21-03-2021, 09:28 PM
Coż, teren zadbany czy nie, nie było tu żywej duszy i choć Heather była ostrożna i jednak obserwowała jako tako otoczenie, nie miała zupełnie zamiaru się wycofywać. Zbyt ładnie tu było, a jeśli faktycznie zwyczajnie dbano o to miejsce, tym bardziej dobrze byłoby docenić i spędzić tu trochę czasu, uwiecznić na zdjęciach!
- No, szkoda, ale to nic, podzielimy się moimi zdjęciami. Następnym razem weźmiesz też swój najwyżej.
Zerknęła na Kirę z niemą zgodą połączoną z niezadowoleniem. Nie to żeby w ogóle chciała mieć dziecko, ale lata temu nawet było jeszcze jako tako możliwe w ogóle pójść za takim planem, a teraz... Urodziła się zwyczajnie w złych czasach, ciężej było kogoś złowić. Sto lat temu mogła jeszcze złapać faceta ot na ładną buzię i brak chorób genetycznych. Posag mógł jeszcze być problemem, tak, ale nie zamykał drogi, mogłaby to obejść. A teraz...? Co najwyżej może sobie pomarzyć zamiast snuć skomplikowane plany urządzenia się tak, by nie musieć martwić się o jutro.
- No niestety, w złych czasach się urodziłam. - rzuciła z niezadowoleniem. - Albo w złej skórze, zależy od punktu patrzenia.
I tylko ona mogła wiedzieć co miała na myśli. Patrzyła z rozbawieniem jak Kira kica przed nią wesoło ku ogrodom. Chciałaby być tak beztroska jak ona, chociaż nadrabiała najpewniej w braku empatii wobec pozyskiwanych mężczyzn, w stosunku do których nie raz usłyszała, że jest okutna. Cóż, życie, jej też nie oszczędzano.
Jej uwagę odwrócił tętent kopyt z oddali, ewidentnie coraz wyraźniej słyszalny. Zatrzymała się niedużo przed wejsciem do ogrodu, oglądając się z neutralną miną. Słońce padało na jej profil, przez co musiała zmrużyć oczy lekko. W sam raz wiatr powiewał tak, by rozwiewać jej blond pukle za ramiona, nie wyglądała dzięki temu jak potwór z bagien żądający zemsty. I faktycznie jej oczom ukazało się dwoje jeźdźców - dziewczyna i chłopak, co dojrzała gdy się zbliżyli jeszcze trochę - w jednoznaczny sposób kierujących się prosto ku niej i Kirze.
- Zdaje się, że nie jesteśmy tu pierwsze, Kira. - rzuciła w przestrzeń donośnie, nie odwracając wzroku od jeźdźców. Nie miała zamiaru uciekać, co niby mogą im zrobić? Chyba nic poza rozjechaniem, a przed koniem uciekać nie będzie. Zresztą Merlin wiedział skąd w niej była szczera wiara i przekonanie, że nie zagraża jej niebezpieczeństwo.
- No, szkoda, ale to nic, podzielimy się moimi zdjęciami. Następnym razem weźmiesz też swój najwyżej.
Zerknęła na Kirę z niemą zgodą połączoną z niezadowoleniem. Nie to żeby w ogóle chciała mieć dziecko, ale lata temu nawet było jeszcze jako tako możliwe w ogóle pójść za takim planem, a teraz... Urodziła się zwyczajnie w złych czasach, ciężej było kogoś złowić. Sto lat temu mogła jeszcze złapać faceta ot na ładną buzię i brak chorób genetycznych. Posag mógł jeszcze być problemem, tak, ale nie zamykał drogi, mogłaby to obejść. A teraz...? Co najwyżej może sobie pomarzyć zamiast snuć skomplikowane plany urządzenia się tak, by nie musieć martwić się o jutro.
- No niestety, w złych czasach się urodziłam. - rzuciła z niezadowoleniem. - Albo w złej skórze, zależy od punktu patrzenia.
I tylko ona mogła wiedzieć co miała na myśli. Patrzyła z rozbawieniem jak Kira kica przed nią wesoło ku ogrodom. Chciałaby być tak beztroska jak ona, chociaż nadrabiała najpewniej w braku empatii wobec pozyskiwanych mężczyzn, w stosunku do których nie raz usłyszała, że jest okutna. Cóż, życie, jej też nie oszczędzano.
Jej uwagę odwrócił tętent kopyt z oddali, ewidentnie coraz wyraźniej słyszalny. Zatrzymała się niedużo przed wejsciem do ogrodu, oglądając się z neutralną miną. Słońce padało na jej profil, przez co musiała zmrużyć oczy lekko. W sam raz wiatr powiewał tak, by rozwiewać jej blond pukle za ramiona, nie wyglądała dzięki temu jak potwór z bagien żądający zemsty. I faktycznie jej oczom ukazało się dwoje jeźdźców - dziewczyna i chłopak, co dojrzała gdy się zbliżyli jeszcze trochę - w jednoznaczny sposób kierujących się prosto ku niej i Kirze.
- Zdaje się, że nie jesteśmy tu pierwsze, Kira. - rzuciła w przestrzeń donośnie, nie odwracając wzroku od jeźdźców. Nie miała zamiaru uciekać, co niby mogą im zrobić? Chyba nic poza rozjechaniem, a przed koniem uciekać nie będzie. Zresztą Merlin wiedział skąd w niej była szczera wiara i przekonanie, że nie zagraża jej niebezpieczeństwo.