15-03-2021, 03:04 PM
Wedny aż jęknęła w duchu, gdy jej dłonie zniknęły w większych, należących do Douglasa. Były ciepłe i miłe, chłopak wpatrywał się w nią z uwielbieniem i półwila zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę musi to robić. Czy nie mogłaby... nie. On nie jest dla mnie, przypominała sobie, choć jej postanowienie traciło na mocy. Spróbowała wyrwać dłonie z uścisku, ale trzymał mocno. Ten fakt ją zirytował i uczucie to rozlało się po niej w nienaturalnie szybkim tempie. Wpływ krwi jej matki sprawiał, że nie panowała nad swoimi emocjami w takim stopniu jak większość ludzi i krukon mógł się o tym niedługo przekonać.
Wzięła głęboki oddech, nim ponownie się odezwała. - Dobrze, powoli - zgodziła się. Niestety już za chwilę słowa zaczęły padać z jej ust w tempie jeszcze szybszym niż ostatnim razem. - Nie możemy być razem, bo nic do ciebie nie czuję. I ty do mnie też, pomyśl. To tylko dlatego, że jestem półwilą - po raz pierwszy w życiu miała nadzieję, że tak właśnie było. Ale przecież jej urok nie działał na odległość, a liczne listy chłopaka przeczyły jej słowom. Dlaczego, och dlaczego nie mogła zakochać się w Douglasie?? To prawda, że nie próbowała, ale... gdy jego usta dotknęły jej dłoni przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie... nie. Zaczynała tracić nad sobą kontrolę. - To nie twoja wina, omotałam cię...
Sama nie wydawała się w to wierzyć, ale choć starała się wyciągnąć dłoń spod ust Douglasa to okazało się to bardzo trudne. Jego spojrzenie utkwione w niej w tym momencie sprawiało, że czuła się jakby chodziły po niej robaki. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś takiego, ale to był pierwszy raz w jej życiu, gdy granice zostały przekroczone. Walczyła przede wszystkim o nie stracenie kontroli nad sobą na peronie. Była jednak pewna, że jej rysy wyostrzały się brzydko i pozostawało jej liczyć, że odstraszy go tym. - Powinniśmy się rozejść, inaczej mogę zrobić ci krzywdę. A ty narobisz mi poważnych problemów.
- Jack - ton jej głosu był lekko proszący, a sama Wendy zaczęła się rozglądać gorączkowo za ratunkiem. Najlepiej w postaci jej seniora, Becketta, bo chyba tylko on mógłby ją w tym momencie ocalić. - To moje ostatnie słowo. Puść mnie i daj mi odejść. - Po proszącym tonie nie było śladu, brzmiała teraz na mocno zdenerwowaną i każdy normalny człowiek uznałby to za sygnał do oddalenia się. Wyostrzone rysy nadawały jej twarzy złowrogiego wyrazu i powstrzymywała ją głównie świadomość, że jej reputacja nie pozbierałaby się po całkowitej stracie kontroli w tak zatłoczonym miejscu. - Żegnaj Douglas.
Zadanie: [6] To nie Twoja wina...
Uczestnicy: Wendy + MG
Wzięła głęboki oddech, nim ponownie się odezwała. - Dobrze, powoli - zgodziła się. Niestety już za chwilę słowa zaczęły padać z jej ust w tempie jeszcze szybszym niż ostatnim razem. - Nie możemy być razem, bo nic do ciebie nie czuję. I ty do mnie też, pomyśl. To tylko dlatego, że jestem półwilą - po raz pierwszy w życiu miała nadzieję, że tak właśnie było. Ale przecież jej urok nie działał na odległość, a liczne listy chłopaka przeczyły jej słowom. Dlaczego, och dlaczego nie mogła zakochać się w Douglasie?? To prawda, że nie próbowała, ale... gdy jego usta dotknęły jej dłoni przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie... nie. Zaczynała tracić nad sobą kontrolę. - To nie twoja wina, omotałam cię...
Sama nie wydawała się w to wierzyć, ale choć starała się wyciągnąć dłoń spod ust Douglasa to okazało się to bardzo trudne. Jego spojrzenie utkwione w niej w tym momencie sprawiało, że czuła się jakby chodziły po niej robaki. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś takiego, ale to był pierwszy raz w jej życiu, gdy granice zostały przekroczone. Walczyła przede wszystkim o nie stracenie kontroli nad sobą na peronie. Była jednak pewna, że jej rysy wyostrzały się brzydko i pozostawało jej liczyć, że odstraszy go tym. - Powinniśmy się rozejść, inaczej mogę zrobić ci krzywdę. A ty narobisz mi poważnych problemów.
- Jack - ton jej głosu był lekko proszący, a sama Wendy zaczęła się rozglądać gorączkowo za ratunkiem. Najlepiej w postaci jej seniora, Becketta, bo chyba tylko on mógłby ją w tym momencie ocalić. - To moje ostatnie słowo. Puść mnie i daj mi odejść. - Po proszącym tonie nie było śladu, brzmiała teraz na mocno zdenerwowaną i każdy normalny człowiek uznałby to za sygnał do oddalenia się. Wyostrzone rysy nadawały jej twarzy złowrogiego wyrazu i powstrzymywała ją głównie świadomość, że jej reputacja nie pozbierałaby się po całkowitej stracie kontroli w tak zatłoczonym miejscu. - Żegnaj Douglas.