14-03-2021, 05:32 PM
Nie umiał powiedzieć czemu podobała mu się ta irytacja na twarzy chłopaka, pojawiająca się za każdym razem, kiedy tylko Aaron powiedział coś, co nie spodobało się Ślizgonowi. Widział, jak oddycha głębiej, niczym rozjuszony byk gotowy do ataku. Ewentualnie mniejsze zwierzę, bo jakoś nic innego nie pasowało mu do Philipa.
Drażnił go, kontrolowanie, ale co innego mogłoby się stać? Uderzy w niego mocniejszymi słowami, być może uzna, że może rzucić zaklęcie. Nic więcej, czego Moon nie potrafiłby odparować.
Pozwolił mu powiedzieć wszystko, co chciał. Wylać pewnego rodzaju żale, za brak zrozumienia. Obserwował go uważnie, być może uważniej, niż poprzednio. Oczekiwał, że się przyzna? Że faktycznie niespecjalnie interesowały go konsekwencje? Poniekąd tak. Niemniej nie było to aż tak zgodne z prawdą, jak sądził Philip.
Uśmiechnął się lekko, kiedy ostatecznie ucichł. Brak jego głosu w otaczającej ich ciszy był mocno odczuwalny.
-Nie jestem bezkarny. Każdego ostatecznie kara spotka, mniejsza, czy większa. Z tym, że żeby człowiek przejmował się ową karą musiałby mieć coś do stracenia - odpowiedział spokojnie widząc lekko wzruszając ramionami. Czy to właśnie z tego powodu robił wszystko to, co mu się podobało? Z całą pewnością. Czy faktycznie nie miał niczego do stracenia, na tyle ważnego, by chociaż na wzgląd tego odpuścić sobie niektóre zagrania? Zemsta, której chciał w przyszłości dokonać, ale coś jeszcze?
Zaśmiał się pod nosem na jego zdziwienie. Teraz byłoby komiczne. Prawdę powiedziawszy nie miał zamiaru robić tego nigdy z nikim, niezależnie czy za dnia, czy w nocy. Uganianie się było zupełnie nie w jego stylu, kojarząc mu się z dziwną beztroską i przesadną radością. Niczym słodkie cukierki z nieba, które zapewne wyczarowywali Puchoni.
“...wystarczająco zjebana…”
Na te słowa najbardziej zwrócił uwagę. Dziwne, przecież podobne teksty go nie ruszały w żadnej z rzeczywistości. Nawykł do dogryzek, jak również szczerości, czy próbie urażenia jego uczuć. Jakby w ogóle je posiadał. A jednak to właśnie to zdanie sprawiło, że przez twarz Moona przemknął cień niewiadomego pochodzenia. Nic więcej, poza rzuconym na Philipa spojrzeniem. Zero słów, zero jakiegokolwiek gestu. Nic nie miało tu znaczenia, czy dla Aarona, czy dla tamtego.
-Wiedziałeś… raczej wątpliwe, skoro nie wiedziałem o tym nawet ja. Aż do ostatniej chwili, zanim się cofnąłem - skomentował. Mówił prawdę? Co jeśli? Philip odskoczy niczym oparzony mając go za psychopatę, który życia chciał pozbawić niewinnego chłopca w ciemności? Rozbawiła go ta myśl. Prawdą jednak było, że nigdy do końca nie był pewien, do czego się posunie. Zakładanie w jego przypadku czegokolwiek wiązało się z przejawem głupoty.
-Sam fakt, że stoję tu z tobą poświęcając ci niemal dwie godziny mojego życia świadczą, że cię doceniam. Inaczej niespecjalnie zwracałabym na ciebie uwagę - szczerość to podstawa, a szczerością Moon się kierował zawsze, zwłaszcza tą brutalną, której inne osoby tak nie lubiły. Widok twarzy, kiedy nie mogli się nie zgodzić, wyzywając go jedynie od dupków. Bezcenny. Prawda mieszająca w emocjach, w stosunku do jego osoby, we własnych myślach.
