15-03-2021, 03:54 PM
Niedoczekanie żeby przyjść na peron z rodzicami i przy nich stać jak kołek kiedy... Właśnie, można na przykłąd robić wszystko inne. Rok szkolny dla obu bliźniaków był wolnością i okresem gdy diabelstwo się z nich wylewało na codzień. Byli szarańczą, zarazą, i w zasadzie jedynymi osobami, którzy jakoś ich opanowywali, byli rodzice, przy czym matka musiała z reguły straszyć ich ojcem. W domu miało być spokojnie. Ale poza nim?
Piekło.
Dlatego jak tylko pojawili się na peronie, Ian nie dał matce szansy na żenujące pożegnanie i, absolutnie, żadnego całowania. Wstyd! Nie przy znajomych! Rozejrzał się pospiesznie, wyraźnie ożywiony, po peronie, już mysląc jak zacznie ten rok szkolny - a musiało być oczywiście z rozmachem!
- No to ja lecę, pa, do później! - rzucił nagle bez ostrzeżenia, machając krótko rodzicom i ledwo na nich zerkając żeby przypadkiem tata się nie przyczepił. A przynajmniej nie zdążył. Naturalnie Philip mógł z nim iść, ale mieli siebie na wyłączność całe wakacje, a nie byli typem muszącym koniecznie wszędzie chodzić razem. Zatem o ile Philip nie zmył się z nim, tyle go i on widział gdy Ślizgon wmieszał się w tłum ze swoim wózkiem z bagażami. Nie zaszedł szczególnie daleko, po drodze witając się z pojedynczymi osobami mniej lub bardziej przyjaźnie, gdy jego oczom ukazała się znajoma, Gryfońska sylwetka. Bardzo wrażliwa sylwetka... Ian uśmiechnął się w jasny sposób sugerując, że absolutnie nic dobrego nie przyszło mu do głowy i zaczął powolutku zakradać się za Maxwellem. Gdy był niedaleko za nim, puścił wózek by jak jakiś debil zacząć zbliżać się i nagle...
- BAAH! - nieopisany dźwięk mający przestraszyć, razem z gwałtownym "zaatakowaniem" Maxa ramionami w boki. Krzywdy zrobić mu nie chciał, jedynie go przestraszyć, i jeśli mu się udało... Dawno nie był tak szczęsliwą osobą, zaśmiewając się prawie do łez. - No siema, McKay. - rzucił przyjaźnie, szalenie z siebie dumny.
Zadanie: [8] Bu!
Uczestnicy: Maxwell McKay
Progress: Done, hyh
Piekło.
Dlatego jak tylko pojawili się na peronie, Ian nie dał matce szansy na żenujące pożegnanie i, absolutnie, żadnego całowania. Wstyd! Nie przy znajomych! Rozejrzał się pospiesznie, wyraźnie ożywiony, po peronie, już mysląc jak zacznie ten rok szkolny - a musiało być oczywiście z rozmachem!
- No to ja lecę, pa, do później! - rzucił nagle bez ostrzeżenia, machając krótko rodzicom i ledwo na nich zerkając żeby przypadkiem tata się nie przyczepił. A przynajmniej nie zdążył. Naturalnie Philip mógł z nim iść, ale mieli siebie na wyłączność całe wakacje, a nie byli typem muszącym koniecznie wszędzie chodzić razem. Zatem o ile Philip nie zmył się z nim, tyle go i on widział gdy Ślizgon wmieszał się w tłum ze swoim wózkiem z bagażami. Nie zaszedł szczególnie daleko, po drodze witając się z pojedynczymi osobami mniej lub bardziej przyjaźnie, gdy jego oczom ukazała się znajoma, Gryfońska sylwetka. Bardzo wrażliwa sylwetka... Ian uśmiechnął się w jasny sposób sugerując, że absolutnie nic dobrego nie przyszło mu do głowy i zaczął powolutku zakradać się za Maxwellem. Gdy był niedaleko za nim, puścił wózek by jak jakiś debil zacząć zbliżać się i nagle...
- BAAH! - nieopisany dźwięk mający przestraszyć, razem z gwałtownym "zaatakowaniem" Maxa ramionami w boki. Krzywdy zrobić mu nie chciał, jedynie go przestraszyć, i jeśli mu się udało... Dawno nie był tak szczęsliwą osobą, zaśmiewając się prawie do łez. - No siema, McKay. - rzucił przyjaźnie, szalenie z siebie dumny.