14-03-2021, 07:18 PM
Wendy Williams była osobą wyjątkową. Piękna, mądra, charyzmatyczna, zabawna, no i jaki miała talent! Do czego? No, cóż... Tak, Jack Douglas nie zdążył jeszcze poznać wszystkich szczegółów - a więc wszystkich zalet - dotyczących Ślizgonki, ale ta bez wątpienia go fascynowała. Na tyle, by przez całe wakacje obsypywać ją licznymi listami, a dziś wreszcie mogli ponownie się spotkać. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu do spotkania nie doszło w trakcie miesięcy wolnych od szkoły, ale teraz nie było to tak istotne. Teraz zdążył wypatrzeć Wendy wzrokiem i od razu ruszył ku niej.
Choć jej przywitanie mogłoby się wydawać dziwnym sygnałem, że coś jest nie tak, Krukon nie odniósł początkowo takiego wrażenia. Uznał to raczej za jakiś rodzaj gry słownej? Tak, zdecydowanie o to chodziło. A skoro Wendy ją zainicjowała, on bez zawahania ją podjął. Czy ktoś mówił, że nie był bystry?
- Hej, Williams - odparł z uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać na jej widok.
W dodatku dla kontrastu ze zdystansowanym powitaniem Wendy, Jack zdecydował się zaraz ją objąć. Przecież czekał na ten moment całe dwa miesiące! I jakoś nadal nie wpadł na to, że może w jakiś sposób ją osacza i że ona sobie tego nie życzy. Ostatecznie zdaje się, że nigdy nie mówiła mu nic podobnego wprost, a on może nie planował jeszcze wspólnego potomstwa, ale zdecydowanie był przekonany o tym, że wspólna przyszłość byłaby doskonałym wyborem dla nich obojga. Będzie doskonałym wyborem. Podobno właśnie tak należało myśleć o swoich planach - one będą miały miejsce i nie było tu miejsca na wątpliwości.
- Zdecydowanie tak, dokładnie, musimy. Jak minęły ci wakacje? - zagadnął szybko, licząc że szybko nadrobią stracony czas, kiedy to ich komunikacja była zdecydowanie ograniczona. Na szczęście mieli na to cały kolejny rok szkolny. Co mogło pójść nie tak?
- A dobrze się czujesz? Coś nie tak? - dopytał po chwili, gdy zauważył, jak Ślizgonka zaczyna się rozglądać.
Wyglądała na... Zmartwioną? Niezadowoloną? Czy ktoś sprawił jej jakąś przykrość? A może nie czuła się obecnie komfortowo w tym tłumie? Musiał wiedzieć, by może w jakiś sposób uratować ją z opałów.
Choć jej przywitanie mogłoby się wydawać dziwnym sygnałem, że coś jest nie tak, Krukon nie odniósł początkowo takiego wrażenia. Uznał to raczej za jakiś rodzaj gry słownej? Tak, zdecydowanie o to chodziło. A skoro Wendy ją zainicjowała, on bez zawahania ją podjął. Czy ktoś mówił, że nie był bystry?
- Hej, Williams - odparł z uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać na jej widok.
W dodatku dla kontrastu ze zdystansowanym powitaniem Wendy, Jack zdecydował się zaraz ją objąć. Przecież czekał na ten moment całe dwa miesiące! I jakoś nadal nie wpadł na to, że może w jakiś sposób ją osacza i że ona sobie tego nie życzy. Ostatecznie zdaje się, że nigdy nie mówiła mu nic podobnego wprost, a on może nie planował jeszcze wspólnego potomstwa, ale zdecydowanie był przekonany o tym, że wspólna przyszłość byłaby doskonałym wyborem dla nich obojga. Będzie doskonałym wyborem. Podobno właśnie tak należało myśleć o swoich planach - one będą miały miejsce i nie było tu miejsca na wątpliwości.
- Zdecydowanie tak, dokładnie, musimy. Jak minęły ci wakacje? - zagadnął szybko, licząc że szybko nadrobią stracony czas, kiedy to ich komunikacja była zdecydowanie ograniczona. Na szczęście mieli na to cały kolejny rok szkolny. Co mogło pójść nie tak?
- A dobrze się czujesz? Coś nie tak? - dopytał po chwili, gdy zauważył, jak Ślizgonka zaczyna się rozglądać.
Wyglądała na... Zmartwioną? Niezadowoloną? Czy ktoś sprawił jej jakąś przykrość? A może nie czuła się obecnie komfortowo w tym tłumie? Musiał wiedzieć, by może w jakiś sposób uratować ją z opałów.