18-03-2021, 12:50 AM
Chodzenie po różnych częściach szkoły było dla Olivera codziennością, głównie dlatego, że się gubił za sprawą własnych myśli, ewentualnie swojego kota, którego przecież musiał ganiać, żeby nie stała mu się krzywda. Nic dziwnego, że mógł się pochwalić pokaźną liczbą odhaczonych komnat i korytarzy, w których kiedykolwiek był.
Dzisiaj jednak wszystko działo się zgodnie z planami Puchona, który uznał, że wychodząc na błonia najlepiej będzie użyć skrótu. Prawdę powiedziawszy nie miał ochoty na starcie z żadnym Ślizgonem, a ostatnio dość sporo się ich kręciło po okolicy, zważywszy na fakt, że mieli pokoje wspólne obok siebie. Mało pocieszające.
Boczny korytarz brzmiał wspaniale, z czym zgodziła się również Pan Kot, leniwie przeciągając się na fotelu i czekający, aż Oliver ostatecznie się zbierze.
Zabrał pandę, schował również kilka słodkich przekąsek i wyszedł drepczącym za nim czworonogiem, witając się z kolegami z domu.
Znalazł się u wejścia na schody, których miał całkiem sporo do pokonania. Nie stanowiło to dla niego najmniejszego problemu, lubił po nich chodzić. Uśmiechnął się, wskakując na każdy z nich, uważając, aby przypadkiem się nie wywrócić.
Idąc dość nieostrożnie, mało myśli poświęcając na schody, zachwiał się lekko, omal nie upadając. Udało mu się równowagę zachować.
-Widzisz, Kocie, mamy dzisiaj szczęście - uśmiechnął się do zwierzaka, uśmiechając się do niego. Przeżył i nie spadł na dół, co było osiągnięciem. Wspiął się wyżej, sprawdzając tym razem, czy przypadkiem jakiegoś schodka nie brakuje.
I tu pojawiło się kolejne zaskoczenie - siedząca na schodach Gryfonka, która mruczała coś w dziwnym języku.
-Em… wszystko w porządku? - zagadnął do niej, bo kto ostatecznie siedzi na schodach, na których zawsze może się coś stać?
Kucnął przed nią, uważnie jej się przyglądając. Wolał mieć pewność, czy przypadkiem nie potrzebowała interwencji pielęgniarza.
Dzisiaj jednak wszystko działo się zgodnie z planami Puchona, który uznał, że wychodząc na błonia najlepiej będzie użyć skrótu. Prawdę powiedziawszy nie miał ochoty na starcie z żadnym Ślizgonem, a ostatnio dość sporo się ich kręciło po okolicy, zważywszy na fakt, że mieli pokoje wspólne obok siebie. Mało pocieszające.
Boczny korytarz brzmiał wspaniale, z czym zgodziła się również Pan Kot, leniwie przeciągając się na fotelu i czekający, aż Oliver ostatecznie się zbierze.
Zabrał pandę, schował również kilka słodkich przekąsek i wyszedł drepczącym za nim czworonogiem, witając się z kolegami z domu.
Znalazł się u wejścia na schody, których miał całkiem sporo do pokonania. Nie stanowiło to dla niego najmniejszego problemu, lubił po nich chodzić. Uśmiechnął się, wskakując na każdy z nich, uważając, aby przypadkiem się nie wywrócić.
Idąc dość nieostrożnie, mało myśli poświęcając na schody, zachwiał się lekko, omal nie upadając. Udało mu się równowagę zachować.
-Widzisz, Kocie, mamy dzisiaj szczęście - uśmiechnął się do zwierzaka, uśmiechając się do niego. Przeżył i nie spadł na dół, co było osiągnięciem. Wspiął się wyżej, sprawdzając tym razem, czy przypadkiem jakiegoś schodka nie brakuje.
I tu pojawiło się kolejne zaskoczenie - siedząca na schodach Gryfonka, która mruczała coś w dziwnym języku.
-Em… wszystko w porządku? - zagadnął do niej, bo kto ostatecznie siedzi na schodach, na których zawsze może się coś stać?
Kucnął przed nią, uważnie jej się przyglądając. Wolał mieć pewność, czy przypadkiem nie potrzebowała interwencji pielęgniarza.