14-03-2021, 09:56 PM
Pokręcił delikatnie głową, bo dla niego niuanse i błahostki takie jak to, czy ktoś darzy go sympatią czy nie, kompletnie się nie liczyły. Każdy oczywiście miał prawo do własnego zdania w tej subtelnej materii, ale opinię Badcocka niełatwo było zmienić w jakimkolwiek temacie. Praktycznie w każdym miał się bowiem niemalże za eksperta, może nieco mniej jeśli chodzi o ludzkie uczucia i relacje, a nieco bardziej w przypadku typowo naukowych zagadnień, ale jednak. — Budowanie relacji z punktu widzenia ewentualnych korzyści to w moim odczuciu jeszcze coś innego niż zwykła sympatia czy koleżeństwo. Ale nie chcę zajmować ci teraz czasu takimi dyskusjami.
Zasugerował delikatnie, że jest otwarty na rozmowę w innych okolicznościach. Może w Hogwarcie? Tu, na Pokątnej, oboje byli z własnymi sprawami i zajmowanie się krukońsko-ślizgońską dyskusją wydawało sie chłopakowi nieco nie na miejscu. Sam trochę się spieszył, chcąc jak najszybciej wrócić do domu i dokończyć zadane prace domowe. Nienawidził z nimi zwlekać.
Alan miał w sobie co nieco ze Ślizgona, ale nie uważał znajomości i siatki kontaktów za najważniejsze rzeczy w swoim życiu, również zawodowym. Nadrzędną wartością była dla niego wiedza, a w szerszym pojęciu - samorozwój. Do tego mógł przecież dążyć bez niczyjej pomocy, wręcz wolał działać samodzielnie i odpowiadać wyłącznie za swoje czyny. Chociaż jego charakterowi wiele można by było zarzucić pod kątem cech ślizgońskich, jak chociażby ogromną ambicję i cynizm, to jednak zamiłowanie do samodzielnego zdobywania szczytów czyniła z niego wybitnego Krukona.
— Kariera warzyciela ogromnie mnie kusi, chociaż ciężko mi się aż tak kierunkować. Musiałbym wtedy nieco zarzucić moją drugą wielką pasję, czyli transmutację. — Głos lekko mu zadrżał, gdy o tym powiedział - bynajmniej nie ze wzruszenia czy strachu, po prostu jego myśli na moment zmącił przebłysk pomysłu. A może by tak pochwalić się tej pięknej dziewczynie, jak ambitne transmutacyjne plany ma Alan? Że dostał już w trakcie wakacji zielone światło na naukę jednej z najtrudniejszych dziedzin magii? Czy wywołałoby to jej podziw, może pożądanie...?
Uspokój się - rozkazał sobie spokojnie w myślach, na moment odrywając wzrok od jasnowłosej Ślizgonki. Dwa wdechy i chęć popisywania się już mu przeszła. — To moje ogromne marzenie - opracować jakiś eliksir, który nie dość, że pomoże dużej ilości ludzi, to na dodatek przyniesie mi zysk. Win-win — powiedział, puszczając do dziewczyny oczko i na moment przeistaczając się z nadętego kujona w łobuzersko wyszczerzonego dzieciaka. — Myślę, że ciężko jest to wytłumaczyć, musiałbym ci pokazać, w których momentach pozwalam się prowadzić intuicji, a kiedy korzystam z surowych instrukcji. Czasami w eliksirach oprócz czystej wiedzy potrzebny jest po prostu łut szczęścia, któremu trochę pomożesz. Mamy skłonności do wyczuwania takich rzeczy, w końcu w naszych żyłach oprócz krwi krąży magia - czasem po prostu się coś czuje, zauważyłaś? Trzeba tylko wiedzieć, kiedy podążyć za instynktem — rzucił, chociaż tak na dobrą sprawę wcale nie musiało mieć to nic wspólnego z byciem magicznym bądź nie. W końcu niektórzy mugole też byli bardziej spostrzegawczy od innych.
Zasugerował delikatnie, że jest otwarty na rozmowę w innych okolicznościach. Może w Hogwarcie? Tu, na Pokątnej, oboje byli z własnymi sprawami i zajmowanie się krukońsko-ślizgońską dyskusją wydawało sie chłopakowi nieco nie na miejscu. Sam trochę się spieszył, chcąc jak najszybciej wrócić do domu i dokończyć zadane prace domowe. Nienawidził z nimi zwlekać.
Alan miał w sobie co nieco ze Ślizgona, ale nie uważał znajomości i siatki kontaktów za najważniejsze rzeczy w swoim życiu, również zawodowym. Nadrzędną wartością była dla niego wiedza, a w szerszym pojęciu - samorozwój. Do tego mógł przecież dążyć bez niczyjej pomocy, wręcz wolał działać samodzielnie i odpowiadać wyłącznie za swoje czyny. Chociaż jego charakterowi wiele można by było zarzucić pod kątem cech ślizgońskich, jak chociażby ogromną ambicję i cynizm, to jednak zamiłowanie do samodzielnego zdobywania szczytów czyniła z niego wybitnego Krukona.
— Kariera warzyciela ogromnie mnie kusi, chociaż ciężko mi się aż tak kierunkować. Musiałbym wtedy nieco zarzucić moją drugą wielką pasję, czyli transmutację. — Głos lekko mu zadrżał, gdy o tym powiedział - bynajmniej nie ze wzruszenia czy strachu, po prostu jego myśli na moment zmącił przebłysk pomysłu. A może by tak pochwalić się tej pięknej dziewczynie, jak ambitne transmutacyjne plany ma Alan? Że dostał już w trakcie wakacji zielone światło na naukę jednej z najtrudniejszych dziedzin magii? Czy wywołałoby to jej podziw, może pożądanie...?
Uspokój się - rozkazał sobie spokojnie w myślach, na moment odrywając wzrok od jasnowłosej Ślizgonki. Dwa wdechy i chęć popisywania się już mu przeszła. — To moje ogromne marzenie - opracować jakiś eliksir, który nie dość, że pomoże dużej ilości ludzi, to na dodatek przyniesie mi zysk. Win-win — powiedział, puszczając do dziewczyny oczko i na moment przeistaczając się z nadętego kujona w łobuzersko wyszczerzonego dzieciaka. — Myślę, że ciężko jest to wytłumaczyć, musiałbym ci pokazać, w których momentach pozwalam się prowadzić intuicji, a kiedy korzystam z surowych instrukcji. Czasami w eliksirach oprócz czystej wiedzy potrzebny jest po prostu łut szczęścia, któremu trochę pomożesz. Mamy skłonności do wyczuwania takich rzeczy, w końcu w naszych żyłach oprócz krwi krąży magia - czasem po prostu się coś czuje, zauważyłaś? Trzeba tylko wiedzieć, kiedy podążyć za instynktem — rzucił, chociaż tak na dobrą sprawę wcale nie musiało mieć to nic wspólnego z byciem magicznym bądź nie. W końcu niektórzy mugole też byli bardziej spostrzegawczy od innych.