15-03-2021, 10:19 PM
Cóż, podobny żart mogący sugerować, że dziewczyna usiłuje wywiedzieć się jak głębokie są kieszenie Keighleyiów, byłby nawet w głowie Oriane kompletnie niewłaściwy, ponieważ po dłuższym namyśle mógł postawić również sytuację materialną Boleynów pod znakiem zapytania. Mógł, po tym namyśle, poddać w wątpliwość czy przypadkiem ten stary, stary ród nie próbuje oddać swojej jedynej dziedziczki w ręce bogaczy bo, być może, jego własne kieszenie potrzebują zrzucić ją i jej potrzeby finansowe na cudzą głowę. Oriane czuła się jednak bezpieczna pod tym względem - wiedziała, że nie wygląda biednie, wciąż też istniał fakt niedawnego zakupu aktualnego zamku oraz jego częściowej przebudowy. Jeśli ktoś ma wystarczająco złota, by zamek kupić i przerobić, i się przeprowadzić z kraju do kraju wciąż pozostając w posiadaniu poprzedniej nieruchomości? Cóż, nie ma tu zbyt wiele miejsca na wątpliwości.
Zaśmiała się bezgłośnie, leciutko mrużąc oczy w szczerej aprecjacji komplementu.
- Mam nadzieję, że niedostateczna pochwała mojej urody to najgorsze, co się o mnie mówi - odparła przewrotnie, leciutko unosząc jeden z kącików ust nieco wyżej, błyskając swoim szachrajskim podejściem do słownych potyczek.
Uwielbiała podobne sytuacje: gdzie swoją odpowiedzią sugerowała tak wiele, choć rzuciła tylko jednym zdaniem! Bo podobnym uśmieszkiem kobietki słodko-kwaśnej i podobnymi słowy nie potwierdzała, że również uważa się za bardziej niż po prostu piękną ale próżno w nich szukać zaprzeczenia; takimi słowami niby ciągnęła go za język, by zareagował na sugestię plotkowania w jakiś interesujący ją sposób a jednocześnie dodawała sobie tajemniczości: bo może rzeczywiście jest za tą prześliczną buzią coś mroczniejszego, fascynującego, czego nie wie nikt i och! może właśnie ON miał szansę ją pociągnąć za język, dotrzeć do tej ledwie zasugerowanej tajemnicy?
Lubiła mieć na sobie uwagę mężczyzn. Nic dziwnego więc, że wiedziała jak ją prowokować.
Na wspomnienie o Beaux uśmiech Ori złagodniał. Spuściła wzrok na kartę dań, przesunęła po jej brzegu kciukiem, przełykając sprawnie tęskne westchnienie. Wiedziała, że zmiana szkoły była powinnością wobec której próżno było dyskutować; że niepotrzebnie usiłowała wykłócić powrót do akademii, w końcu co by przyszło z przeprowadzki młodej Boleynówny do Anglii gdyby nie miała szansy dać się poznać Angielskiej puli potencjalnych sojuszników i wrogów?
- Nie sądzę, bym była w stanie powiedzieć coś, czego już nie opisują rozliczne teksty na temat szkoły - rozpoczęła, delikatnie unosząc brwi, jakby dla zaznaczenia, że oto właśnie chce wciągnąć Raphaela w nieco poważniejszą dyskusję. - Potrafię jednak, po godzinach studiów nad tekstami o Hogwarcie, wskazać główną różnicę, której dostrzeżenie jedynie zwielokrotniło mój szacunek wobec Académie de Magie Beauxbâtons. - Po tych słowy uniosła czarne, badawcze spojrzenie na twarz rozmówcy. Chciała dostrzec reakcję malującą się na jego obliczu w chwili zrozumienia, że widzi w Hogwarcie jakiś grzech, co jedynie ją do Angielskiej szkoły dodatkowo zniechęca.
Wbrew pozorom ta reakcja była ważna pod kątem ich potencjalnej wspólnej przyszłości. Czy młody Keighley ma otwarty umysł gotów usłyszeć potencjalnie podkopujące jego światopogląd słowa? A może jest zatwardziały w swoich drogach, antagonistyczny wobec wszelkich słów mogących ściągnąć pod kopułę jasnych włosów choćby ślad dysonansu rozpoznawczego? W najnudniejszym przypadku mógł też okazać się w swojej reakcji pustą muszlą, nudnym dzbankiem, którego zawartość stanowią cudze opinie, których ani nie uznaje za świętości do obrony ani za prawdy co mimo wszystko można podważyć?
