17-03-2021, 06:47 PM
Powolne kroki, drobne, malutkie, robione przez małe stópki aniołka rodziców, jedynej córeczki, najmłodszego oczka w głowie i bąbelka ukochanego - Lilith Royce wkroczyła na peron z rozpromienioną twarzyczką, trzymając mamę za rękę kiedy tata tachał jej walizki wraz z sową i kociakiem, którego sobie zażyczyła. Żadne ze zwierząt nie było zachwycone z podróży, chociaż sowa była przynajmniej ponuro-spokojna, podczas gdy kot burczał lub syczał gdy ktoś przechodził za blisko. Czy Lilith się tym przejmowała? Absolutnie. Przecież to jej ukochana Misty, a jak ktoś ma z tym problem, tatuś go rozwiąże, starczy się poskarżyć.
- Lily, kochanie, zobacz jaki ogromny pociąg! Cudowny, prawda? Jestem tak podekscytowana, nie mogę się doczekać aż nauczysz się swoich pierwszych zaklęć albo uwarzysz eliksir. Moja mała córunia dorasta, ah... - szczebiotała matka, pod koniec głaszcząc Lilith po główce. Choć dziewczynka jej na to pozwoliła, nie była z tego zadowolona. W zasadzie, zaczynała uważać, że jej matka bywa tępawa, choć czasem faktycznie mówiła z sensem. Cóż, nie można mieć wszystkiego, ładna była i bogata. To chyba te ważniejsze cechy?
- Musisz pamiętać żeby być miłą dla koleżanek i kolegów. Ale dla kolegów nie aż tak bardzo, dobrze? Pilnuj jej, Landon.
- Mhm. - mruknął ponuro starszy brat, wyraźnie niezbyt się kwapiąc do obskakiwania siostry jak rodzice. Jak żaden z braci, w zasadzie. W porównaniu do rodzicieli, oni wiedzieli, że to dziecko to wcielenie zła.
- Oh Theo, nie mów jej tak! - obruszyła się matka.
- Ależ skarbie, niech wie, że chłopcy potrafią być złośliwi, trzeba na nich uważać!
- Każdy potrafi, a jestem pewna, że nasza córcia sobie poradzi. Prawda skarbie? Pokaż im, a jakby cokolwiek złego się działo, pisz od razu i już my postaramy się zrobić co możemy żeby ci pomóc, dobrze? Albo poproś o pomoc brata.
- Tak mamusiu. - Odpowiedziała Lilith z uśmiechem. To było dla niej wygodne i oczywiście, że oczekiwała, że w razie jakiegokolwiek problemu staną na głowie by jej pomóc. Nie akceptowała innej możliwości! Byli jej rodzicami, to ich psi obowiązek. Poza tym, chyba zasłużyła? Przecież była grzeczna. Widziała jak Landon przewrócił oczami. Wszyscy bracia byli strasznie zazdrośni o faworyzację rodziców, ale co, przecież ona nikogo nie zmusza!
- Moja śliczna. - Zaćwierkała mama ucieszona. - Kieszonkowe masz w sakiewce kochanie, możesz sobie po drodze kupić coś dobrego, na pewno miła pani będzie sprzedawać słodycze. Tylko nie zjedz za dużo, bo będzie ci niedobrze.
- Dobrze mamusiu. - powtórzyła potulnie. Nauczyła się dawno temu, że im milsza i słodsza jest, tym więcej dostaje w zamian.
- A w walizce, jak będziesz się rozpakowywać, masz ode mnie prezent żeby ci było łatwiej się poczuć jak u siebie. - dodał ojciec, na co Lilith usmiechnęła się wesoło, rozradowana.
- Czemu ja nie dostaję prezentów? - mruknął rozdrażniony brat.
- Oh, wspaniale, a co to takiego? - zawołała entuzjastycznie, zupełnie go ignorując, tak samo jak rodzice. Tata roześmiał się wesoło.
- Zobaczysz na miejscu, inaczej niespodzianka się nie liczy.
Już wiedziała, że kocha tą szkołę, jeszcze nie dotarła, a już tyle dobrego!
- Lily, kochanie, zobacz jaki ogromny pociąg! Cudowny, prawda? Jestem tak podekscytowana, nie mogę się doczekać aż nauczysz się swoich pierwszych zaklęć albo uwarzysz eliksir. Moja mała córunia dorasta, ah... - szczebiotała matka, pod koniec głaszcząc Lilith po główce. Choć dziewczynka jej na to pozwoliła, nie była z tego zadowolona. W zasadzie, zaczynała uważać, że jej matka bywa tępawa, choć czasem faktycznie mówiła z sensem. Cóż, nie można mieć wszystkiego, ładna była i bogata. To chyba te ważniejsze cechy?
- Musisz pamiętać żeby być miłą dla koleżanek i kolegów. Ale dla kolegów nie aż tak bardzo, dobrze? Pilnuj jej, Landon.
- Mhm. - mruknął ponuro starszy brat, wyraźnie niezbyt się kwapiąc do obskakiwania siostry jak rodzice. Jak żaden z braci, w zasadzie. W porównaniu do rodzicieli, oni wiedzieli, że to dziecko to wcielenie zła.
- Oh Theo, nie mów jej tak! - obruszyła się matka.
- Ależ skarbie, niech wie, że chłopcy potrafią być złośliwi, trzeba na nich uważać!
- Każdy potrafi, a jestem pewna, że nasza córcia sobie poradzi. Prawda skarbie? Pokaż im, a jakby cokolwiek złego się działo, pisz od razu i już my postaramy się zrobić co możemy żeby ci pomóc, dobrze? Albo poproś o pomoc brata.
- Tak mamusiu. - Odpowiedziała Lilith z uśmiechem. To było dla niej wygodne i oczywiście, że oczekiwała, że w razie jakiegokolwiek problemu staną na głowie by jej pomóc. Nie akceptowała innej możliwości! Byli jej rodzicami, to ich psi obowiązek. Poza tym, chyba zasłużyła? Przecież była grzeczna. Widziała jak Landon przewrócił oczami. Wszyscy bracia byli strasznie zazdrośni o faworyzację rodziców, ale co, przecież ona nikogo nie zmusza!
- Moja śliczna. - Zaćwierkała mama ucieszona. - Kieszonkowe masz w sakiewce kochanie, możesz sobie po drodze kupić coś dobrego, na pewno miła pani będzie sprzedawać słodycze. Tylko nie zjedz za dużo, bo będzie ci niedobrze.
- Dobrze mamusiu. - powtórzyła potulnie. Nauczyła się dawno temu, że im milsza i słodsza jest, tym więcej dostaje w zamian.
- A w walizce, jak będziesz się rozpakowywać, masz ode mnie prezent żeby ci było łatwiej się poczuć jak u siebie. - dodał ojciec, na co Lilith usmiechnęła się wesoło, rozradowana.
- Czemu ja nie dostaję prezentów? - mruknął rozdrażniony brat.
- Oh, wspaniale, a co to takiego? - zawołała entuzjastycznie, zupełnie go ignorując, tak samo jak rodzice. Tata roześmiał się wesoło.
- Zobaczysz na miejscu, inaczej niespodzianka się nie liczy.
Już wiedziała, że kocha tą szkołę, jeszcze nie dotarła, a już tyle dobrego!