14-03-2021, 12:10 PM
Nie wiedział, co siedziało w głowach innych osób i do tej pory się nie zastanawiał. Nie interesowało go o czym myśleli, jakie mieli marzenia, jakie snuli plany, czy to na przyszłość, czy na obecną chwilę. Niewiele osób miało dla niego jakiekolwiek znaczenie, a cechę tą zawdzięczał swojemu dziadkowi. Proszę, tyle wyniósł z jego nauk. Nie widział specjalnie interesu w brataniu się z innymi ludźmi, którzy więcej w życiu mieszali czy przeszkadzali, niż byli tego warci. Jego uwaga głównie poświęcona była nauce i samemu sobie. Ostatecznie on odpowiadał za to, co miał robić i osiągnąć.
Niemniej w przypadku Philipa było inaczej. Nie, nie mówił od razu, że chłopak zaczął go interesować, przynajmniej tak, jak mogli to odebrać pozostali ludzie. Był inny, to pewne. Jakoś bardziej, sam nie wiedział, godny jego uwagi, czy to przez słowa czy zachowanie. Posiadał cechy, które sprawiały, że Aaron bez problemu mógł znaleźć się w jego otoczeniu bez obawy, że nagle trafi go cholera, bo chłopak palnie coś tak głupiego, że wiara w ludzi zniknie całkowicie. Przyciągał go dziwnie magnetyczną siłą, której nie dało się opisać, a z którą Moon nie chciał walczyć, chcąc się przekonać co z tego wyniknie. Chciał w jakiś sposób rozgryźć Ślizgona, samemu stając się nie do ogarnięcia, ciągle zmieniając wyraz twarzy, ton głosu, czy zachowanie, o czym młodszy przekonał się już kilka razy. Czy stąpał po cienkiej linii? Chciał, ostatecznie takie reakcje jak jego własne podnosiły poziom jego adrenaliny.
Kolejny uśmiech, kiedy przyznał mu pokrętnie rację. Jak wiele razy dzisiaj będzie się tym wewnętrznie chełpił tym bardziej, że Leighton zdawał się być człowiekiem, który owej racji za nic w świecie przyznać nie chciał. Urocze, że tak usilnie ze sobą walczył, nie mając większego wyboru. Aaron wiedział, co mówi, bo jeśli nie wiedział, zwyczajnie się nie odzywał. Szkoda, że inni się do tego nie stosowali.
Wpatrzył się w niego ponownie, tym razem na dłużej, znacznie bardziej upierdliwie, oceniając. Twarz przybrała kamienny wyraz, ciemne oczy niemal czarną barwę - brak światła robił swoje. Przybliżył dłoń do ust, przejeżdżając po nich palcem, jakby uparcie nad czymś myślał. W rzeczywistości, jedynie sprawdzał chłopaka przed sobą.
-Skąd pewność, że nie posunąłbym się do czegoś więcej? Tak dogłębnie wierzysz, że jestem dobrym człowiekiem, czy może to naiwność, że jesteś nietykalny, Leighton? Z dala od szkoły wszystko może się zdarzyć, a odległość, która jest teraz pomiędzy nami, nie daje ci za dużej przewagi - jestem szybszy - rzucił, a jego głos brzmiał bardziej jak pomruk. Ponownie był pewien tego, o czym mówił - jak zawsze.
Ile było pomiędzy nimi? Zaledwie kilka kroków. Zanim chłopak by się zorientował, Aaron już dawno byłby przy nim, gdyby tylko chciał. Uparcie jednak stał w miejscu dając mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Wtedy człowiek najbardziej tracił czujność przekonany, że nic mu nie groziło.
-Czyli to jest twój słaby punkt… - uśmiechnął się, jakby dostał po części to, czego oczekiwał. Jedna z tych rzeczy, których w przyszłości mógł użyć przeciwko młodszemu chłopakowi. Słabostka, z którą tamten nie mógł walczyć. Wystarczyło podejść za blisko, odebrać mu przestrzeń. Wspaniale.
-Przypadki można zmieniać, formować. Zresztą przypadkiem było samo wpadnięcie. Reszta była wyborem. Rozmowa na schodach, teraz ta tutaj. Nie zmienisz tego, niezależnie do tego, jak będziesz zaprzeczał - wzruszył lekko ramionami, ostatecznie odpalając papierosa.
Wydmuchał porcję dymu, raz po raz patrząc na młodszego dzieciaka, który chyba wewnętrznie się ze sobą miotła, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Może to było złudzenie?
Wyciągnął w jego stronę używkę nie oczekując, że skorzysta.
-Przejąłbyś się, gdybyś zranił? - zainteresował się. Nie, z całą pewnością miałby to gdzieś. Trochę jak Aaron, jakie to podobne.