Jednocześnie samą siebie przedstawiała jako dziewczę dyplomatyczne ale i śmiałe, posiadające własne zdanie. Nie była potencjalną domową kurą, milczącym a uśmiechniętym dopełnieniem obrazka, co jednocześnie mogło odstraszyć chłopca gdyby chciał kiwającą głową partnerkę bez opinii lub zachęcić jeżeli pragnął równorzędnej sobie partnerki bizneso... Ekhym. Potencjalnej żony.
Zaśmiała się bezgłośnie, leciutko mrużąc oczy w szczerej aprecjacji komplementu.
- Mam nadzieję, że niedostateczna pochwała mojej urody to najgorsze, co się o mnie mówi - odparła przewrotnie, leciutko unosząc jeden z kącików ust nieco wyżej, błyskając swoim szachrajskim podejściem do słownych potyczek.
Uwielbiała podobne sytuacje: gdzie swoją odpowiedzią sugerowała tak wiele, choć rzuciła tylko jednym zdaniem! Bo podobnym uśmieszkiem kobietki słodko-kwaśnej i podobnymi słowy nie potwierdzała, że również uważa się za bardziej niż po prostu piękną ale próżno w nich szukać zaprzeczenia; takimi słowami niby ciągnęła go za język, by zareagował na sugestię plotkowania w jakiś interesujący ją sposób a jednocześnie dodawała sobie tajemniczości: bo może rzeczywiście jest za tą prześliczną buzią coś mroczniejszego, fascynującego, czego nie wie nikt i och! może właśnie ON miał szansę ją pociągnąć za język, dotrzeć do tej ledwie zasugerowanej tajemnicy?
Lubiła mieć na sobie uwagę mężczyzn. Nic dziwnego więc, że wiedziała jak ją prowokować.
Na wspomnienie o Beaux uśmiech Ori złagodniał. Spuściła wzrok na kartę dań, przesunęła po jej brzegu kciukiem, przełykając sprawnie tęskne westchnienie. Wiedziała, że zmiana szkoły była powinnością wobec której próżno było dyskutować; że niepotrzebnie usiłowała wykłócić powrót do akademii, w końcu co by przyszło z przeprowadzki młodej Boleynówny do Anglii gdyby nie miała szansy dać się poznać Angielskiej puli potencjalnych sojuszników i wrogów?
- Nie sądzę, bym była w stanie powiedzieć coś, czego już nie opisują rozliczne teksty na temat szkoły - rozpoczęła, delikatnie unosząc brwi, jakby dla zaznaczenia, że oto właśnie chce wciągnąć Raphaela w nieco poważniejszą dyskusję. - Potrafię jednak, po godzinach studiów nad tekstami o Hogwarcie, wskazać główną różnicę, której dostrzeżenie jedynie zwielokrotniło mój szacunek wobec Académie de Magie Beauxbâtons. - Po tych słowy uniosła czarne, badawcze spojrzenie na twarz rozmówcy. Chciała dostrzec reakcję malującą się na jego obliczu w chwili zrozumienia, że widzi w Hogwarcie jakiś grzech, co jedynie ją do Angielskiej szkoły dodatkowo zniechęca.
Wbrew pozorom ta reakcja była ważna pod kątem ich potencjalnej wspólnej przyszłości. Czy młody Keighley ma otwarty umysł gotów usłyszeć potencjalnie podkopujące jego światopogląd słowa? A może jest zatwardziały w swoich drogach, antagonistyczny wobec wszelkich słów mogących ściągnąć pod kopułę jasnych włosów choćby ślad dysonansu rozpoznawczego? W najnudniejszym przypadku mógł też okazać się w swojej reakcji pustą muszlą, nudnym dzbankiem, którego zawartość stanowią cudze opinie, których ani nie uznaje za świętości do obrony ani za prawdy co mimo wszystko można podważyć?
Jednocześnie samą siebie przedstawiała jako dziewczę dyplomatyczne ale i śmiałe, posiadające własne zdanie. Nie była potencjalną domową kurą, milczącym a uśmiechniętym dopełnieniem obrazka, co jednocześnie mogło odstraszyć chłopca gdyby chciał kiwającą głową partnerkę bez opinii lub zachęcić jeżeli pragnął równorzędnej sobie partnerki bizneso... Ekhym. Potencjalnej żony.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.