14-03-2021, 03:38 PM
Oczywiście Philip złapał się na jego drobną, cichą prowokację. Obserwował w końcu każdy jego ruch. Z uwagą patrzył na jego dłoń, gdy palił, a następnie gdy obracał kolejnym. Podążał również za ruchem jego ręki, kiedy poprawiał włosy, a więc teraz, kiedy przejechał palcem po własnych ustach również. Mogłoby wydawać się, że ma to jakiś związek z czujnością i pewnie tak było, ale równocześnie - a może nawet przede wszystkim - obserwował go, bo... Mógł? Byli w sytuacji, kiedy absolutnie miał prawo przyglądać mu się uważniej, niż do tej pory i z tego prawa korzystał. Patrzył na niego z zainteresowaniem nie tylko ze względu na obawę, że wykona znów jakikolwiek ruch w jego kierunku. W końcu na ile niebezpieczne mogło być poprawianie włosów, czy podobne rzeczy?
Spojrzał mu w oczy dopiero, gdy ten odezwał się po raz kolejny.
- Wierzę że ci się to nie opłaca - odparł, jednak zdawało mu się, że sugerował dziś już coś podobnego, co Aaron zdążył jednak skontrować. Musiał to rozwinąć. - Że ee... Stosunek potencjalnych strat... Względem potencjalnych zysków jest skrajnie nierówny.
Wyjaśniając oczywiście gestykulował, jak to często miał w zwyczaju. Tym sposobem "straty" znalazły się w niewidzialnym pudełku po jego lewej stronie, na które wskazał jako pierwsze, natomiast "zyski" znalazły się w ten sam sposób po prawej. W końcu trzeba było wszystko odpowiednio zwizualizować, skoro już starał się brzmieć mądrze i od razu pozbyć się jego przyszłych argumentów. Oczywiście tak naprawdę nie robił tego nawet w pełni przemyślanie i intencjonalnie.
- Poza tym to że niby jesteś szybszy nie jest tak oczywiste - dodał ciszej, ponownie brzmiąc na nieco urażonego. Dobrze, faktycznie, miał dłuższe nogi, ale to nie zawsze oznaczało, że jest się szybszym!
- Co? Nie! - zaczął obronnym tonem, kiedy Aaron zdecydował, że to całe ograniczanie odległości to jego słaby punkt. Można nawet powiedzieć, że faktycznie nie było to do końca prawda. Przecież większość osób odepchnąłby bez zastanowienia. Co prawda przychodzili mu to do głowy głównie rówieśnicy, ale rok różnicy naprawdę nie zmieniał tak wiele! Sam wpływ wynikał głównie ze względu na niego... Właściwie nie do końca wiedział, czemu tu jego pierwszym ruchem nie było stanowcze odepchnięcie go od siebie. Na pewno jak już teraz odtwarzał jakkolwiek tę sytuację w swojej głowie wiedział, że powinien był to zrobić i był na to gotów przy kolejnej podobnej próbie.
- Japierdolę... - mruknął przewracając oczami. - Ja wiem, że myślisz, że ty wszystko tak doskonale rozumiesz, ale - i tu niespodzianka - nie! Możesz tak pogrywać z pierwszoroczniakami, jeśli będziesz miał szczęście, ale nie ze mną.
Może serduszko nadal biło mu nieco szybciej niż zwykle, ale nie zniechęcało go to do stawiania się. A przynajmniej im dłużej nie działo mu się nic złego, tym bardziej był gotów do pyskówek.
Chwilę ponownie patrzył na niego tak, jakby był na niego wielce obrażony. Na szczęście nie był typem, który stroi fochy, odchodzi z miejsca zdarzenia tupiąc, czy też zaczyna ignorować swojego rozmówcę. Nie ma mowy. Byłoby za łatwo i za mało zabawnie.
- A co, aż tak cię boli, że tego nie przewidziałeś? Że nie wiedziałeś, że z tobą pójdę? Bo co, miałem się przestraszyć, odpuścić ci i już nigdy się nie wtrącać, tak?
I aż bolało go przyznać przed samym sobą, że ostatnie było najbliższe prawdy. Chyba nie do końca chciał powtórzyć groźby sprzed kilkudziesięciu minut. Potem niewygodnie jest komuś nie wlepić tego szlabanu.
