20-03-2021, 11:46 AM
O trytonach wiedział jedynie tyle ile musiał, żeby przejść do następnej klasy. Nigdy nie był dobry z ONMS, a także z Zielarstwa. Historia Magii wychodziła mu jako tako, zdecydowanie bardziej wolał praktyczne zajęcia, jak na przykład Zaklęcia i uroki, Eliksiry lub Transmutację, którą to uwielbiał szczególnie po swojej ciotce. Wydawać by się mogło, że talent i pasja do pewnych dziedzin magicznych są we krwi, możliwe, że była w tym nutka prawdy. Nie mniej już od pierwszej klasy Malcolm wykazywał się szczególnym talentem w kierunku transmutacji.
Tak więc McGonagall chłodził swoje ciało w przyjemnej wodzie, nurkował, bawił się, jakby nadal był jedynie małym dzieckiem. Trochę radości zawsze się komuś przydało w życiu, a poza tym przynajmniej nie rozrabiał w szkole, więc już lepiej żeby siedział w jeziorze na błoniach Hogwartu.
I może by sobie tak w spokoju pływał, gdyby nie dziwny skrzek, który zmroził mu krew żyłach. Krzyknął jedynie i zaczął z powrotem płynąć w kierunku pomostu. Trzeba było przyznać, że adrenalina, która mu w tej chwili buzowała we krwi niczym wrzący eliksir, sprawiła, że on nie płynął a zdawałoby się jakoby ciął wodę rękoma i nogami. Jego mięśnie zaczęły go po chwili boleć, jednakże wizja utraty życia motywowała go do tego, żeby jak najszybciej znaleźć się na molo. Ba! To nie wszystko. Kiedy tylko dopłynął do molo, z niemalże nadludzką siłą wspiął się na nie i przerażony spojrzał w stronę wody. Jednakże wydawała się być spokojna. Dopiero po chwili zorientował się, że nad nim góruje jakaś ciemnoskóra dziewczyna o wyraźnie Latynoskiej urodzie.
- Cześć - powiedział do niej i położył rękę w miejscu, gdzie znajdowało się serce, tylko po to, aby poczuć jak żyje. - Na brodę Merlina, myślałem, że się zesram w tej wodzie. Pływam sobie spokojnie i nagle słyszę skrzek. Nie wiedziałem czy zdążę uciec - wytłumaczył, tak w razie czego, jakby dziewczyna miała pytania dlaczego Malcolm zachowuje się w tak dziwny sposób. - Czekaj... to ty tak skrzeczałaś? - spytał się w końcu. Tak olśniło go nagle, że dźwięk nie niósł się przecież od jeziora a bardziej od strony lądu.
Tak więc McGonagall chłodził swoje ciało w przyjemnej wodzie, nurkował, bawił się, jakby nadal był jedynie małym dzieckiem. Trochę radości zawsze się komuś przydało w życiu, a poza tym przynajmniej nie rozrabiał w szkole, więc już lepiej żeby siedział w jeziorze na błoniach Hogwartu.
I może by sobie tak w spokoju pływał, gdyby nie dziwny skrzek, który zmroził mu krew żyłach. Krzyknął jedynie i zaczął z powrotem płynąć w kierunku pomostu. Trzeba było przyznać, że adrenalina, która mu w tej chwili buzowała we krwi niczym wrzący eliksir, sprawiła, że on nie płynął a zdawałoby się jakoby ciął wodę rękoma i nogami. Jego mięśnie zaczęły go po chwili boleć, jednakże wizja utraty życia motywowała go do tego, żeby jak najszybciej znaleźć się na molo. Ba! To nie wszystko. Kiedy tylko dopłynął do molo, z niemalże nadludzką siłą wspiął się na nie i przerażony spojrzał w stronę wody. Jednakże wydawała się być spokojna. Dopiero po chwili zorientował się, że nad nim góruje jakaś ciemnoskóra dziewczyna o wyraźnie Latynoskiej urodzie.
- Cześć - powiedział do niej i położył rękę w miejscu, gdzie znajdowało się serce, tylko po to, aby poczuć jak żyje. - Na brodę Merlina, myślałem, że się zesram w tej wodzie. Pływam sobie spokojnie i nagle słyszę skrzek. Nie wiedziałem czy zdążę uciec - wytłumaczył, tak w razie czego, jakby dziewczyna miała pytania dlaczego Malcolm zachowuje się w tak dziwny sposób. - Czekaj... to ty tak skrzeczałaś? - spytał się w końcu. Tak olśniło go nagle, że dźwięk nie niósł się przecież od jeziora a bardziej od strony lądu.