18-03-2021, 12:06 AM
Serce to mu niemalże zamarło po tym komentarzu młodszej siostry. Złapał się za klatkę piersiową tak gwałtownie, że wyglądało to bardziej śmiesznie niż dramatycznie. — Zraniłaś mnie teraz, Octavio... zraniłaś wręcz na wskroś. Nawet tona czekoladowych żab nie wyleczy teraz mojego złamanego serca, ale... — W tym momencie tuż przed nimi śmignął rozpędzony wózek, a Arthur w ostatniej chwili zdążył pociągnąć małą blondyneczkę w swoją stronę. Kto by pomyślał, że na peronie czyha tyle niebezpieczeństw. Ku zdumieniu chłopaka, w ślad za morderczym wózkiem leciał nie kto inny, jak jego najbliższy przyjaciel - Teddy Gilmore! — TADZIUUUU...! — zawołał za nim, jednak Puchon był jak w transie. Crawford nie zdążył zbyt wiele zrobić czy powiedzieć, bo nagle siostra zaczęła ciągnąć go za rękę jeszcze natarczywiej, wskazując bliżej nieokreślony kierunek.
— Co, gdzie? O, faktycznie! Hej, Kitty! — Z wysokości niemal dwóch metrów dużo łatwiej było przeczesywać tak liczny tłum w poszukiwaniu charakterystycznych, różowych włosów. Ogromny Puchon, jakim był w końcu Arthur, mógł pruć przez skupisko ludzi jak prawdziwy lodołamacz, co zresztą zaraz zaczął uskuteczniać, ciągnięty przez Ocatvię, niemal dwukrotnie od niego mniejszą. Już niemal dotarli do jego przyjaciółki, kiedy ta wplątała się w objęcia jakiegoś typka, którego Arthur niby kojarzył, ale ciężko było nie znać chociaż z twarzy większości uczniów Hogwartu. Miał problem z młodszymi dzieciakami, bo co roku ich przecież tylu przybywało, ale starszych w większości kojarzył, jeśli nie z nazwiska, to chociaż mniej więcej po klasach i domach. — Znając życie to zaraz poznasz nowe koleżanki i zapomnisz, że w ogóle masz brata — mruknął Arthur, rozglądając się w poszukiwaniu rodziców, którzy gdzieś im zniknęli. Głupio by było się nie pożegnać przed szukaniem znajomych i włażeniem do pociągu, chociaż zarówno historia Kitty, jak i losy Tadka, który przepadł gdzieś w tłumie razem z wózkiem, bardzo Crawforda intrygowały.
— Co, gdzie? O, faktycznie! Hej, Kitty! — Z wysokości niemal dwóch metrów dużo łatwiej było przeczesywać tak liczny tłum w poszukiwaniu charakterystycznych, różowych włosów. Ogromny Puchon, jakim był w końcu Arthur, mógł pruć przez skupisko ludzi jak prawdziwy lodołamacz, co zresztą zaraz zaczął uskuteczniać, ciągnięty przez Ocatvię, niemal dwukrotnie od niego mniejszą. Już niemal dotarli do jego przyjaciółki, kiedy ta wplątała się w objęcia jakiegoś typka, którego Arthur niby kojarzył, ale ciężko było nie znać chociaż z twarzy większości uczniów Hogwartu. Miał problem z młodszymi dzieciakami, bo co roku ich przecież tylu przybywało, ale starszych w większości kojarzył, jeśli nie z nazwiska, to chociaż mniej więcej po klasach i domach. — Znając życie to zaraz poznasz nowe koleżanki i zapomnisz, że w ogóle masz brata — mruknął Arthur, rozglądając się w poszukiwaniu rodziców, którzy gdzieś im zniknęli. Głupio by było się nie pożegnać przed szukaniem znajomych i włażeniem do pociągu, chociaż zarówno historia Kitty, jak i losy Tadka, który przepadł gdzieś w tłumie razem z wózkiem, bardzo Crawforda intrygowały.