Zmniejszenie odległości pomiędzy nimi było w tej chwili nieuniknione. Nie tylko z powodu papierosa, którego niższy nie umiał palić. Ale i z powodu jego słów.
Kilka kroków i był przed nim, patrząc z góry. Niby tak niewiele, a jednak tamten musiał zadrzeć głowę, by na niego spojrzeć, kładąc przy tym rękę na torsie Moona.
Nic nie odpowiedział na to pytanie. Czemu niby pragnął jego towarzystwa? Powiedzenie, że był interesującym obiektem mogło skutkować, ale jeszcze lepszym rozwiązaniem było pozostawienie go bez odpowiedzi, by mógł się głowić, jaki Aaron miał w tym wszystkim cel.
Spojrzał na dłoń, której ciepło czuł przez materiał. Tak chłodna osoba miała tak ciepłe ręce.
Jeden gest i to jego ręka znalazła się na tej, którą Philip trzymał na torsie. Nieznaczny gest, który dla samego Moona nie znaczył zupełnie nic.
Uśmiechnął się lewym kącikiem. Niedługo będzie miał tam zmarszczki. Nachylił się tak, by szepnąć mu coś do ucha, co uczynił.
-Nic, bez tego ci lepiej. Nie psuj tego - brzmiały słowa, zanim się wyprostował, cofając własną rękę. Widział tę dezorientację, nie można było jej ukryć.
Kolejny uśmiech, przeczesanie włosów. Raz jeszcze zmierzył spojrzeniem jego twarz, a uśmiech ani na trochę nie opuścił jego warg.
Nachylił się raz jeszcze, tym razem nieznacznie i zupełnie niezrozumiale złożył na czole niższego chłopaka delikatny pocałunek. Ot, żeby zdenerwować go jeszcze bardziej.
Odsunął się od niego, nie czekając na jego reakcję.
-Dobranoc, krasnalu. Dzięki za towarzystwo, nie musisz mnie odprowadzać. Obiecuję nie złamać żadnego punktu regulaminu - rzucił cynicznie, przechodząc obok niego i mierzwiąc mu włosy.
I to tyle.
Zmierzając do zamku nie odwrócił się ani razu, więcej tego dnia nie zaszczycając Philipa spojrzeniem.
zt.
Drażnił go, kontrolowanie, ale co innego mogłoby się stać? Uderzy w niego mocniejszymi słowami, być może uzna, że może rzucić zaklęcie. Nic więcej, czego Moon nie potrafiłby odparować.
Pozwolił mu powiedzieć wszystko, co chciał. Wylać pewnego rodzaju żale, za brak zrozumienia. Obserwował go uważnie, być może uważniej, niż poprzednio. Oczekiwał, że się przyzna? Że faktycznie niespecjalnie interesowały go konsekwencje? Poniekąd tak. Niemniej nie było to aż tak zgodne z prawdą, jak sądził Philip.
Uśmiechnął się lekko, kiedy ostatecznie ucichł. Brak jego głosu w otaczającej ich ciszy był mocno odczuwalny.
-Nie jestem bezkarny. Każdego ostatecznie kara spotka, mniejsza, czy większa. Z tym, że żeby człowiek przejmował się ową karą musiałby mieć coś do stracenia - odpowiedział spokojnie widząc lekko wzruszając ramionami. Czy to właśnie z tego powodu robił wszystko to, co mu się podobało? Z całą pewnością. Czy faktycznie nie miał niczego do stracenia, na tyle ważnego, by chociaż na wzgląd tego odpuścić sobie niektóre zagrania? Zemsta, której chciał w przyszłości dokonać, ale coś jeszcze?
Zaśmiał się pod nosem na jego zdziwienie. Teraz byłoby komiczne. Prawdę powiedziawszy nie miał zamiaru robić tego nigdy z nikim, niezależnie czy za dnia, czy w nocy. Uganianie się było zupełnie nie w jego stylu, kojarząc mu się z dziwną beztroską i przesadną radością. Niczym słodkie cukierki z nieba, które zapewne wyczarowywali Puchoni.