Jeszcze należy pamiętać, że Philip szczerze chciał robić to, czego Aaron się nie spodziewa. Widział, że ten jakoś za bardzo analizuje sytuacje i nawet sam wspominał o tym co jakiś czas. Dlatego też w głupim odruchu sięgnął po chyba-zaoferowanego papierosa. Dlaczego głupim? Nigdy nie palił. Nawet nie dlatego, że miał jakieś opory. Zwyczajnie nie miał ku temu do tej pory żadnej atrakcyjnej okazji. I ta też taka nie była. Doskonale wiedział, że może w durny sposób zakrztusić się dymem. Nie miał pojęcia jak dokładnie się zaciągnąć. Nawet nie był pewien, czy dobrze go trzymał - udało się, owszem, ale nie był pewien, za dużo myślał o tym w tym momencie...
Ostatecznie wyklął sam siebie w myślach za durny ruch, ale przecież nie wycofa się teraz z "a, jednak nie". Pozostawało mu spróbować zagrać swoją rolę, jak najlepiej. Rolę osoby, która miała do czynienia z większą ilością używek niż sam alkohol, czy kawa...
- Jakbyś miał płakać może byłoby mi trochę głupio - odparł ironicznie, grając te parę sekund na zwłokę.
Ostatecznie pomyślał, że mniej myślenia i więcej robienia to najbardziej odpowiednia strategia i uniósł rękę do ust. Dosłownie jedyny powód, przez który się tu stresował, to że się wygłupi, choć równie dobrze mogło to wyglądać jakby zwyczajnie się bał i uważał palenie za ryzykowne. Nie uważał. Miał szesnaście lat. Chyba jasne, że był niezniszczalny i nic mu nie zaszkodzi?
Sapnął cichutko, jak gdyby przygotowywał się do nie wiadomo czego, ale równocześnie chciał to nieco zatuszować... I zaraz zaciągnął się, celowo patrząc gdzieś na bok, żeby obecność starszego Ślizgona go nie stresowała, a presja nie rosła.
Przez sekundę, może dwie wydawało mu się, że da radę nie zakrztusić się w głupi sposób i zdradzić tym, że nigdy wcześniej nie palił. Wiedział już, że to wyzwanie, ale miał silną motywację. Gorzej, że bezpośrednio po tej myśli zaczął ostro pokasływać, kiedy poczuł jakby zabrakło mu powietrza w płucach, a gdy tylko udało mu się powstrzymać i otworzył usta, by jednak odpowiedzieć... Cóż, zakasłał ponownie. Ale nie będzie narzekał, ani użalał się nad sobą! Dzielnie postanowił udawać, że to mimo wszystko jakimś cudem go nie wzruszyło i odpowiedzieć.
- Dlaczego, w sumie? - zapytał dużo ciszej, dopiero na niego zerkając. I liczył na odpowiedź, a nie komentarz co do jego próby palenia. Już na samą myśl się skrzywił... A może to przez posmak w ustach?
Spojrzał mu w oczy dopiero, gdy ten odezwał się po raz kolejny.
- Wierzę że ci się to nie opłaca - odparł, jednak zdawało mu się, że sugerował dziś już coś podobnego, co Aaron zdążył jednak skontrować. Musiał to rozwinąć. - Że ee... Stosunek potencjalnych strat... Względem potencjalnych zysków jest skrajnie nierówny.
Wyjaśniając oczywiście gestykulował, jak to często miał w zwyczaju. Tym sposobem "straty" znalazły się w niewidzialnym pudełku po jego lewej stronie, na które wskazał jako pierwsze, natomiast "zyski" znalazły się w ten sam sposób po prawej. W końcu trzeba było wszystko odpowiednio zwizualizować, skoro już starał się brzmieć mądrze i od razu pozbyć się jego przyszłych argumentów. Oczywiście tak naprawdę nie robił tego nawet w pełni przemyślanie i intencjonalnie.
- Poza tym to że niby jesteś szybszy nie jest tak oczywiste - dodał ciszej, ponownie brzmiąc na nieco urażonego. Dobrze, faktycznie, miał dłuższe nogi, ale to nie zawsze oznaczało, że jest się szybszym!
- Co? Nie! - zaczął obronnym tonem, kiedy Aaron zdecydował, że to całe ograniczanie odległości to jego słaby punkt. Można nawet powiedzieć, że faktycznie nie było to do końca prawda. Przecież większość osób odepchnąłby bez zastanowienia. Co prawda przychodzili mu to do głowy głównie rówieśnicy, ale rok różnicy naprawdę nie zmieniał tak wiele! Sam wpływ wynikał głównie ze względu na niego... Właściwie nie do końca wiedział, czemu tu jego pierwszym ruchem nie było stanowcze odepchnięcie go od siebie. Na pewno jak już teraz odtwarzał jakkolwiek tę sytuację w swojej głowie wiedział, że powinien był to zrobić i był na to gotów przy kolejnej podobnej próbie.
