No bo co miałbyś przestać? Dyszeć na mnie?
Splótł ręce na piersi, przyglądając mu się uważnie, jak gdyby jednak obawiał się szarży w swoją stronę. Ale przecież nie tłumaczyłby mu swoich pobudek z takim spokojem, gdyby był gotów faktycznie coś zrobić! Chyba.
- I to nawet nie chodziło o ciebie - jak najbardziej chodziło o niego. - Jakby, to zwyczajnie niekomfortowa... Odległość.
Kończąc zdanie spojrzał na ścianę szopy, przy której jeszcze chwilę temu stał nie do końca z własnej woli.
Philip był też gotów odpowiadać na każde pytania w rozmowie. Nawet te, na które Aaron nie oczekiwał odpowiedzi. Zwyczajnie jakoś nie dostrzegał tych drobnych sugestii w jego tonie, czy zachowaniu.
- Wpadłeś na mnie przypadkiem, jasne że byłeś opcją, to wszystko przypadek - odparł, wyraźnie podkreślając, że to on na niego wpadł i zamaszystym ruchem rąk wskazał na teren dookoła nich, pokazując jak obszerny był ten cały przypadek. - A co, zraniłem twoje uczucia?
Najwyraźniej instynkt samozachowawczy Philipa czasem się zawieszał i właściwie zdecydowanie więcej czasu zwyczajnie go nie było, niż był. Może wróci...
Z kolei ostatnia propozycja przekonywała go o tyle, że wiedział już, że nie zdominuje w tej rozmowie. Walczył może teraz o to, by byli wzajemnie równie niebezpieczni dla siebie nawzajem, ale sam dostrzegał, że na Aarona to zwyczajnie nie działa. Zmiana tematu była kusząca i to chyba uczciwa wymiana za brak szlabanu, który tak bardzo chciał mu wlepić.
Chwilę rozważając propozycję, po raz kolejny skupił się na ruchu ręki chłopaka, a więc i papierosie, którego obracał w dłoni.
- Czymś znacznie przyjemniejszym, jak co na przykład? - spytał zrzucając na niego odpowiedzialność za dalszą rozmowę. Bo przecież nie będą teraz gadać o pogodzie. Tym bardziej nie po takim wstępie! Z drugiej strony, myśli Philipa zaprzątały jedynie rzeczy, o których nie powinien mówić na głos. Trochę niepokoju, strategiczne ustawienie się w razie, gdyby jednak udało mu się zdenerwować Aarona, rozważanie, czy aby na pewno dobrze zrobił, że wybrał się z nim tutaj... Pytania, czy jest jakaś szansa aby ten okazał się psychopatą, albo to dlaczego tak bardzo nie chciał zwyczajnie zostawić go w cholerę. To znaczy, jakie były inne powody poza tym, że zwyczajnie odwrót oznaczałby jakąś dziwną formę kapitulacji.
- No nie - mruknął w odpowiedzi, szykując się już do zaprzeczenia wszystkiemu, co Aaron właśnie powiedział, aby może choć trochę zbić jego pewność siebie. Tak, Philip niezmiennie wierzył, że to możliwe i miał zaraz zamiar wyjaśnić starszemu Ślizgonowi, jak on widzi - a raczej stara sobie wmówić, że widzi - tę sytuację. Czy chłopak chciał zrobić mu krzywdę? Tłumaczył sobie, że nie. Powtarzał sobie, że chciał jedynie go nastraszyć i zresztą sam właśnie powiedział, że najwyraźniej to go w jakiś dziwny sposób rajcuje. Tylko czy w sumie Philip nie działał podobnie? To on straszył czasem ludzi potencjalnymi szlabanami, albo rzucał podobne złośliwości, zwykle do młodszych uczniów... Tylko tu to nie działało. Tutaj Aaron obrócił całą sytuację przeciwko niemu.
Teraz tylko jak zabrać mu satysfakcję, jaką czerpał z tego, że przed chwilką go troszkę nastaszył?
- To nie była niepewność - to jak najbardziej była niepewność. - A już na pewno nie błagałbym cię, żebyś przestał... No bo co miałbyś przestać? Dyszeć na mnie?
Splótł ręce na piersi, przyglądając mu się uważnie, jak gdyby jednak obawiał się szarży w swoją stronę. Ale przecież nie tłumaczyłby mu swoich pobudek z takim spokojem, gdyby był gotów faktycznie coś zrobić! Chyba.
- I to nawet nie chodziło o ciebie - jak najbardziej chodziło o niego. - Jakby, to zwyczajnie niekomfortowa... Odległość.
Kończąc zdanie spojrzał na ścianę szopy, przy której jeszcze chwilę temu stał nie do końca z własnej woli.
Philip był też gotów odpowiadać na każde pytania w rozmowie. Nawet te, na które Aaron nie oczekiwał odpowiedzi. Zwyczajnie jakoś nie dostrzegał tych drobnych sugestii w jego tonie, czy zachowaniu.
- Wpadłeś na mnie przypadkiem, jasne że byłeś opcją, to wszystko przypadek - odparł, wyraźnie podkreślając, że to on na niego wpadł i zamaszystym ruchem rąk wskazał na teren dookoła nich, pokazując jak obszerny był ten cały przypadek. - A co, zraniłem twoje uczucia?
Najwyraźniej instynkt samozachowawczy Philipa czasem się zawieszał i właściwie zdecydowanie więcej czasu zwyczajnie go nie było, niż był. Może wróci...
Z kolei ostatnia propozycja przekonywała go o tyle, że wiedział już, że nie zdominuje w tej rozmowie. Walczył może teraz o to, by byli wzajemnie równie niebezpieczni dla siebie nawzajem, ale sam dostrzegał, że na Aarona to zwyczajnie nie działa. Zmiana tematu była kusząca i to chyba uczciwa wymiana za brak szlabanu, który tak bardzo chciał mu wlepić.
Chwilę rozważając propozycję, po raz kolejny skupił się na ruchu ręki chłopaka, a więc i papierosie, którego obracał w dłoni.
- Czymś znacznie przyjemniejszym, jak co na przykład? - spytał zrzucając na niego odpowiedzialność za dalszą rozmowę. Bo przecież nie będą teraz gadać o pogodzie. Tym bardziej nie po takim wstępie! Z drugiej strony, myśli Philipa zaprzątały jedynie rzeczy, o których nie powinien mówić na głos. Trochę niepokoju, strategiczne ustawienie się w razie, gdyby jednak udało mu się zdenerwować Aarona, rozważanie, czy aby na pewno dobrze zrobił, że wybrał się z nim tutaj... Pytania, czy jest jakaś szansa aby ten okazał się psychopatą, albo to dlaczego tak bardzo nie chciał zwyczajnie zostawić go w cholerę. To znaczy, jakie były inne powody poza tym, że zwyczajnie odwrót oznaczałby jakąś dziwną formę kapitulacji.