“...wystarczająco zjebana…”
Na te słowa najbardziej zwrócił uwagę. Dziwne, przecież podobne teksty go nie ruszały w żadnej z rzeczywistości. Nawykł do dogryzek, jak również szczerości, czy próbie urażenia jego uczuć. Jakby w ogóle je posiadał. A jednak to właśnie to zdanie sprawiło, że przez twarz Moona przemknął cień niewiadomego pochodzenia. Nic więcej, poza rzuconym na Philipa spojrzeniem. Zero słów, zero jakiegokolwiek gestu. Nic nie miało tu znaczenia, czy dla Aarona, czy dla tamtego.
-Wiedziałeś… raczej wątpliwe, skoro nie wiedziałem o tym nawet ja. Aż do ostatniej chwili, zanim się cofnąłem - skomentował. Mówił prawdę? Co jeśli? Philip odskoczy niczym oparzony mając go za psychopatę, który życia chciał pozbawić niewinnego chłopca w ciemności? Rozbawiła go ta myśl. Prawdą jednak było, że nigdy do końca nie był pewien, do czego się posunie. Zakładanie w jego przypadku czegokolwiek wiązało się z przejawem głupoty.
-Sam fakt, że stoję tu z tobą poświęcając ci niemal dwie godziny mojego życia świadczą, że cię doceniam. Inaczej niespecjalnie zwracałabym na ciebie uwagę - szczerość to podstawa, a szczerością Moon się kierował zawsze, zwłaszcza tą brutalną, której inne osoby tak nie lubiły. Widok twarzy, kiedy nie mogli się nie zgodzić, wyzywając go jedynie od dupków. Bezcenny. Prawda mieszająca w emocjach, w stosunku do jego osoby, we własnych myślach.
Zmniejszenie odległości pomiędzy nimi było w tej chwili nieuniknione. Nie tylko z powodu papierosa, którego niższy nie umiał palić. Ale i z powodu jego słów.
Kilka kroków i był przed nim, patrząc z góry. Niby tak niewiele, a jednak tamten musiał zadrzeć głowę, by na niego spojrzeć, kładąc przy tym rękę na torsie Moona.
Nic nie odpowiedział na to pytanie. Czemu niby pragnął jego towarzystwa? Powiedzenie, że był interesującym obiektem mogło skutkować, ale jeszcze lepszym rozwiązaniem było pozostawienie go bez odpowiedzi, by mógł się głowić, jaki Aaron miał w tym wszystkim cel.
Spojrzał na dłoń, której ciepło czuł przez materiał. Tak chłodna osoba miała tak ciepłe ręce.
Jeden gest i to jego ręka znalazła się na tej, którą Philip trzymał na torsie. Nieznaczny gest, który dla samego Moona nie znaczył zupełnie nic.
Uśmiechnął się lewym kącikiem. Niedługo będzie miał tam zmarszczki. Nachylił się tak, by szepnąć mu coś do ucha, co uczynił.
-Nic, bez tego ci lepiej. Nie psuj tego - brzmiały słowa, zanim się wyprostował, cofając własną rękę. Widział tę dezorientację, nie można było jej ukryć.
Kolejny uśmiech, przeczesanie włosów. Raz jeszcze zmierzył spojrzeniem jego twarz, a uśmiech ani na trochę nie opuścił jego warg.
Nachylił się raz jeszcze, tym razem nieznacznie i zupełnie niezrozumiale złożył na czole niższego chłopaka delikatny pocałunek. Ot, żeby zdenerwować go jeszcze bardziej.
Odsunął się od niego, nie czekając na jego reakcję.
-Dobranoc, krasnalu. Dzięki za towarzystwo, nie musisz mnie odprowadzać. Obiecuję nie złamać żadnego punktu regulaminu - rzucił cynicznie, przechodząc obok niego i mierzwiąc mu włosy.
I to tyle.
Zmierzając do zamku nie odwrócił się ani razu, więcej tego dnia nie zaszczycając Philipa spojrzeniem.
zt.