16-03-2021, 11:32 PM
Po chwili namysłu skinął głową w niemej zgodzie z jej słowami.
- Może i tak. Zależy na kogo trafisz. Jakby, mnie Ślizgoni nie przerażają i w sumie nie wiem o co wszystkim chodzi, jedynie większość nie jest zbyt otwarta na innych, a chłód wzbudza nieufność, więc się ich z przezorności unika.
Całkiem zabawne, że to mówił, jednocześnie zupełnie nie myśląc o tym, że trochę podsumował samego siebie w jednym zdaniu. Cóż, nie miało to już teraz większego znaczenia skoro na Puchonkę nieco się otworzył, ale wciąż to zdanie pozostawało ironiczne w ustach tego chłopca.
Na skakanie Saoirse dookoła i próby bycia "większą" Romilly wyraźnie próbował się nie uśmiechnąć, jednak mimowolnie na jego usta wkradł się grymas rozbawienia. Przewrócił za chwilę oczami, odwracając wzrok by jakoś siebie rozproszyć, bo głupio mu nieco było, że jakoś nie umiał przy niej się tak opanowywać jak normalnie. Nie zwrócił nawet uwagi, że przez wstrzymywany, choć nieumiejętnie, uśmiech, włosy delikatnie mu się pofalowały niczym lekko wzburzona tafla wody. Urocze.
Uniósł brwi na jej lekko obronne słowa, patrząc na nią z lekka wymownie i bez przekonania. To nie tak, że nie wierzył, że się przetarabani przez tłum. W zasadzie nawet umiał to sobie doskonale zwizualizować. Raczej zastanawiało go czy to jej charakter czy tylko chęć udowodnienia czegoś. Wrodzona nieufność, naturalnie, nawet jeśli tym razem nieświadomie podważał Saoirse ze zwykłego doszukiwania się nieszczerości.
- Tężyźnie fizycznej mówisz... - Powtórzył absolutnie bez przekonania. - Wiesz, ja wierzę, że byłabyś w stanie teoretycznie staranować wszystkich byleby dostać się do podręcznika, albo chociaż spróbować. Jedynie to nie brzmi na metody w twoim stylu. - Wzruszył ramieniem, podnosząc podręcznik, którego mu brakowało. Bez zastanowienia powąchał środek, uchylając lekko strony. Lubił zapach papieru, nowego druku. Było w tym coś... Coś.
Zaraz jednak pospiesznie, jakby zdał sobie sprawę, że troszkę było to durne, opuścił książkę, odchrząkując i kierując się po drugi podręcznik, jakiego mu brakowało.
- Często są u was imprezy rodzinne? - rzucił przy tym żeby jakoś narzucić temat inny niż bieżące.
- Może i tak. Zależy na kogo trafisz. Jakby, mnie Ślizgoni nie przerażają i w sumie nie wiem o co wszystkim chodzi, jedynie większość nie jest zbyt otwarta na innych, a chłód wzbudza nieufność, więc się ich z przezorności unika.
Całkiem zabawne, że to mówił, jednocześnie zupełnie nie myśląc o tym, że trochę podsumował samego siebie w jednym zdaniu. Cóż, nie miało to już teraz większego znaczenia skoro na Puchonkę nieco się otworzył, ale wciąż to zdanie pozostawało ironiczne w ustach tego chłopca.
Na skakanie Saoirse dookoła i próby bycia "większą" Romilly wyraźnie próbował się nie uśmiechnąć, jednak mimowolnie na jego usta wkradł się grymas rozbawienia. Przewrócił za chwilę oczami, odwracając wzrok by jakoś siebie rozproszyć, bo głupio mu nieco było, że jakoś nie umiał przy niej się tak opanowywać jak normalnie. Nie zwrócił nawet uwagi, że przez wstrzymywany, choć nieumiejętnie, uśmiech, włosy delikatnie mu się pofalowały niczym lekko wzburzona tafla wody. Urocze.
Uniósł brwi na jej lekko obronne słowa, patrząc na nią z lekka wymownie i bez przekonania. To nie tak, że nie wierzył, że się przetarabani przez tłum. W zasadzie nawet umiał to sobie doskonale zwizualizować. Raczej zastanawiało go czy to jej charakter czy tylko chęć udowodnienia czegoś. Wrodzona nieufność, naturalnie, nawet jeśli tym razem nieświadomie podważał Saoirse ze zwykłego doszukiwania się nieszczerości.
- Tężyźnie fizycznej mówisz... - Powtórzył absolutnie bez przekonania. - Wiesz, ja wierzę, że byłabyś w stanie teoretycznie staranować wszystkich byleby dostać się do podręcznika, albo chociaż spróbować. Jedynie to nie brzmi na metody w twoim stylu. - Wzruszył ramieniem, podnosząc podręcznik, którego mu brakowało. Bez zastanowienia powąchał środek, uchylając lekko strony. Lubił zapach papieru, nowego druku. Było w tym coś... Coś.
Zaraz jednak pospiesznie, jakby zdał sobie sprawę, że troszkę było to durne, opuścił książkę, odchrząkując i kierując się po drugi podręcznik, jakiego mu brakowało.
- Często są u was imprezy rodzinne? - rzucił przy tym żeby jakoś narzucić temat inny niż bieżące.