20-03-2021, 11:50 PM
Owszem, angielski, francuski, włoski czy hiszpański całkiem dobrze wychodziły Malcolmowi, który był z tymi językami obeznany praktycznie od maleńkości. Jednakże w obecnej sytuacji mówienie w języku trytonów zdecydowanie bardziej by mu się przydało, gdyby jeden z nich się do niego doczepił. Na przykład mógłby powiedzieć mu, że już sobie idzie... to znaczy odpływa.
Mięśnie powoli odpuszczały i rozluźniły się po nagłym zrywie. Na szczęście nie dostał przepukliny, aczkolwiek podobno czarodzieje byli nieco odporniejsi na pewne schorzenia i problemy fizyczne w przeciwieństwie do mugolów. Jakby się zastanowić to możliwe, że była w tym nutka prawdy, Malcolm na przykład nie pamiętał, kiedy ostatni raz był przeziębiony.
- Okej, jednak wróćmy do kwestii mojego bezpieczeństwa, czyli tryton by mnie nie zaatakował? Wiesz, ONSM mnie mało interesował podczas kariery naukowej w Hogwarcie, tak samo jak Zielarstwo. Zawsze wolałem bardziej mistyczne doznania, że tak to ujmę - odparował dziewczynie. - Ale zgadzam się, komunikacja międzygatunkowa jest ważna, chociażby między innymi do tego, żeby wytłumaczyć innym gatunkom, że nie jesteśmy groźni i nie trzeba nas zabijać na każdym kroku - dodał na dokładkę.
Rozciągnął zmęczone mięśnie i na wszelki wypadek spojrzał jeszcze raz w stronę jeziora, tak jakby chciał się upewnić, że nic nagle nie wyskoczy spod tafli i nie rzuci się na niego chcąc na przykład pozbawić go reszty długiego, ale jakże pięknego życia.
- W zasadzie dotąd nie podejrzewałem, że będę trytońskiego potrzebował, ale chyba zmienię swoje spojrzenie na ten temat i bardziej się zainteresuje możliwościami, jakie niesie nauka tego języka - odparł wyjątkowo elokwentnie jak na siebie. Wbrew pozorom czasami u Malcolma objawiały się przejawiały geniuszu, w końcu był krukonem, prawda?
Słysząc z ust dziewczyny, że go kojarzy, uśmiechnął się szeroko. Był znany, to dobrze. Zresztą jak tutaj nie znać krukona, który bił rekordy w zaliczeniu szlabanów, a przecież jego dom zawsze uchodził za ten ułożony, idealny i w ogóle cudowny. Byli w końcu kujonami, najlepszymi uczniami Hogwartu. Oczywiście Malcolm kochał naukę! Ba! Pomimo tego, że tracił punkty domu przez głupie zachowanie to jednak na lekcjach był tak aktywny, że nierzadko nadrabiał te utracone punkty, a nawet zyskiwał ich ponad to! W szczególności dotyczyło to oczywiście transmutacji, w końcu nazwisko zobowiązywało.
- Tak, to ja. Kurde, już jestem tak popularny? Ej jeśli tak to gdzie mój fanklub i harem przystojniaków dla mnie? - spytał, chociaż to oczywiście był bardziej żart niż faktycznie stwierdzenie. Mimo wszystko haremem przystojnych facetów z całą pewnością by nie pogardził. - Stereotypy? Błagam cię! One są po to, żeby szokować ludzi. Wiesz, ktoś pomyśli, że będzie miał do czynienia z dojrzałym emocjonalnie człowiekiem, a ty nagle rzucasz łajnobombę i spierniczasz z miejsca zdarzenia najszybciej, jak się tylko da. Swoją drogą też Cię kojarzę, jesteś Aurora, nie? Z Huffelpuffu. Wiesz, że mało brakowało, abym tam trafił. Tiara potrzebowała ponad sześć minut, żeby jednak mnie dać do niebieskiej drużyny. Może nawet lepiej, nie żebym umniejszał znaczenie twojego domu, ale żółty to zdecydowanie nie mój kolor.
Mięśnie powoli odpuszczały i rozluźniły się po nagłym zrywie. Na szczęście nie dostał przepukliny, aczkolwiek podobno czarodzieje byli nieco odporniejsi na pewne schorzenia i problemy fizyczne w przeciwieństwie do mugolów. Jakby się zastanowić to możliwe, że była w tym nutka prawdy, Malcolm na przykład nie pamiętał, kiedy ostatni raz był przeziębiony.
- Okej, jednak wróćmy do kwestii mojego bezpieczeństwa, czyli tryton by mnie nie zaatakował? Wiesz, ONSM mnie mało interesował podczas kariery naukowej w Hogwarcie, tak samo jak Zielarstwo. Zawsze wolałem bardziej mistyczne doznania, że tak to ujmę - odparował dziewczynie. - Ale zgadzam się, komunikacja międzygatunkowa jest ważna, chociażby między innymi do tego, żeby wytłumaczyć innym gatunkom, że nie jesteśmy groźni i nie trzeba nas zabijać na każdym kroku - dodał na dokładkę.
Rozciągnął zmęczone mięśnie i na wszelki wypadek spojrzał jeszcze raz w stronę jeziora, tak jakby chciał się upewnić, że nic nagle nie wyskoczy spod tafli i nie rzuci się na niego chcąc na przykład pozbawić go reszty długiego, ale jakże pięknego życia.
- W zasadzie dotąd nie podejrzewałem, że będę trytońskiego potrzebował, ale chyba zmienię swoje spojrzenie na ten temat i bardziej się zainteresuje możliwościami, jakie niesie nauka tego języka - odparł wyjątkowo elokwentnie jak na siebie. Wbrew pozorom czasami u Malcolma objawiały się przejawiały geniuszu, w końcu był krukonem, prawda?
Słysząc z ust dziewczyny, że go kojarzy, uśmiechnął się szeroko. Był znany, to dobrze. Zresztą jak tutaj nie znać krukona, który bił rekordy w zaliczeniu szlabanów, a przecież jego dom zawsze uchodził za ten ułożony, idealny i w ogóle cudowny. Byli w końcu kujonami, najlepszymi uczniami Hogwartu. Oczywiście Malcolm kochał naukę! Ba! Pomimo tego, że tracił punkty domu przez głupie zachowanie to jednak na lekcjach był tak aktywny, że nierzadko nadrabiał te utracone punkty, a nawet zyskiwał ich ponad to! W szczególności dotyczyło to oczywiście transmutacji, w końcu nazwisko zobowiązywało.
- Tak, to ja. Kurde, już jestem tak popularny? Ej jeśli tak to gdzie mój fanklub i harem przystojniaków dla mnie? - spytał, chociaż to oczywiście był bardziej żart niż faktycznie stwierdzenie. Mimo wszystko haremem przystojnych facetów z całą pewnością by nie pogardził. - Stereotypy? Błagam cię! One są po to, żeby szokować ludzi. Wiesz, ktoś pomyśli, że będzie miał do czynienia z dojrzałym emocjonalnie człowiekiem, a ty nagle rzucasz łajnobombę i spierniczasz z miejsca zdarzenia najszybciej, jak się tylko da. Swoją drogą też Cię kojarzę, jesteś Aurora, nie? Z Huffelpuffu. Wiesz, że mało brakowało, abym tam trafił. Tiara potrzebowała ponad sześć minut, żeby jednak mnie dać do niebieskiej drużyny. Może nawet lepiej, nie żebym umniejszał znaczenie twojego domu, ale żółty to zdecydowanie nie mój kolor.