- Japierdolę... - mruknął przewracając oczami. - Ja wiem, że myślisz, że ty wszystko tak doskonale rozumiesz, ale - i tu niespodzianka - nie! Możesz tak pogrywać z pierwszoroczniakami, jeśli będziesz miał szczęście, ale nie ze mną.
Może serduszko nadal biło mu nieco szybciej niż zwykle, ale nie zniechęcało go to do stawiania się. A przynajmniej im dłużej nie działo mu się nic złego, tym bardziej był gotów do pyskówek.
Chwilę ponownie patrzył na niego tak, jakby był na niego wielce obrażony. Na szczęście nie był typem, który stroi fochy, odchodzi z miejsca zdarzenia tupiąc, czy też zaczyna ignorować swojego rozmówcę. Nie ma mowy. Byłoby za łatwo i za mało zabawnie.
- A co, aż tak cię boli, że tego nie przewidziałeś? Że nie wiedziałeś, że z tobą pójdę? Bo co, miałem się przestraszyć, odpuścić ci i już nigdy się nie wtrącać, tak?
I aż bolało go przyznać przed samym sobą, że ostatnie było najbliższe prawdy. Chyba nie do końca chciał powtórzyć groźby sprzed kilkudziesięciu minut. Potem niewygodnie jest komuś nie wlepić tego szlabanu.
Jeszcze należy pamiętać, że Philip szczerze chciał robić to, czego Aaron się nie spodziewa. Widział, że ten jakoś za bardzo analizuje sytuacje i nawet sam wspominał o tym co jakiś czas. Dlatego też w głupim odruchu sięgnął po chyba-zaoferowanego papierosa. Dlaczego głupim? Nigdy nie palił. Nawet nie dlatego, że miał jakieś opory. Zwyczajnie nie miał ku temu do tej pory żadnej atrakcyjnej okazji. I ta też taka nie była. Doskonale wiedział, że może w durny sposób zakrztusić się dymem. Nie miał pojęcia jak dokładnie się zaciągnąć. Nawet nie był pewien, czy dobrze go trzymał - udało się, owszem, ale nie był pewien, za dużo myślał o tym w tym momencie...
Ostatecznie wyklął sam siebie w myślach za durny ruch, ale przecież nie wycofa się teraz z "a, jednak nie". Pozostawało mu spróbować zagrać swoją rolę, jak najlepiej. Rolę osoby, która miała do czynienia z większą ilością używek niż sam alkohol, czy kawa...
- Jakbyś miał płakać może byłoby mi trochę głupio - odparł ironicznie, grając te parę sekund na zwłokę.
Ostatecznie pomyślał, że mniej myślenia i więcej robienia to najbardziej odpowiednia strategia i uniósł rękę do ust. Dosłownie jedyny powód, przez który się tu stresował, to że się wygłupi, choć równie dobrze mogło to wyglądać jakby zwyczajnie się bał i uważał palenie za ryzykowne. Nie uważał. Miał szesnaście lat. Chyba jasne, że był niezniszczalny i nic mu nie zaszkodzi?
Sapnął cichutko, jak gdyby przygotowywał się do nie wiadomo czego, ale równocześnie chciał to nieco zatuszować... I zaraz zaciągnął się, celowo patrząc gdzieś na bok, żeby obecność starszego Ślizgona go nie stresowała, a presja nie rosła.
Przez sekundę, może dwie wydawało mu się, że da radę nie zakrztusić się w głupi sposób i zdradzić tym, że nigdy wcześniej nie palił. Wiedział już, że to wyzwanie, ale miał silną motywację. Gorzej, że bezpośrednio po tej myśli zaczął ostro pokasływać, kiedy poczuł jakby zabrakło mu powietrza w płucach, a gdy tylko udało mu się powstrzymać i otworzył usta, by jednak odpowiedzieć... Cóż, zakasłał ponownie. Ale nie będzie narzekał, ani użalał się nad sobą! Dzielnie postanowił udawać, że to mimo wszystko jakimś cudem go nie wzruszyło i odpowiedzieć.
- Dlaczego, w sumie? - zapytał dużo ciszej, dopiero na niego zerkając. I liczył na odpowiedź, a nie komentarz co do jego próby palenia. Już na samą myśl się skrzywił... A może to przez posmak w ustach?