-Nie wiem o czym normalnie rozmawiają ludzie. Nie mam w tym zbyt wielkiego doświadczenia - powiedział obojętnie. Czy było mu przykro, że oznajmił wszem i wobec, że kontakty z innymi ludźmi to nie jego bajka? Z całą pewnością nie.
Niemniej w przypadku Philipa było inaczej. Nie, nie mówił od razu, że chłopak zaczął go interesować, przynajmniej tak, jak mogli to odebrać pozostali ludzie. Był inny, to pewne. Jakoś bardziej, sam nie wiedział, godny jego uwagi, czy to przez słowa czy zachowanie. Posiadał cechy, które sprawiały, że Aaron bez problemu mógł znaleźć się w jego otoczeniu bez obawy, że nagle trafi go cholera, bo chłopak palnie coś tak głupiego, że wiara w ludzi zniknie całkowicie. Przyciągał go dziwnie magnetyczną siłą, której nie dało się opisać, a z którą Moon nie chciał walczyć, chcąc się przekonać co z tego wyniknie. Chciał w jakiś sposób rozgryźć Ślizgona, samemu stając się nie do ogarnięcia, ciągle zmieniając wyraz twarzy, ton głosu, czy zachowanie, o czym młodszy przekonał się już kilka razy. Czy stąpał po cienkiej linii? Chciał, ostatecznie takie reakcje jak jego własne podnosiły poziom jego adrenaliny.
Kolejny uśmiech, kiedy przyznał mu pokrętnie rację. Jak wiele razy dzisiaj będzie się tym wewnętrznie chełpił tym bardziej, że Leighton zdawał się być człowiekiem, który owej racji za nic w świecie przyznać nie chciał. Urocze, że tak usilnie ze sobą walczył, nie mając większego wyboru. Aaron wiedział, co mówi, bo jeśli nie wiedział, zwyczajnie się nie odzywał. Szkoda, że inni się do tego nie stosowali.
Wpatrzył się w niego ponownie, tym razem na dłużej, znacznie bardziej upierdliwie, oceniając. Twarz przybrała kamienny wyraz, ciemne oczy niemal czarną barwę - brak światła robił swoje. Przybliżył dłoń do ust, przejeżdżając po nich palcem, jakby uparcie nad czymś myślał. W rzeczywistości, jedynie sprawdzał chłopaka przed sobą.
-Skąd pewność, że nie posunąłbym się do czegoś więcej? Tak dogłębnie wierzysz, że jestem dobrym człowiekiem, czy może to naiwność, że jesteś nietykalny, Leighton? Z dala od szkoły wszystko może się zdarzyć, a odległość, która jest teraz pomiędzy nami, nie daje ci za dużej przewagi - jestem szybszy - rzucił, a jego głos brzmiał bardziej jak pomruk. Ponownie był pewien tego, o czym mówił - jak zawsze.
Ile było pomiędzy nimi? Zaledwie kilka kroków. Zanim chłopak by się zorientował, Aaron już dawno byłby przy nim, gdyby tylko chciał. Uparcie jednak stał w miejscu dając mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Wtedy człowiek najbardziej tracił czujność przekonany, że nic mu nie groziło.
-Czyli to jest twój słaby punkt… - uśmiechnął się, jakby dostał po części to, czego oczekiwał. Jedna z tych rzeczy, których w przyszłości mógł użyć przeciwko młodszemu chłopakowi. Słabostka, z którą tamten nie mógł walczyć. Wystarczyło podejść za blisko, odebrać mu przestrzeń. Wspaniale.
-Przypadki można zmieniać, formować. Zresztą przypadkiem było samo wpadnięcie. Reszta była wyborem. Rozmowa na schodach, teraz ta tutaj. Nie zmienisz tego, niezależnie do tego, jak będziesz zaprzeczał - wzruszył lekko ramionami, ostatecznie odpalając papierosa.
Wydmuchał porcję dymu, raz po raz patrząc na młodszego dzieciaka, który chyba wewnętrznie się ze sobą miotła, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Może to było złudzenie?
Wyciągnął w jego stronę używkę nie oczekując, że skorzysta.
-Przejąłbyś się, gdybyś zranił? - zainteresował się. Nie, z całą pewnością miałby to gdzieś. Trochę jak Aaron, jakie to podobne.
-Nie wiem o czym normalnie rozmawiają ludzie. Nie mam w tym zbyt wielkiego doświadczenia - powiedział obojętnie. Czy było mu przykro, że oznajmił wszem i wobec, że kontakty z innymi ludźmi to nie jego bajka? Z całą pewnością nie.