16-03-2021, 01:27 AM
Nowy rok szkolny. Czy to nie brzmiało cudownie? No dobrze, z całą pewnością nie dla każdego, ale Lavi był typem człowieka, który nie miał zupełnie niczego przeciwko nauce. Owszem, trochę bolał go fakt, że po raz kolejny będzie musiał zostawić swoją mamę samą, ale sądząc po tym, że jeden z jej przyjaciół coraz częściej pojawiał się u nich w domu, zaczynał sądzić, że już niedługo być może będzie miał kolejnego “tatę”. Nie wiedział nawet czy mu to przeszkadza, czy nie, bo z jednej strony chciał, aby jego rodzicielka była szczęśliwa, ale z drugiej jakoś nie pałał zbyt wielką sympatią do tamtego kolesia. Uznał więc ostatecznie, że czas pokaże, jak to wszystko się rozwinie.
-Mamo, poradzę sobie. Nie musisz ze mną iść - uśmiechnął się do kobiety, stojąc przed murem pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym. Nie było sensu, aby przechodziła razem z nim, skoro czekał na nią Ben. Mało oryginalne imię, ale nie powinien go chyba specjalnie szykanować, co?
Ucałował ją w policzek, machając, zanim ostatecznie wbiegł na mur, przez który przeleciał. Cud, że po drugiej stronie na nikogo nie wpadł, bo ludzie mieli jednak tendencję bezmyślnego tarasowania tego fragmentu. A później się dziwić, że w szkolnej gazetce pojawiały się informacje, że jeszcze na peronie były wypadki.
Rozejrzał się, szukając osoby, z którą mógłby porozmawiać. Nie był specjalnie towarzyski, ale też nie był jakiś wyalienowanym osobnikiem, który stronił od towarzystwa. Akurat w pociągu było ono całkiem pożądane. Wszak czekała ich kilkugodzinna jazda.
Przecisnął się przez zwarty tłum, chcąc dojść do miejsca, w którym było większe przeludnienie. Po drodze dostrzegł rudą Krukonkę, która wywaliłą zawartość swojego kufra. No i po co? Czy w taki sposób chciała wzbudzić zainteresowanie? Chociaż po co się zastanawiał, wszak Montrose była jednym wielkim chodzącym kłopotem.
Minął jej kolorową bieliznę, jedynie lekko się uśmiechając. Ciekawe ilu kolesi tutaj już miało ciasno w majtkach na sam widok.
Pchnął wózek, ostatecznie znajdując się bardziej na uboczu. No, teraz będzie mógł odetchnąć.
-Mamo, poradzę sobie. Nie musisz ze mną iść - uśmiechnął się do kobiety, stojąc przed murem pomiędzy peronem dziewiątym i dziesiątym. Nie było sensu, aby przechodziła razem z nim, skoro czekał na nią Ben. Mało oryginalne imię, ale nie powinien go chyba specjalnie szykanować, co?
Ucałował ją w policzek, machając, zanim ostatecznie wbiegł na mur, przez który przeleciał. Cud, że po drugiej stronie na nikogo nie wpadł, bo ludzie mieli jednak tendencję bezmyślnego tarasowania tego fragmentu. A później się dziwić, że w szkolnej gazetce pojawiały się informacje, że jeszcze na peronie były wypadki.
Rozejrzał się, szukając osoby, z którą mógłby porozmawiać. Nie był specjalnie towarzyski, ale też nie był jakiś wyalienowanym osobnikiem, który stronił od towarzystwa. Akurat w pociągu było ono całkiem pożądane. Wszak czekała ich kilkugodzinna jazda.
Przecisnął się przez zwarty tłum, chcąc dojść do miejsca, w którym było większe przeludnienie. Po drodze dostrzegł rudą Krukonkę, która wywaliłą zawartość swojego kufra. No i po co? Czy w taki sposób chciała wzbudzić zainteresowanie? Chociaż po co się zastanawiał, wszak Montrose była jednym wielkim chodzącym kłopotem.
Minął jej kolorową bieliznę, jedynie lekko się uśmiechając. Ciekawe ilu kolesi tutaj już miało ciasno w majtkach na sam widok.
Pchnął wózek, ostatecznie znajdując się bardziej na uboczu. No, teraz będzie mógł odetchnąć.